Epilog

2.3K 332 93
                                    

     

     2000.

— Ostatni raz Baekhyuna widziałem wieczorem szesnastego grudnia 1970 roku w naszym mieszkaniu. Rozmawialiśmy przez chwilę, wydawał się być szczęśliwy, jakby wszystko przeszło i wrócił ten stary Baekhyun. To znaczy, przez moment, przed samym wyjściem znów zachowywał się dziwnie. Nie potrafiłem go rozgryźć, był dla mnie już całkowicie zamknięty, nieosiągalny.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Że chyba sam do końca nie wiedział, co robi — odparł, wzruszając beznamiętnie ramionami. — Baekhyun się gubił nawet w ostatnich chwilach swojego życia, a ja w sumie później żałowałem, że nie poświęciłem mu więcej czasu. Kilka dni po tragedii doszedłem do wniosku, że jeżeli zostałbym tego dnia w domu, zauważyłbym, że coś jest nie tak. Albo mógłbym po prostu z nim iść. Gdyby to się stało, Baekhyun nadal by żył, jestem tego przekonany.

— Skąd ta pewność?

— Bo wystarczyłoby, żeby poczekał do ranka. Wtedy większość jego problemów by zniknęła. Przynajmniej ta część o ambicjach aktorskich. Niestety artykuły o nim by pozostały, ale ludzie szybko by zapomnieli. Góra dwa tygodnie i Los Angeles żyłoby własnym życiem, nie tym Baekhyuna — wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie. — Ale nie zapomnieli, pamiętają o nim do dziś. Właściwie to miał na celu i nie rozumiałem, kiedy powtórzył mi to po raz ostatni, dzień wcześniej. W tych słowach ukryte było przesłanie, być może prośba o pomoc. Jego marzenia zrobiły się niebezpieczne, a on sam szalony. To wszystko przez smutek i zawód, jaki do siebie czuł.

— Pamiętasz coś jeszcze z tego okresu?

— Tak. — Kiwnął głową. — Miałem wrażenie, że Baekhyun wręcz uwielbia czytać gazety, w których o nim pisano i dołować się przez to. Nie było tam żadnej pochlebnej opinii, wszystkie były ciosem prosto w jego serce. Jeszcze gorsze były te po naszym pikniku, jak już wspominałem. Szmatławce się dowiedziały, nawet zrobiono nam zdjęcia. Wtedy właśnie zupełnie wszystko wyszło na jaw, a Byun tego nie chciał, to pogarszało jego sytuację. Natomiast ja nadal pozostawałem nudnym edytorem, który mimo wszystko potrzebował wtedy Baekhyuna. Żywego. — W jego głosie zabrzmiało zmęczenie. — Ale wracając, ja nienawidziłem, gdy czytał te artykuły. Później był jeszcze bardziej smutny, dlatego zbieraliśmy wszystkie gazety i wspólnie niszczyliśmy. To był znak buntu, tego, że nie przejmujemy się tym, co o nas piszą. W moim przypadku było to prawdziwe, Baekhyuna nie. Dlatego doszło do tego, że w końcu sam je przed nim chowałem i nie miał do nich dostępu. Tak było wygodniej. W końcu ja sam o nich zapomniałem. Znalazłem je dopiero po latach, podczas przeprowadzki. Wtedy te wszystkie wspomnienia wróciły.

— To i tak wiele nie dało — zauważył Kris, a Chanyeol musiał się z nim zgodzić.

— Nie dało nic. Baekhyun i tak się zabił.

— Nim do tego doszło, zrobił jeszcze coś?

— Nic szczególnego — odparł po krótkiej chwili Park, wysuwając nieco podbródek do przodu. — Właściwie... nigdy nie pomyślałbym, że szykuje się na własną śmierć. Świadomie — powiedział, prychając cicho. — Tamtego dnia wróciłem z pracy dosyć późno. Musiałem zostać w swoim niewielkim biurze i ogarnąć przyszłe teksty, które byłem zmuszony następnego dnia edytować. Chciałem mieć spokój, dlatego zamiast wrócić o osiemnastej, przyszedłem do domu o dwudziestej. Znalazłem Baekhyuna w salonie. Leżał na kanapie i oglądał jakiś film. Wtedy nawet nie wróciłem uwagi, jaki — oznajmił niespiesznie, przenosząc swój wzrok na okno. — Ostatnie godziny spędziliśmy osobno. On po jakimś czasie wyszedł do sypialni, ja zostałem w salonie, odpoczywając. Następnego dnia chciałem zabrać znów gdzieś Baeka, dlatego potrzebowałem trochę energii — ciągnął dalej, powoli przypominając sobie każdy szczegół z tamtego okresu. Mimo że minęło trzydzieści lat, on nadal pamiętał Baekhyuna tak dokładnie i idealnie, jakby nadal miał z nim styczność. — Godzinę później oznajmił mi, że wychodzi.

Unforgettable Dreams || chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz