Wszystko było nie tak. Siła wyższa, bez uprawnień kierująca świtem, postanowiła udowodnić, że dysponuje niekończącymi się pokładami małpiej złośliwości. Już od dobrej godziny chodziłem po tej okolicy szukając mojego mieszkania. Co prawda mała mapka narysowana przez moją matkę, ewidentnie pokazywała, że mój nowy dom znajduję się na ul. Mickiewicza 9, zaraz przy parku. Jednak jak na złość całą tą ulicę przeszedłem z 10 razy na wskroś, a mimo to moje oczy nie napotkały na swojej drodze ani budynku z numerem 9, ani parku. Na domiar złego moje ciało było już porządnie zmęczone ciągłym targaniem ciężkich bagaży. Po prostu super.
Uznałem, że najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji będzie ponowne przejście się po tej samej trasie ostatni raz. Postanowiłem sobie, że jeżeli znowu mój spacer miałby przynieść taki sam rezultat co poprzednie, to dałbym sobie z tym spokój i poprosiłbym o pomoc jakiegoś przechodnia.
Gdy miałem już ponownie zawrócić usłyszałem nieznany mi głos, który prawpodobnie był skierowany do mnie.
- Przepraszam! Czy nie potrzebuje Pan czasem pomocy?! - wykrzyczała nieco za głośno jakaś kobieta.
Odwróciłem się w stronę dochodzącego głosu. Po drugiej stronie ulicy ujrzałem dziewczynę o kasztanowych włosach, związanych u góry w kucyka. Żywo machała w moją stronę prawą ręką, natomiast w drugiej trzymała pączkopodobny deser.
Zaskoczony przystanąłem w miejscu. Po chwili z ulgą odstawiając jedną z walizek na ziemię, podniosłem rękę i nieco mniej energicznie jej odmachałem.
- Tak właściwie to tak! Byłbym wdzięczny za pomoc! - odkrzyknąłem.
Ująwszy ponownie w dłoń walizkę, przebiegłem na drugą stronę ulicy nie patrząc uprzednio, czy nie jedzie po niej na przykład auto, które bezproblemowo mogłoby ze mnie zrobić marmoladę. Z drugiej strony jednak ulica ta nie była specjalnie ruchliwa, a biorąc to pod uwagę, prawdopodobieństwo tego, że coś by mnie rozjechało, było stosunkowo niewielkie.
- Jezu Chryste! Przecież ktoś mógł cię potrącić! - stwierdziła przerażona tym faktem dziewczyna.
- Mniejsza o to. Szukam tego miejsca. - wskazałem palcem centralnie zaznaczone miejsce na mapce z nadzieją, że wie gdzie to miejsce się znajduje.
Wzięła do rąk zmiętoloną już nieco przeze mnie kartkę papieru i zaczęła się jej dokładnie przyglądać. Jej oczy wyrażały kompletne niezrozumienie jej treści, dopiero po chwili otworzyły się szerzej i jakby zabłysły. Obróciła karteczkę do góry nogami i z zadowoleniem stwierdziła, że wie o jakim miejscu mówię.
- Nietutejszy, co? - stwierdziła lekko rozbawiona.
- W sumie to tak. - zaśmiałem się lekko zdenerwowany drapiąc się ręką z tyłu głowy.
- Jeśli chcesz mogę cię tam zaprowadzić. - oznajmiła uśmiechając się do mnie przyjaźnie. - Tylko poczekaj na mnie chwilkę.
Nie czekając na moją odpowiedź pobiegła do kafejki, która znajdowała się w kamienicy przy której staliśmy. Dopiero w tamtym momencie zauważyłem, że miała na sobie biały fartuch. Przez okna mogłem zauważyć, że rozmawia z jakimś chłopakiem przy ladzie i pośpiesznie zdejmuje z siebie pracownicze odzienie. Gdy już miała się kierować ku wyjściu, zawróciła na chwilę aby pochwycić jeszcze trzy francuskie rogaliki: dwa wzięła do rąk, a ostatni wsadziła sobie do buzi. Na co prawdopodobnie jej współpracownik, wymachując pięścią i z dosyć komicznym wyrazem twarzy wykrzykiwał w jej stronę jakieś frazy. Po tym ewidentnie zadowolona ze swoich poczynań szybko skierowała się w stronę drzwi na zewnątrz.
- Juss jastem! - powiedziała mając całe usta zapchane rogalikiem, do tego stopnia, że przy wypowiadaniu tych słów wypluła parę jego drobinek. - Mam też coś dla ciebie. - rzekła.
CZYTASZ
Hear The Starlight
RomanceEren niebawem zacznie studia w prestiżowym uniwersytecie, na wymarzonym kierunku. Niestety nie jego, a jego rodziców. Specjalnie mu to nie przeszkadza, w końcu zawsze postępował w taki sposób jakby sobie tego życzyli. Ukojenie w codziennych problema...