Ashton pierdolony Irwin stał przede mną, tuż obok blond idioty.
Nie umiłam w to uwierzyć.
Najlepszy przyjaciel mojego brata. Mój niedoszły chłopak.
To nie możliwe.
Zamrugałam kilka razy w nadziei, że to wszystko było tylko przewidzeniem.
Ale nie było.
Gapiliśmy się na siebie w totalnym szoku.
Żadne z nas nie potrafiło zacząć rozmowy, a atmosferę można było kroić nożem.
W końcu jednak ciemny blondyn postanowił wziąć mnie za ramię na bok.
- Co ty tu robisz Chloe? - spytał lustrując mnie dokładnie wzrokiem - Nie widziałem cię jebane sześć lat.
- I chyba wyszło to nam na dobre nie prawdaż? - moja pewność siebie ulotniła się, by po chiwli powrócić - Gdzie zniknąłeś?
Podrpał się niezręcznie po karku. Wiedziałam, że chciał powiedzieć coś, czego ja zdecydowanie nie chciałam słyszeć. I miałam rację.
- Wyjechałem stąd zaraz po...- urwał na chwilę - Zaraz po pogrzebie. Nie mogłem tu zostać, zwłaszcza, że wy też się wynieśliście. Gdzie się podziewałaś Chloe? Pisałem, dzwoniłem. Gdzieś ty była do chuja?
- Wyjechaliśmy do Townsville - spuściłam wzrok.
Dobrze wiedziałam, że Irwin próbował się ze mną kontaktować. Do póki nie zmieniłam sobie numeru telefonu, codziennie miałam milion nieodebranych połączeń.
W zasadzie sama nie wiem dlaczego nie chciałam z nim rozmawiać.
Przecież kiedyś byliśmy całkiem blisko.
- Co u ciebie słychać w takim razie?
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
Na pewno spodziewał się jakiś ckliwych wyznań, albo wylewu łez zmojej strony.
Co prawda dobrze wiedział, że zawsze byłam raczej twardą sztuką, to ostatni raz widział mnie w totalnej rozsypce na pogrzebie mojego brata.
- Pozmieniało się co nieco, ale to nie jest rozmowa na tą chwilę Ashton. Jest ciemno i zimno i ten palant - wskazałam na kolesia z okularami przeciwsłonecznymi - zaatakował mnie jakimś jebanym kijem. Rozpierdolił mi telefon.
Niemal tupnęłam nogą.
- Teraz poprposzę cię abyś była niezwykle cicho Chloe - wyszeptał mi do ucha - Przypatrz się mu i powiedz mi, co widzisz.
Prychnęłam w odpowiedzi. Chyba było logiczne co widziałam tak ?
- Powiedz mi wprost o co ci chodzi - odszeptałam mu
- Przypatrz się, co trzyma w dłoni.
Zamarłam. Tamten blondyn trzymał bałą laską, co mogło oznaczać tylko jedno.
- Tak, Luke jest niewidomy. - oznjmił - Luke chodź tu do nas.
Ten potulnie przydreptał i stanął między mną i Ashtonem.
Zaczęłam być bardzo poirytowana. Chciałam się tylko dostać do domu, aby znowu ignorować moją matkę i jej fagasa. Zjeść jakąś kanapkę, obejrzeć jakiś sitcom i pójść kurwa spać. Tyle. To wcale nie jest tak dużo.
- Prezpraszam - niewidomy jak się okazało blondyn znowu się na mnie "spojrzał" - Nie chciałem cię uderzyć ani zniszczyć ci telefonu.
- Masz szczęście, że za dwa dni mam wypłatę. W przeciwnym, razie zaciągnęłabym cię do sklepu elektronicznego nawet teraz - warknęłam - Idę do domu. Mam tego dosyć.

CZYTASZ
But...I'm useless
FanfictionChloe wpada pewego dnia na blondyna. Jak zawsze opryskliwa i wredna . I tak to się wszystko zaczyna.