Kat obudził się pod wpływem potrząśnięcia. Leżał jeszcze chwilę mamrocząc, lecz gdy ktoś potrząsnął nim mocniej, niespodziewanie chwycił sennego agresora za gardło i przycisnął go do betonowej ściany. Poczuł że nie ma przy sobie pistoletu ani noża. Popatrzył w przerażoną twarz przeciwnika.
-Kat, kurwa dusisz mnie
-Przepraszam Rav - powiedział Katchinsky puszczając swojego towarzysza - Gdzie my do cholery jesteśmy?-
-W Zonie-
-To wygląda jak cela- podsumował Kat rozglądając się po pomieszczeniu. Rzeczywiście, znajdowali się w małym pomieszczonkiem z dwoma pryczami, kiblem i umywalką w kącie. Jedyne drzwi były zrobione z pancernej stali i znajdował się w nich otwór do spoglądania na więźniów. Na ścianach były wyryte jakieś daty i imiona, na które Kat nie zwracał większej uwagi.
-To jest cela geniuszu - podpowiedział mu Rav
-Czemu jesteśmy w celi? Mówiłeś że nas przyjmą jak gości.
-Tak by było, gdyby nie ci Łowcy
-Skurwysyny
-Ano. Ale przynajmniej opatrzyli ci twój zakuty łeb
-Pierdol się
-Haha- zaczął śmiać się Rav
-Ty mi lepiej powiedz czy masz coś do palenia- odrzucił mu Kat. Rav dał mu papierosa i zapalniczkę. Kat odpalił szluga i oddał ogień.
-Nasza pozycja jest niezbyt ciekawa, co? - zapytał Kat
-Pewnie chcą wiedzieć co Stalkerzy robią tak daleko od swojego terytorium
-To świetne mają sposoby zadawania pytań. - podsumował Kat. W tym momencie usłyszeli kroki na korytarzu.
Drzwi do ich celi się otworzyły i stanęły w nich trzy postacie, dziewczyna i dwóch ochroniarzy, wszyscy w czarnych uniformach Służby Więziennej Zony 211. Mężczyźni byli wysocy, barczyści. Twarze zasłaniały im kominiarki i przyłbice białych, policyjnych hełmów. Obaj w rękach trzymali karabinki G36C. Dziewczyna nie zasłaniała twarzy. Miała coś koło 175cm wzrostu, szczupłe, ale wydatne ciało. Po ramionach spływały jej kruczoczarne włosy, oczy miała kolory niebieskiego, mały, zgrabny nos i wąskie usta.
Stanęła w rozkroku z rękami założonymi z tyłu. Ubrana była w spodnie od uniformu, czarną bluzę termoaktywną, wysokie policyjne buty. Jej szyję oplatała czarna arafatka, a pas taktyczny uwydatniał wcięcie w talii.
Kat właściwie nie czekał na jakiekolwiek pytania z ich strony
-Chuje, wyciągnijcie nas!-
-Zamknij mordę Stalkerze- odpowiedziała dziewczyna
-Kat, spokojnie- próbował uspokoić kolegę Rav, ale ten wpadł w furię
-Jesteśmy przedstawicielami jebanej frakcji Stalkerów. Macie nam oddać broń i nas wypuścić!
-Nie ma mowy. Naczelnik Was wzywa
-Chuj mnie obchodzi jakiś naczelnik!
-Albo się uspokoisz, albo Cię spacyfikuję osadzony!
-Nie będzie mi rozkazywać jakaś kobieta! Wypierdalaj mi z drogi!
-To ostatnie ostrzeżenie!
-Pierdol się!- dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rozłożyła pałkę teleskopową i uderzyła Kata w nerki. Stalker zwinął się z bólu i zaczął ryczeć na ziemi jak trafiony jeleń. Rav podbiegł do niego i starał się go odciągnąć od dziewczyny, ale za chwilę chwyciło go dwóch strażników i zakuli go w kajdanki. Kata nawet nie podnosili. Skuli mu ręce i obu wyprowadzili z celi. Szli tak korytarzami mijając kolejne, zaprasowane drzwi. Przeszli do drugiej części więzienia, gdzie był dawniej blok lekkiego rygoru i administracji. Mężczyźni zostali wprowadzeni do bogato zdobionego biura. Strażnicy posadzili ich w obitych czerwoną skórą fotelach i rozkuli. Kat zaczął masować nerki, które bolały go po ciosie pałką teleskopową. Do pomieszczenia wszedł Naczelnik. Stary siwiejący mężczyzna w garniturze, z zakolami. Uśmiechał się, miał pogodne, brązowe oczy i miły wyraz twarzy. Mimo to wyczuwało się, że była to osoba wymagająca respektu. Wysoki i postawny, pełen charyzmy, sprawiał wrażenie jakby mógł spuścić łomot jeszcze niejednemu młodemu, silnemu mężczyźnie.
-Panowie Albert Katchinsky i Rafał Rawski. Miło mi panów poznać. Nazywam się Oleg Walentinowicz Funtikow i jestem naczelnikiem tego więzienia. Mówcie mi po prostu Oleg. Przepraszam Cię Albercie, za zachowanie Lidii, niezbędne środki bezpieczeństwa. Jako że pracowałeś na granicy, to sam zrozumiesz.
-Unikałem tego miejsca przed wojną, trafiłem tu po niej. Ciekawe
-Niezmiernie Albercie, niezmiernie. Napijesz się może herbaty? A Ty Rafale?-
-Z wielką chęcią- odpowiedział na propozycję Kat
-Jak najbardziej- dodał Rav. Po chwili sekretarka przyniosła trzy herbaty. Powoli siorbiąc swoją, Oleg usiadł w fotelu naprzeciwko nich.
-Więc, co sprowadza Stalkerów tak daleko na wschód. Rzadko się u nas zjawiacie
-Nie wiem czy możemy powiedzieć Olegu Walentinowiczu - zaczął Rav
-Po prostu Oleg Rafale. Wydaje mi się, że potrzebujecie pomocy. Ja ją wam mogę zapewnić.
-Mamy zinfiltrować lotnisko. Wódz chce je zająć.
-A to ciekawe, wyprzedziliście nas z zwiadem o jeden dzień
-Też macie takie plany?
-Nie, my tylko chcieliśmy się dowiedzieć, kto chce oczyścić lotnisko z zagrożeń, jakie tam czychają.
-A jakie?
-Jacyś dziwni ludzie... chyba
-A co mogłoby być innego? - zapytał Rav
-Mutanty? - wtrącił Kat
-Za dużo Metro 2033 Albercie - podkwitował Funtikow - ludzie. Ale tacy dziwni.
-I mamy wam posłużyć za lalki?
-A skądże. Wyślę z wami moich dwóch najlepszych zwiadowców. Tylko ich nie zabijcie - zaśmiał się Funtikow. Widocznie wiedział o tym, co się stało w celi
-Postaramy się - szybko powiedział Rav, zanim Kat zdążył rzucić jakimś głupim komentarzem.
Funtikow klasnął w ręce, a do sali weszło dwoje ludzi. Pierwszym był mężczyzna. Przysadzisty, w czarnym uniformie i pancerzu saperskim. Hełm z przyłbicą całkowicie zasłaniał mu twarz. Miał z dwa metry wzrostu i pewnie z metr szerokości. Był prawdziwym gigantem. W ręce trzymał karabin maszynowy PKP Pieczenieg. Podniósł przyłbicę i na mężczyzn spojrzała pokiereszowana bliznami, uśmiechająca się twarz.
-To jest Hulk. Nasz chodzący czołg. Nie przejmujcie się gabarytami, jest skoczny i szybki. - powiedział Funtikow. Hulk od razu im się spodobał. Zza pleców wyszła...
-Ta cholerna...- zaczął Kat, ale dostał kopniaka w kostkę od Raviego, co na chwilę go uspokoiło
-A to Lidia Gorczenko. Najlepszy snajper w całej Kwarantannie.
-Rav jest snajperem. Nie potrzebujemy jej Olegu. - powiedział Kat, ale Rav się wtrącił
-Ja jestem strzelcem wyborowym. Snajper zajmuje się eliminacją bardziej precyzyjnych celów i na większych odległościach. Dziękujemy za twoje wsparcie Olegu.
-Nie musicie dziękować. Też z tego będziemy mieć jakiś profit. Gdy przejmiecie Lotnisko, będziemy mieli nowy szlak handlowy. A teraz bywajcie, przygotujcie się. Jutro rano Was wypuszczam. Lidia, zostań na chwilę. Hulk, pokażesz chłopakom ich pokoje.
I tak Rav i Kat ruszyli za ogromnym Hulkiem. Ten zaprowadził ich w inną część bloku lekkiego rygoru, który aktualnie stał się blokiem mieszkalnym. Podeszli do drzwi numer 143 i dostali dwa klucze.
-Czujcie się jak u siebie- zadudnił Hulk i odszedł. Mężczyźni weszli do pokoju. Cela była dużo większa od poprzedniej. Dwa osobne łóżka, duża szafa, dwie komody, stolik, łazienka. Przy ścianie leżały złożone, wyprane i wyprasowane ich rzeczy, broń lśniła od czyszczenia. W słuchawkach aktywnych Kata nawet wymienili pokrywę mikrofonu, która spadła gdzieś w bloku. Zaczął pakować rzeczy do plecaka, a przy okazji rozpoczął rozmowę z Ravim, na którą czekał całą drogę
-Co o tym sądzisz Rav?
-Mi tam nie przeszkadzają
-Ale nie wydaje Ci się to podejrzane?
-Gość przecież ma motyw żeby nam pomóc. My potrzebujemy lotniska, żeby rozwalić czerwonych. Im trzeba tylko szlaków handlowych. Wszystko się układa w logiczną całość Kat. - powiedział Rav pakując plecak tak, by mu nie ciążył zbytnio.
Gdy byli gotowi wyszli obaj z pokoju i ruszyli w stronę stołówki. Było to duże pomieszczenie na parterze. Po lewej od wejścia znajdowała się jadłodajnia, cała reszta była usiana stolikami. Rav i Kat wzięli po kotlecie schabowym z ziemniaczkami i usiedli przy stoliku na samym końcu sali. Po chwili przyszedł też Hulk i usiadł koło Rava. Ten dostał trzy porcje. Skurczybyk musiał się ładować.
Po chwili przyszła też Lidia i zajęła miejsce obok Kata. Jedząc wszyscy zaczęli rozmawiać, Kat i Rav opowiedzieli o tym, jak dotarli na Osiedle Robotnicze, Hulk (który jak się okazało ogłuszył Kata butem) i Lidia o tej interwencji w której jej znaleźli. Hulk zabrał się za tłumaczenie Raviemu jak wygląda rodzina rosyjskich UKMów, jako przykład budowy pokazując swojego Pieczeniega, a Lidia odezwała się do Kata
-Albert...
-Po prostu Kat. Wszyscy mi tak mówią.
-Dobrze, Kat. Przepraszam za to, że prawie rozwaliłam ci nerki
-Spoko, właściwie to ja wystartowałem. Ale kopniak w udo by raczej wystarczył
-Myślałam, że jesteście z Łowców i mimo wszystko czeka Was stryczek
-Rozumiem. Czyli lubisz się znęcać nad jeńcami?
-Nie... Po prostu
-Kwestie bezpieczeństwa. Rozumiem.
-To... chyba dobrze
-Chyba tak. - podsumował Kat w momencie w którym Hulk wyjął butelkę samogonu i zaprosił obu panów do siebie. Takiej okazji się nie przepuszcza, trzeba w końcu nawiązywać sojusze między frakcjami. Kat i Rav wyrazili się z aprobatą wobec pomysłu giganta i całą czwórką ruszyli do pokoju Hulka. Izba, w jakiej mieszkał gigant niewiele różniła się od ich pokoiku. Jedyne co, to oba łóżka były złączone w jedno, żeby trzydziestolatek miał gdzie spać. Usiedli w czwórkę przy małym stoliku i zaczęli grać w 《kto nigdy nie》pijąc. Samogon okazał się mieć właściwości podobne do absyntu, więc bohaterom dosyć szybko urwał się film...
CZYTASZ
Czarne Słońce
AksiMiasto stało się ruiną. Deszcz stali i ognia przykrył je swoją płonącą pierzyną wypalając życie z jego obszaru. Kwarantanna była dobrze zacieśniona. Nikt nie uciekł. 200 000 mężczyzn, kobiet i dzieci spłonęło żywcem w deszczu napalmu, udusiło się od...