• punkt 6

3.1K 178 245
                                    

Mleko, jajka, chleb, masło, sałata, pomidory i kawa - jeszcze raz przeczytałem listę zakupów. Wszedłem do sklepu i sięgnąłem po koszyk. Zacząłem rozglądać się po supermarkecie, poszukując potrzebnych mi rzeczy, jednak nie za bardzo mogłem się na tym skupić.

Znowu wróciłem myślami do tego, co wydarzyło się kilka dni temu - mojej kłótni z Węgrami. Kilka razy do niego pisałem, ale jeszcze się nie odezwał. Uraziłem go, ale jak inaczej mogłem się zachować? Przecież jest z bratem tego potwora.

Ale to nie moja sprawa z kim się widuje.

A jeśli Austria go zrani?

"Mógłbyś w końcu wyzbyć się tych tych swoich uprzedzeń"

To nie są uprzedzenia. Mam podstawy, żeby tak sądzić.

Prawda?

Stanąłem przed skrzynią z pomidorami. Chwyciłem jednego w rękę i zacząłem go oglądać.

Węgry nie powinien się z nim widywać, ale nie mogę mu tego zabronić. Boję się, że Austria go skrzywdzi tak, jak mnie Rzesza i CN. Nie chcę, żeby cierpiał, bo w porę go nie obronię.

Nie.

To nie moja sprawa. Może się przecież spotykać z kim chce. Nawet z Austrią. Nie mogę mu tego zabronić, co nie znaczy, że to toleruję.

Spojrzałem na pomidora w mojej dłoni. Chciałbym go ścisnąć, a tym samym wyładaować moją złość.

A niech tylko spróbuje go skrzywdzić, to mu nogi z dupy powyrywam.

- Polen? - Na te słowa aż podskoczyłem. Niestety, wiedziałem do kogo należą.

Zajebiscie.

- Hej! - Odwróciłem się w stronę Niemiec.

- Co u Ciebie? - spytał.

A nic... Tylko pokłóciłem się z najbliższą mi osobą, która nawet nie chce odpisywać na moje wiadomości.

- Dobrze - odparłem zamiast tego.

Spakowałem do siatki kilka dojrzałych pomidorów i udałem się w stronę sałat. Niemcy oczywiście nie odstępował mnie na krok. A myślałem, że chociaż spokojnie zrobię zakupy.

Wrzuciłem sałatkę obok pomidorów i zacząłem szukać reszty rzeczy. Niemcy za mną chodził i ściągał z półek potrzebną mu żywność, a potem wkładał ją do swojego koszyka. Szliśmy tak przez chwilę, zbierając potrzebne nam rzeczy. Jednak Niemcy chyba nie lubi robić zakupów w ciszy, bo zaraz zaczął mówić mi o pierdołach, które zdarzyły mu się w tym tygodniu.

Nie słuchałem go. Czyli jak zawsze. Chociaż, chyba mówił coś o unii, że go wkurwia. Właściwie im dłużej ze sobą jesteśmy on coraz częściej przeklina. W sumie to mi się akurat podoba, bo nawet strasznie nudna rozmowa staje się odrobinę ciekawsza.

Gdy stanęliśmy obok kasy Niemcy wreszcie przerwał swój monolog i zadał mi pytanie.

- Czemu jesteś smutny? Co się stało?

Kurwa.

Czy naprawdę tak łatwo dostrzec moje emocje?

- Co? Nie jestem smutny. - Zaśmiałem się, żeby zachować pozory, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że nie dał się nabrać.

- Jasne, nie odzywasz się ani słowem i przez cały czas myślisz o niebieskich migdałach. Ponowię więc pytanie: Co się stało?

Patrzyłem na niego, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Czy jeśli skłamię to domyśli się, że nie mówię prawdy?

- Pokłuciłem się z Węgrami - powiedziałem obojętne.

- O co?

Wstrzymałem oddech. Przecież tego już nie mogę mu powiedzieć. Niemcy patrzył na mnie wyczekująco. Muszę jakoś odwrócić jego uwagę. Mój wzrok padł na opakowanie gum do żucia. Wpadłem na szalony pomysł.

- Widzisz to opakowanie gum? - spytałem.

- C-co? - Niemcy lekko zdezorientowany odwrócił głowę.

- Ukradnij je - rozkazałem.

- Nie! Czemu niby miałbym to robić?

- Nie wiem - odparłem. - Po prostu to zrób.

Niemcy patrzył się na mnie, jak na kosmite. Podszedłem do gum, rozejrzałem się dookoła i szybko wrzuciłem sobie jedno opakowanie do kieszeni kurtki.

- Widzisz jakie to proste.

Skierowałem się do kasy i zacząłem wykładać swoje rzeczy na taśmę. Gdy kasierka skasowała już wszystko i wydała mi resztę, popatrzyłem się na niedowierzające Niemcy. Spakowałem zakupy do siatki i opuściłem sklep. Stanąłem za szklanymi drzwiami, obserwując sytuację w sklepie.

Niemcy szybko chwycił gumę, podszedł do kasy i zaczął nerwowo wpakowywać rzeczy na taśmę. Jedną ręką kurczowo zasiskał swoją zdobycz, która znajdowała się w kurtce. Zobaczyłem, że kasierka zauważyła jego dziwne zachowanie.

- Coś się stało? - spytała.

Na szczęście przez drzwi było słychać dźwięk. Niemcy na te słowa zrobił się blady.

- N-nie - wydukał.

- Wygląda pan na zdenerwowanego.

Widziałem, że nie może wypowiedzieć ani słowa. Stał, trzymając gumy w kieszeni, a ja świetnie się bawiłem na dworze, patrząc, jak próbuje opanować swój stres. Pewnie teraz bardzo żałuje, że to zrobił, ale ja nie. Czekałem tylko aż kasierka spyta się co trzyma w kieszeni. Niestety, tak się nie stało.

- To będzie 48,50 - powiedziała zamiast tego.

Niemcy podał jej pieniądze i szybko wyszedł ze sklepu, nawet nie zabierając reszty. Jestem trochę zawiedziony tym, że nie przyłapała go na kradzieży, ale i tak było całkiem zabawnie.

- Nigdy więcej - sapnął Niemcy, wychodząc ze sklepu.

- Misja wkonana, przestępco. - Zaśmiałem się pod nosem.

- Nie odzywaj się do mnie - powiedział z uśmiechem na twarzy. - Masz. - Rzucił mi opakowanie.

- Nie, są twoje. Posmakuj zwycięstwa.

Niemcy przewrócił oczami, ale wziął dwie gumy do buzi. Ja też to zrobiłem. Po chwili w moich ustach pojawił się słodki smak sztucznego jabłka. Zaczęliśmy iść w stronę naszych domów, żując gumę.

Muszę przyznać, że ta sytuacja całkiem poprawiła mi humor. Na chwilę zapomniałem o Węgrzech i mogłem się pośmiać z mojego najgorszego wroga. Ale muszę lepiej ukrywać swoje emocje, nie mogę mówić, co mi ślina na język przyniesie. Na szczęście tym razem udało mi się odwrócić jego uwagę, ale potem może być ciężej.

Dotarliśmy do skrzyżowania, gdzie oboje musieliśmy skręcić w inną stronę.

Jaka szkoda, że nasze spotkanie dobiegło końca. Tak mi przykro, że muszę już wracać do swojego domu bez Niemców.

- To do zobaczenia - powiedziałem i skręciłem w prawo, jednak nie zdążyłem zajść daleko, bo Niemcy chwycił moją rękę i przyciągnął mnie do siebie.

Nasze głowy znajdowały się kilka centymetrów od siebie. Mogłem niemal dostrzec lekką rysę na jego okularach. Niemcy uśmiechał się do mnie, ale to nie był uśmiech idioty. Raczej taki, jakby ze mnie drwił. Wiedziałem co się zaraz stanie. Zamknąłem oczy i przygotowałem się na najgorsze.

Po chwili poczułem na sobie jego usta. Słyszałem też jego cichy i ciepły oddech. Niemcy chwycił mnie jedną ręką w tali, a drugą ujął mój policzek. Jego język lekko muskał moje podniebienie. Tak się do mnie przyssał, że aż ciężko mi się oddychało. Staliśmy tak na ulicy, nie zwracając uwagi na innych. Gdy mu też zaczęło brakować oddechu, odkleił się ode mnie. Zacząłem ciężko dyszeć.

- To cześć - powiedział i odwrócił się na pięcie.

W buzi nie miałem już tylko swojej gumy, ale też i jego.

Fuj!

Plan idealnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz