Czerwony Świt się z nocy budzi

37 2 0
                                    

Zachodnia część terytorium grupy Stalkerów obejmowała małą stację przeładunkową kruszyw. Na torach stały dwa pojazdy. Jednym była stara lokomotywa, z tyłem całkowicie rozsadzonym przez spadające rakiety. Zielona farba jeszcze utrzymywała się, mimo postępującej korozji. Drugim była spalinowa drezyna, przewożąca Stalkerów do Dworca i spowrotem. Stacyjka była idealnym punktem kontrolnym między granicami terytorium Stalkerów i Czerwonej Pięści - komunistów. Komuniści niejednokrotnie już próbowali stację zająć. Raz nawet opanowali tory, lecz patrol śmigłowca z Kwarantanny odwiódł ich od tego pomysłu... kalibrem 30mm i rakietami. Tory udało się naprawić i aktualnie znajdował się tu punkt graniczny i obserwacyjny. Było to miejsce dogodne, betonowa, czteropiętrowa wieża z dwoma zsypami, na których ustawiono działko 2A76 i KORDa. Od północy znajdowała się anomalia chemiczna, a od południa teren był zaminowany aż po samą Kwarantannę. Nie było opcji podejść z innej strony niż od zachodu, co wiązało się z ogromną gęstością ognia.
Tutaj właśnie stacjonował Kat. Z usposobienia był raczej spokojną osobą. Lubił spać, czytać książki, śpiewać i palić fajki w przerwach między innymi czynnościami. Był sceptyczny względem różnych legend krążących po Mieście, przez co ludzie mieli go za nieustraszonego, chłodnego sukinsyna. Albert Katchinsky, gdyż tak miał rzeczywiście na imię, był rzeczywiście chłodno nastawiony do innych i raczej unikał przywiązywania się. Przed bombardowaniem był członkiem lokalnej mafii, stąd jego umiejętności walki. Nie wiadomo dokładnie na jakim był stopniu, ale wiadomo, że dzień przed masakrą wystawiono za nim list gończy. Kiedyś powiedział nawet za co. Oleg usłyszał tą opowieść:
"Zazwyczaj nie zajmowałem się taką robotą, ale nasunęła się gruba ryba do likwidacji. Typ był jednym z przywódców lokalnych chińskich watażków, wiesz, ci co sprowadzali koks i kurwy do lokalnych burdeli. Okazało się, że sam właścicielem takowego jest, czaisz? No to chłopie, szef, niech mu ziemia lekką będzie, mówi mi: słuchaj Albert, zapierdolisz gnoja i masz ten burdel dla siebie. Jak w GTA. No to wziąłem ekipę, wsiedliśmy na dwa auta i zajeżdżamy na Uniwersytecką. Ochroniarze przed drzwiami dostają po mordzie i leżą. Wpierdalamy się do środka i drę ryj: Wszyscy kurwa na ziemię! Ktoś wstanie to go kurwa odjebe!
No i ochroniarzy od razu rozjebaliśmy i idziemy do pokoju. A wtedy jakaś dziwka ściągnęła mi kominiarkę i zaczyna dusić. Złamałem suce rękę i strzał w ryj dla pewności. Wjebaliśmy się i odjebaliśmy typa, ale patrzę i widzę siebie w wiadomościach jako poszukiwanego. Wsiadłem w auto i jadę za miasto, obok mnie jedzie typo z rodziną. I nagle doganiają nas auta armii. Celują w nas i mówią tak: wjechaliście w kwarantannę! Zawróćcie bo otworzymy ogień!
Zastanawiając się o co chodzi zwolniłem i to mnie uratowało. W auto z rodzinką przyjebali z granatnika, a ja zwróciłem na ręcznym i sru do miasta. Następny dzień przesiedziałem w piwnicy. I wtedy jebło. Dwa dni później poszedłem na dworzec i tak dołączyłem do Stalkerów."
Wartą uwagą jest to, że Kat mówił w prosty sposób i dużo przeklinał.
Tymczasem Kat siedział na czwartym piętrze wieży i patrzył na okolicę. Spostrzegł w pewnym momencie jakiś ruch. Sięgnął po radio, by skonsultować czy zbliżała się jakaś karawana, kiedy ruch odpalił w wieżę pocisk z RPO. Termobar uderzył gdzieś w drugie piętro robiąc z ludzi krwawą papkę. I wtedy zjechali się czerwoni. Cała armia. Wzdłuż torów pędziły BTR-70, wokół nich piechota. Odezwały się KORDy i 2a76. Kat nie wiedział do końca co robić. Jego broń zapewniała zbyt małą siłę ognia, zresztą KORDy radziły sobie doskonale. Wtedy zobaczył jak w rozładownię uderzył pocisk z Sani. I już wiedział co należy zdziałać. Zająć moździerz i z jego pomocą zniszczyć wrogie stanowisko dowodzenia. Po jednym z filarów podtrzymujących balkony zsunął się na ziemię i runął w krzaki. Koło niego przebiegło trzech czerwonych, po czym dudnienie pobliskiego cekaemu uświadomiło Kata o ich losie. Przepadli.
Kat ruszył biegiem linią lasku, który był co prawda anomalią chemiczną, ale tu jeszcze nic mu nie groziło. W pewnym momencie potknął się o kępę trawy i broń poleciała do przodu. Kat obrócił się i zauważył jak kępa trawy zwróciła ja niego swoją zieloną twarz. To był snajper czerwonych. Snajper sięgnął po saperkę, w tym samym momencie gdy Kat wyciągnął z pochwy nóż i zerwał się na nogi.
-Chuj!- krzyknął snajper atakując saperką. Kat odsunął się w prawo i odpowiadając
-Twojej starej w dupie- wbił nóż w bok gardła przeciwnika. Ten jęcząc upadł na ziemię z zamiarem powolnego umierania z upływu krwi.
Kat kopnął zwłoki snajpera i rzucił się dalej przed siebie. Dwóch komunistów z lewej otworzyło do niego ogień. Kat słyszał jak kule świszczą obok jego głowy i rozbijają drzewa młodniaku za nim. Rzucił się na ziemię w momencie, w którym działko przeorało niefartownych strzelców. Kat szybko się podniósł i ruszył dalej, aż zobaczył smugę dymu spomiędzy drzew. Ostrożnie podkradł się do stanowiska moździerza Sani obsługiwanego przez dwóch mężczyzn. Obaj mieli standardowy ubiór czerwonych - oliwkowe kurtki i spodnie w khaki oraz czerwone berety. Kat wyciągnął granat, odbezpieczył i rzucił w okolice moździerza. Zobaczył strach jaki wywołała zielona niespodzianka kiedy obaj żołnierze próbowali uciec. Nastąpiła eksplozja i ich ciała odrzuciło na dwa metry. Kat szybko przeanalizował teren, rzucił się do moździerza. Działa. Namierzył wrogi punkt dowodzenia i włożył do rury pocisk
-Hasta la vista skurwysyny- powiedział po czym z hukiem pocisk wyleciał z moździerza. Po chwili Kat dojrzał eksplozję w miejscu punktu dowodzenia. Czerwoni zaczęli się wycofywać. Kat ostrzeliwywał moździerzem uciekających w popłochu komunistów. Gdy ci zniknęli za linią lasu, kopniakiem złożył moździerz i wrócił na stację przeładunkową. W momencie w którym wchodził w bramę, z zdobycznym moździerzem na barkach podbiegł do niego dowódca zmiany
-Katchinsky! Wódz Cię wzywa
-Co się stało?
-Jakaś tajna misja, właśnie dostaliśmy komunikat. Wsiadaj na drezynę z rannymi!
-No dobra.
Kat rzucił moździerz przed wejście, poprawił szelki i zabrał plecak, który już leżał gotowy przy platformie przeładunkowej. Wszedł na drezynę i usiadł pomiędzy śpiącym żołnierzem z oderwaną nogą, a jego kolegą z plutonu, któremu odłamki poharatały całą prawą rękę. Znajomy, paląc skręcanego papierosa z konopią zapytał:
-A Ty gdzie dostałeś? W jaja?
-W dupę. Od Wodza. Kazali mnie wycofać.
-Chyba masz przejebane.
-Mówili coś o jakiejś misji. Nie mam pojęcia co Schmitt miał na myśli, powiedział że to tajne.
-Słuchaj tego ważniaka we flecktarnie to daleko zajdziesz - odpowiedział znajomy i kopcąc szluga uśmiechnął się.
-Tak czy siak masz przejebane człowieku. Ja idę na urlop...
-Dopóki Kwarantanniarze nie rozpierdolą szpitala
-To będzie miał wieczny urlop - odpowiedział beznogi żołnierz, który obudził się, słuchając ich rozmowy. Wszyscy trzej zaczęli się śmiać, kiedy drezyna ruszyła. Za dźwiękiem silnika Diesla niósł się śmiech całej drezyny, brzdęk butelek i krzyki tych rannych, których nie uspokoiła kodeina i konopne skręty.

Czarne Słońce Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz