Tomarry - Priori Incantatem (part 3)

640 31 16
                                    

Poranne promienie słońca tańczyły swawolnie po twarzy Harry'ego. Otaczało go ciepło drugiego ciała – doświadczał tego pierwszy raz, ale podobało mu się.

Tom był w stanie wyczytać to z lekkiego uśmiechu na jego twarzy. Chłopak wyglądał jak mały, zadowolony ze znalezienia wygodnego miejsca kotek; brakowało by tylko, żeby zamruczał jak jeden. Mógłby go tak trzymać całą wieczność, wpatrując się w niego z nieukrywaną przyjemnością. Musnął czule nosem jego policzek, wciąż nie do końca rozumiejąc, co wywołuje w nim takie wszechogarniające ciepło. Brakowało w tym wszystkim logiki. Zaczął badać rysy twarzy gryfona opuszkami palców, nie mniej delikatnie od dotyku motyla. Nigdy w życiu nie robił czegoś tak mało produktywnego i podobającego mu się równocześnie.

Przez ostatnią godzinę prócz tego rozmyślał również nad sensem przepowiedni Trelawney "... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...". Zastanawiał się nad tym dość sporo, doszedł jednak do pewnych wniosków. Otóż, gdyby w tamtym świecie nie umarł, w tym pewnie zrobiłby to ponownie – nie zauważyłby swoich błędów. Jego śmierć w tamtej rzeczywistości była konieczna. Dzięki temu może się zaopiekować Harrym, chłopcem zesłanym mu przez los, nierozerwalnie połączonym... Lepszą częścią jego duszy, oraz zostać czarnym panem w skuteczniejszy sposób.

Spojrzał na zegar, zdając sobie sprawę, że za niedługo nie zdążą na śniadanie. Co prawda była niedziela, ale i tak zjawiał się zawsze wraz ze swoimi wyznawcami o tej samej porze. Spóźnienie mogłoby wzbudzić pewne podejrzenia.

– Harry – powiedział, jednak gryfon się nie budził. – Harry – powtórzył nieco głośniej, wywołując pożądany efekt.

Potter otworzył oczy, zastając bezwstydnie przyglądającego się mu Toma. W ogóle, leżał wtulony w niego. Już mógł poczuć, jak się rumieni, ale nie mógł na to nic poradzić. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Jedna jego część chciała odepchnąć ślizgona, druga zrobić coś złego. Coś, o czym nie powinien nawet pomyśleć w kontekście przyszłego lorda Voldemorta. Ostatecznie nie poruszył się nawet o cal.

– Musimy już iść na śniadanie – stwierdził czarnooki z ociąganiem zsuwając z siebie Harry'ego.

~~~

Ostatnio Harry pomimo faktu, iż obiecał sobie, że nie polubi swojego nemezis, zaczynał w to poważnie wątpić. Od kiedy gryfon przyznał swoją porażkę– od tego właśnie wydarzenia jego podejście względem niego diametralnie się zmieniło. Nie mógł nic poradzić na fakt, że Tom stał się dla niego... Nieobojętny, a pewien cichy głosik z tyłu głowy szeptał niedopuszczalne myśli. Sytuacji było dużo, jednakże część zdecydowanie jawi się w pamięci wybrańca jako bardziej znaczące.

Wszystko zaczęło się zmieniać już w maju.

Chłopak obudził się cały spocony, z trudem łapiąc oddech. Próbował się uspokoić, żeby nie wyrwać Toma ze snu. Tylko tego brakowało, żeby zwrócił na siebie niepotrzebną uwagę. Chciał sięgnąć po swoje okulary, kiedy ktoś mu je podał. Wtedy zdał sobie sprawę, iż Tom już się obudził. Ba, przykucnął przy jego łóżku. Prawdopodobnie był tam od dłuższego czasu i cierpliwie czekał na zadawanie niewygodnych pytań.

– Chcesz się przejść? – powiedział zamiast tego zamyślonym tonem, który wydawał się niespotykanie szczery. Prawie jak nie jego.  Gryfon był zafascynowany owym zjawiskiem.

– Tak – odrzekł, zanim zdał sobie sprawę, że to może nie najlepszy pomysł. – Chwileczkę, mam gdzieś pójść z tobą sam na sam, w środku nocy?

Tom skinął na to głową.

Niech to szlag, głupota Harry'ego niechybnie sprowadzi go na manowce.

Zbiór one shotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz