W ponurej gospodzie było tłoczno. Wielkie palenisko oświetlało duszne wnętrze. W powietrzu czuć było zapach dymu i piwa. Ponury barman wycierał brudne szklanki jeszcze brudniejszą szmatką. Wokoło rozbrzmiewały głośne rozmowy i krzyki.
Z otwartych na oścież drzwi wdarł się podmuch zimnego powietrza. Do środka weszła niepozorna zakapturzona postać. Przybysz rozejrzał się dookoła i usiadł w kącie. Szybko dosiadło się do niego dwóch zawadiaków z kuflami w rękach.
- Twoja mamusia wie że tu jesteś chłopczyku? - ryknął jeden z nich
Postać pozornie nie zareagowała, jednak uważny obserwator mógłby zauważyć, że jej ręka powoli powędrowała do kieszeni płaszcza.
- Co, boisz się że będziesz miał kłopoty w domu? - powiedział drugi, najwyraźniej zawiedziony, że przybysz nie wpadł w gniew. - Oj nie martw się, jak będziesz grzeczny to nic ci nie będzie.
- Taa może cię jeszcze mamusia pozna - dodał poprzedni i obaj wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Martwię się raczej o was. - wymknęło się nieznajomemu
- Takiś chojrak, co? - warknął groźnie zwalisty mężczyzna - Jeszcze zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni.
Mówiąc to, spojrzał w oczy nieznajomego i prawie się wzdrgnął, bo zdawało mu się że patrzy nie w oczy, ale w głębokie studnie bez dna, nieznające ni strachu ni litości.
Dopiero gdy usłyszał chrząknięcie swojego kolegi uświadomił sobie że siedzi i gapi się bez ruchu.
- Eee to ja już chyba sobie pójdę... - powiedział szybko.
Mówiąc to, szturchnął kompana, a później razem wstali i odeszli szybkim krokiem.
Gdyby teraz ktoś uważnie popatrzył na nieznanego przybysza siedzącego w kącie ciemnej, zadymionej gospody, może dostrzegłby pod głębokim cieniem kaptura półuśmiech błąkający się na jego wargach.