- Dzieci, wyjdźcie na podwórko, nie siedźcie tak w domu, musicie nałykać świeżego powietrza. - zachęcała ich pani Hildegarda Cierpka - No, już, wychodzimy, szybciuteńko.
Podopieczni leniwie wywlekli się na zaniedbane podwórze. Dziewczęta przysiadły w grupkach i zaczęły rozmawiać z ożywieniem o tylko sobie znanych sprawach. Chłopcy rozeszli się po całym terenie należącym do sierocińca, rozrabiając, jak to chłopcy mają w zwyczaju.
Na podwórku rozlegał się delikatny gwar rozmów i śmiechów.
- Jeden, dwa, trzy,... zaraz, zaraz, a gdzie jest Aurora? - pani Hildegarda Cierpka rozgniewała się nie na żarty. Pełna złych przeczuć, wróciła do budynku.
***
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy - z korytarza naprzeciw wyłoniły się cztery mroczne postacie - Nie zabłądziłaś, maleńka?
Cofnęła się trochę, lekko spuszczając głowę i oceniając sytuację. Stali w wąskim, ciemnym korytarzu, gdzie przewaga liczebna nie na wiele się zda. Do tego oni może byli silni, ale to ona była sprytna. Cofnęła się jeszcze jeden krok.
- Co, boisz się? - środkowy napastnik wyraźnie przewodził całej grupie. Podszedł jeszcze parę kroków bliżej. Uśmiechał się.
- Nikt nas tu nie znajdzie. - powiedział niskim głosem
W tym momencie stało się wiele rzeczy na raz. Rzuciła się naprzód, skoczyła. Napastnik próbował ją złapać, ale ona tylko to wykorzystała odbijając się od niego i wylatując poza krąg. Pognała szybko przed siebie, wiedząc, że nie ma dużo czasu. Uderzyła w coś, co okazało się być panią Hildegardą Cierpką.
- Dziecko, co ty tu robisz, tutaj nie wolno wchodzić!
- Przepraszam, proszę pani, to ostatni raz.
- Pewnie, że ostatni. Więcej nie spuszczę cię z oka. Marsz na podwórko, ale już.
- Oczywiście, proszę pani.
Wychodząc, spojrzała jeszcze na postacie kryjące się w cieniu.
- Na co tak patrzysz?
- Na nic, proszę pani, nic tam nie ma.
Aurora westchnęła i usiadła w jej ulubionym kącie podwórka za niskimi, kłującymi krzaczkami.
***
Otworzyła oczy, i zaraz je zamknęła. Dzień jak zwykle. "A czego się spodziewałaś?" - skarciła siebie w duchu - "Że nagle otoczą cię tłumy nikomu nie znanych dotąd krewnych, którzy wychwalają jaka to jesteś cudowna?" - uśmiechnęła się gorzko - pewnie nikt w ogóle nie pamięta, jaki jest dzisiaj dzień. Nikt nigdy nie pamiętał. Czasami tylko pani Hildegarda Cierpka, ale i ona nie zawsze. Nie świętują nawet dzisiejszego dnia przesilenia letniego w którym się urodziła. W tym sierocińcu nie ma niczego co mogłoby rozweselić ich szare życie.
Popatrzyła na zegar wiszący obok drzwi ich wspólnego pokoju. Wskazywał godzinę 5:43. Za kwadrans mamy wstawać. Usiadła, przeciągnęła się i zaczęła się ubierać.
Dzień toczył się jak zwykle. Po śniadaniu pani Hildegarda Cierpka ogłosiła, że dzisiaj będą sprzątać podwórze przed sierocińcem. Aurora właśnie mozoliła się z wyjątkowo uporczywym śmieciem, gdy podeszła do niej Basia.
- Cześć - zagadnęła nieśmiało - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Aurora odwróciła się zdumiona.
- Pamiętałaś? - powiedziała zaskoczona
- No, tak sobie pomyślałam, że wypadało by ci złożyć życzenia...
- Dziękuję! - wykrzyknęła rozpromieniona Aurora. Od razu dzień stał się lepszy.
Niestety jej szczęście nie trwało długo, gdyż pani Hildegarda Cierpka zaczęła marudzić coś o leniwych dzieciach i zawołała ich na obiad.
***
Robiło się już ciemno, kiedy Aurora mogła wreszcie wślizgnąć się do swojej kryjówki. Zapaliła świeczkę. Rozmyślała nad jej dzisiejszymi urodzinami. Nie było tak źle - stwierdziła - Po obiedzie jeszcze Marysia nieśmiało mruknęła jej życzenia urodzinowe.
Aurora spojrzała na płomień. Przynajmniej nikt się z niej nie wyśmiewał. Bezwiednie wzięła świeczkę i zaczęła ją obracać w palcach. Lubiła się bawić ogniem. Wprawdzie nie pokazywała tego, odkąd pani Hildegarda Cierpka kazała jej za karę siedzieć cały dzień w komórce, ale gdy była sama, lubiła obserwować tańczące płomienie. Przesunęła ręką nad ogniem, i zaraz odskoczyła z cichym okrzykiem. Płomień przywarł jej do ręki. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Przez jedną, bardzo straszną chwilę myślała że spłonie. Potem zauważyła, że to się nie pali. Ogień jakby przykleił się do jej skóry nie robiąc jej żadnej krzywdy. Zdziwiona dziewczyna dotknęła swojej dłoni. Natychmiast ślad pojawił się też na drugiej ręce. Bardziej zaciekawiona niż przestraszona spróbowała go wytrzeć. Nie udało się. Spróbowała zmyć. Szorowała i szorowała ale dziwne znamię wciąż nie chciało zejść. W końcu się poddała. Była już tak zmęczona, że zasnęła tam gdzie była, w starym schowku na miotły.
***
Obudziło ją światło. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, że jego źródłem jest ona sama. Teraz całe jej ciało świeciło dziwną poświatą. Oprócz tego bolała ją twarz i uszy. Teraz już się przestraszyła. To nie było normalne. To tylko sen - powiedziała- To tylko sen, zaraz się obudzisz, i będziesz się z tego śmiać. Uszczypnęła się. To nie sen - pomyślała ze strachem. Gdy zastanawiała się, czy przypadkiem nie oszalała, dziwne światło i ból ustały. Aurora była jeszcze bardziej zdezorientowana. Co się właściwie stało? Może jednak tylko mi się wydawało? - Spojrzała na swoją rękę. Znamię znikło. Odetchnęła z ulgą. Tak, to musiał być sen. Poszła na palcach do łazienki, żeby się ochlapać zimną wodą. Po drodze w lustrze mignęło jej odbicie. Zatrzymała się jak wryta. Powoli cofnęła się do lustra. Ze szklanej tafli spoglądała na nią zupełnie obca twarz. Twarz, która nie wyglądała nawet na ludzką.
--------------------------------------------------------
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania :)