V.

315 7 41
                                    

it's easy to say but it's never the same i guess i kinda liked the way you numbed all the pain

          Podobizna kobiety uśmiechała się do mnie z marmurowego nagrobka na cmentarzu Chestnut Hill w Atlancie. Jej radosne spojrzenie zatrzymane było na czarno — białej fotografii, a promienny uśmiech, wciąż znajdował się w wielu wspomnieniach w mojej głowie. Angeles Castillo, nazywana przez wszystkich pieszczotliwie Angie, była cudowną kobietą, która nigdy nie powinna doznać smutku i cierpienia. Nigdy nie powinna była zachorować, nigdy nie powinna była żegnać się z najbliższymi, a przede wszystkim nigdy nie powinna usłyszeć słów, które wypowiedziałam kilka lat temu. 

          Była najcudowniejszą mamą pod słońcem i gdybym tylko mogła cofnąć czas, nie dopuściłabym do tego wszystkiego. Byłabym przy jej boku, wspierając ją najlepiej, jakbym potrafiła. Kochałam ją najbardziej na świcie i świadomość, że nie przeprosiłam jej, że się z nią nie pożegnałam, wykańczała mnie od środka. Myśl, jak ją potraktowałam, co do nie powiedziałam, rozbija mnie od wewnątrz. Nawet zapewnienia taty czy Federico, że nigdy nie chowała do mnie urazy, nie są wystarczające.

          — Tak bardzo cię przepraszam, mamuś. — Szepczę, uśmiechając się smutnie. Tylko to teraz mogę zrobić. Nie mam już szansy jej przytulić i wyznać, że miała rację. Że zawsze miała rację. — Pogubiłam się, ale już jest lepiej. Zawsze powtarzałaś, że jutro będzie lepiej i tego się trzymam. Lotty mi pomaga. Pomagała przez ostatnie miesiące i nawet nie wiesz, jak wdzięczna jej jestem. Marco dzwoni i piszę codziennie. Są z Fran w San Francisco. — Uśmiecham się szczerzej. — Ludmiła jest naprawdę wspaniała. Od razu złapałyśmy dobry kontakt i czuję się dobrze w jej towarzystwie. Wiesz, że zawsze byłam towarzyska, ale wszystko się zmieniło. — Mówię szeptem, wspominając pierwsze dni, po powrocie do domu. Starałam się unikać Ludmiły, przez stałe wrażenie, że patrzy mi na ręce. Miałam wrażenie, że mi nie ufa. Nie chciałam tego, ale bałam się przekonać. — Mała Vils, jest niesamowita. Jest tak bardzo podobna do Federico, dosłownie zachowuje się jak on. I wiesz co, mamuś? To ona mi najbardziej pomogła. — Dodaję z uśmiechem. Córeczka Fede jest wprost niesamowita i naprawdę kochana. Odkąd tylko wróciłam do domu, nie odchodziła ode mnie na krok. Stała się moim cieniem i pomogła mi. Swoim towarzystwem, swoim śmiechem i uściskami, które wypełnione były olbrzymi nakładami miłości. Ten mały szkrab, skradł mi serce i wyrzucił ze mnie cały smutek. — Wydaje mi się, że dzieci tak mają. Chcą rozdawać swoją radość wszystkim. I uległam jej urokowi. Uratowała mnie.

          Zaśmiałam się pod nosem. Mała Violetta na nowo wniosła radość do mojego życia. Cała moja rodzina, nadała mu nowy tor i mogłam powiedzieć, że po tych wszystkich latach, bitwach, które przeżyłam i ciemności, którą przeszłam, jestem szczęśliwa. Brakowało mi tylko osób, którym pozwoliłam odejść. Dałam im tak po prostu odejść, nie zatrzymując ich. Nawet jeśli bardzo tego chciałam.

          Wyjęłam róże z wazonu i zmieniłam je na białe tulipany, które kupiłam w pobliskiej kwiaciarni. Zapaliłam znicze i wrzuciłam wszystkie śmieci do torby, którą ze sobą przyniosłam. Poprawiłam torebkę na ramieniu i uśmiechnęłam się do podobizny mamy. Czułam, że jest obok. Że naprawdę nigdy nie odeszła. Posłałam jej jeszcze jeden uśmiech, zanim odwróciłam się i wyszłam z sektora, gdzie znajduje się grób mamy. Podeszłam do kosza stojącego, przy głównym placu cmentarza i wyrzuciłam worek. Minęłam naszą dawną sąsiadkę, która uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam jej gest, zanim wyszłam przez cmentarną bramę. 

          Wyszłam z terenu cmentarza i skręciłam w stronę przedszkola. Obiecałam odebrać małą, by Federico z Ludmiłą mogli załatwić sprawy związane ze ślubem i weselem. Cieszyłam się ich szczęściem i byłam naprawdę wdzięczna losowi za to, że chociaż w tym będę mogła uczestniczyć. Lotty już szukała mi sukienki, od kiedy dowiedziała się, że Ludmiła poprosiła mnie o bycie główną druhną. Byłam zaszokowana jej decyzją, znałyśmy się dopiero dwa tygodnie, a zaufała mi na tyle, by powierzyć tak ważne i wyjątkowe miejsce, mnie. Miałam łzy w oczach, za każdym razem, kiedy o tym myślałam. 

𝙎𝙊𝙈𝙀𝙊𝙉𝙀 𝙔𝙊𝙐 𝙇𝙊𝙑𝙀𝘿 || short story [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz