one. masquerade ball

377 20 7
                                    

— Przestaniesz wreszcie się wiercić?

Brunet westchnął ciężko, poprawiając czarną, cekinową maskę na swojej twarzy. Czuł się idiotycznie- smoking mu nie pasował, podobnie jak buty, tak wypolerowane, że mógłby się w nich przejrzeć. Zwykle zmierzwione włosy teraz musiał ujarzmić przy pomocy grzebienia i eleganckiej, aksamitnej wstążki.

Zerknął na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał jak pajac. Łysy łabędź, strojący się w nieswoje piórka.

A potem spojrzał nieco w dół, gdzie napotkał jej czarną grzywkę i bardzo skupione spojrzenie. Ale nie patrzyła na niego. Była zajęta oglądaniem filmiku z tutorialem wiązania muszki. A potem przygryzła swoją malinową, pełną wargę i próbowała jak najlepiej odwzorować węzeł. Niemal go przy tym poddusiła, mamrocząc pod nosem przekleństwa.

Sięgała mu ledwie do barku, siły miała tyle, co wściekły chihuahua. A i tak nim rządziła. Trzymała go w szachu. Pilnowała klucza do jego serca. Zabawne, jak bardzo wcielenie szczęścia trzymało pod pantoflem uosobienie wszelakiego pecha.

— Kropeczko...

— Zamknij się. — rzuciła ostro. Ostatni raz rozplątała supeł i znowu rozprostowała pozaginaną muszkę.

Wcisnął dłonie do kieszeni spodni. Spojrzał kątem oka na budzik na komodzie, przy łóżku w sypialni.

— Tylko chciałem ci powiedzieć, że w takim tempie się spóźnimy. Adrien i Marinette szykowali ten bal od miesięcy. Starali się dopiąć wszystko na ostatni guzik. A teraz wszystko pójdzie się kochać z powodu...

— Plagg, na litość Izydy! — pisnęła wściekle kwami Biedronki. Chłopak skulił nieco kocie uszy, ale i tak uniósł kącik ust w dumnym uśmieszku.

Irytowanie Tikki, odkąd sięgał pamięcią, było jego ulubionym zajęciem. Zawsze, kiedy się złościła na niego, marszczyła uroczo nosek. I jednocześnie mrużyła swoje wielkie, ciemnoniebieskie oczy, próbując wyglądać groźnie. Ale dawał to efekt zupełnie odwrotny.

Słodka Bastet. Dlaczego połączyłaś jego serce z kimś tak odpornym na niebywały, koci urok osobisty?

Ponownie utkwił w niej swoje zielone spojrzenie. Zawsze wyglądała pięknie, ale tym razem naprawdę przeszła samą siebie. Nie przesadziła z ubiorem, zdecydowała się na prostą, czerwoną sukienkę ze skromnym dekoltem i czarne szpilki. Nawet z makijażu zrezygnowała, a biżuterię ograniczyła do okrągłych kolczyków i złotego łańcuszka z małą biedronką.

— No, skończyłam. — rzuciła dumnie, kończąc wiązać mu muszkę pod szyją i robiąc krok w tył. Obejrzała go sobie krytycznym wzrokiem, kolejny raz przygryzając w skupieniu dolną wargę. Brunet przełknął ślinę.

— Wyglądasz nawet nieźle, wiesz?

— Dziękuję, ale... ty przyćmiewasz mnie swoim wdziękiem, cukiereczku. Jak zawsze zresztą. — powiedział nagle Plagg. Momentalnie znalazł się przy niej i położył dłoń na gładkim, piegowatym policzku Tikki. Powoli nachylił się w stronę koralowych ust Strażniczki, nie spuszczając z niej...

PSIK. PSIK. PSIK.

Strażnik Pierścienia Czarnego Kota odskoczył, jak oparzony, mimowolnie sycząc, niczym najprawdziwszy kocur. Tymczasem brunetka, z cwanym uśmiechem odłożyła na komodę flakonik, napełniony wodą różaną.

— Jedzie od ciebie pleśnią. Mam szczerą nadzieję, że nie kłamałeś, kiedy prosiłam, żebyś nie jadł dziś tego obrzydliwego sera. — oświadczyła dziewczyna, ze spokojem zakładając swoją czerwoną maskę. Uśmiechnęła się ciepło do nadal zszokowanego Plagga i wzięła go za rękę.

Miraculous: Meet the KwamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz