3. Pirackie listy

27 3 0
                                    

Pokój Carmeli, 31 III 2021, poranek

- Carmelito Aquilero! Ktoś do Ciebie!

Dziewczyna szybko przebrała z luźnej piżamy w żółtą sukienkę i rozczesała długie, kręcone włosy koloru gorzkiej czekolady. Pospiesznie spojrzała w małe lusterko. Jej usta były zabarwione granatowoszarą cieczą. Opukała je, lecz kolor nadal nie schodził. Spanikowała.

Wtem ktoś zapukał do drzwi. Prędko podeszła i usiadła na rogu dużego łóżka. Zdążyła odwrócić się tyłem do drzwi, gdy nieznajomy wszedł do pokoju.

- Spokojnie - wypowiedział niskim, ciepłym głosem młody chłopak.

Jak to spokojnie? Serce Carmelity zaczęło szybciej bić.

- Nie bój się. Wiem, co przeżywasz - kontynuował - jeśli chcesz, odpowiem na twoje pytania.

Westchnęła. Powoli odwróciła się i wbiła wzrok w palce u stóp. Milczała.

- OK - poruszyła niemo wargami. Chłopak miał jasne włosy nieco za ucho i szmaragdowe oczy.

- Nazywam się Pascual Alcántar. Pochodzę z Asturii. Zacznijmy od faktu, że zawsze pociągało mnie morze. Wychowywałem się u dziadka, nad Zatoką Biskajską. Łowiłem ryby, pływałem łódką lub wpław, czy choćby obserwowałem mewy i albatrosy. Pewnego dnia znalazłem w okolicznej bibliotece stary i wypłowiały pamiętnik sprzed kilkudziesięciu lat. Wygląda na to, że należał do młodego pirata. Uważnie studiowałem tekst z powodu niewyjaśnionej magii, która otaczała mnie, gdy tylko otworzyłem dzienniczek. Chcesz spojrzeć? - Podał dziewczynie rozlatującą się ze starości książeczkę w czarnej okładce.

Otworzyła pamiętnik w połowie. Ledwo odczytywała pełny zawijasów tekst, uwieczniony na pożółkłych kartkach.

9 sierpnia, 1724 rok

Zeszliśmy na ląd w Galicji. Przed nami była jeszcze długa droga, lecz każdy potrzebował odetchnięcia po sztormie na Morzu Spadających Gwiazd. Jedna z nich rozdarła maszt Syreniej Łajby. Zamierzaliśmy załatać go w najbliższym czasie, jednak na tą chwilę suszyło nas w gardłach. Wtargnęliśmy do jakiegoś sklepiku po trunek. Nikt nie przejmował się tutejszą władzą, za chwilę mieliśmy znaleźć się daleko, daleko stąd. Rozłożyliśmy się na gorącym piasku, podając sobie butelkę rumu z rąk do rąk. Rozkoszowaliśmy się tą chwilą spokoju, dopóki nie spostrzegliśmy braku Kapitana. Rozbudziliśmy się, przerażeni. Całą bandą pospieszyliśmy uliczkami miasteczka, poszukując Krwawoustego. Wszyscy darzyliśmy go ogromnym szacunkiem, doskonale radził sobie z tą bandą łotrów, jaką niewątpliwie byliśmy. Kilka miesięcy temu poszukiwał załogi na szaloną wyprawę, a my rozglądaliśmy za czymś do roboty oraz, oczywiście, alkoholem. Przystaliśmy od razu na jego propozycję i wypłynęliśmy z portu w Asturii. Obecnie, wreszcie zauważyliśmy naszego Kapitana w jednej z bocznych, ukrytych uliczek. Rozmawiał z jakąś stuletnią babcią. Starucha z zabójczą szybkością chwyciła go za rękę i położyła na niej jakiś przedmiot. Na twarzy Krwawoustego odmalowało się spore zaskoczenie. Kobieta wypowiedziała jeszcze kilka słów do Kapitana, ukradkowo zerkając na mnie, po czym ten spojrzał mi w oczy, przeszywając wzrokiem moje ciało aż do bólu.

27 sierpnia, 1724 rok. Wody Portugalii

Krwawousty wyjawił nam, że wyruszamy na poszukiwanie skarbów. Zaśmialiśmy się  z jego słów, jakby żaden pirat jeszcze tego nie robił. Kapitan posłał nam wrogie spojrzenie, każące zamilknąć. Tak zrobiliśmy, nie chcieliśmy się narażać.

Miał głęboką bliznę, zaczynała się pod lewym okiem i kończyła na brodzie, obejmując także obie wargi. Mężczyzna był wysoki i muskularny, niezwyciężony w walce. Ukryty we wewnętrznej kieszeni koszuli, nieustannie towarzyszył mu perfekcyjnie naostrzony sztylet. Żal mi każdego, kto miał z Krwawoustym na pieńku. Tymczasem pirat przemawiał dalej.

Wyjaśnił, że posiadł Mapę Światów, która razem z określonymi przedmiotami i wśród sprzyjających okoliczności miała zaprowadzić nas do celu. Wiedźma przekazała mu Pierścień Pargo, który miał podobno otworzyć wrota do słynnej komnaty. Dostarczyła też informacji o Zatoce, w której przedwieczni ukryli skarb oraz fakty na temat młodej dziewczyny, Carmelity, i o chłopcu, Pascualu, którzy to, według legendy, byli jedynymi, którzy mogą dotknąć skarbu i pozostać przy życiu, a jednocześnie mieli zaprowadzić zgodę wśród światów. Oboje mieli czekać na piratów w Dniu Równowagi Obu Światów.

Jednak stuletnia czarownica nie uświadomiła nas, że to nie był nasz rok. A ci, którym nie było pisane okiełznać moce Słońca i Księżyca, ginęli. A nam nie było przeznaczone zdobyć skarby.

18 września, 1724 rok. Huelvo

Wpłynęliśmy do Zatoki Czarnych Głów. Nazwa idealnie odzwierciedlała miejsce, do którego zaprowadziła nas Mapa Światów. Z wody wystawały ciemne, lśniące głazy, faktycznie przypominające łyse czaszki. Załoga zaczęła wiwatować i podrzucać kapelusze na cześć starej wiedźmy, która sprzedała nam mapę do miejsca ukrycia skarbów. I rumu. Nie zapominajmy o trunku. Krwawoustego pociągały nieprzeliczone skarby, a pozostałych piratów głównie rum. Taka natura - ktoś powiedziałby - lecz po prostu zdawali sobie sprawę, że na nic poza alkoholem nie mogą liczyć. Skarby należały do Kapitana.

Sprawnie wyminęliśmy niebezpieczne głazy, grożące ogromną wyrwą na dnie Syreniej Łajby. I naszą śmiercią. Wszyscy zgodnie odetchnęliśmy z ulgą, by za sekundę znów wstrzymać oddech. Naszą łajbę porwał morski wir, który kręcił nami niczym dziecko zabawką. Ponownie straciliśmy wiarę w powodzenie zwariowanej misji. z wody wynurzyła się gigantyczna, fioletowa macka kałamarnicy. Zbliżała się nieubłaganie. Wiedzieliśmy - to koniec. Każdy w myślach przeklinał stukniętego Kapitana, przez którego zginęliśmy. Taki los przeznaczyli dla nas przedwieczni żeglarze.

A dalej zostały same puste kartki.

***










Przeznaczono Nam ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz