Już po pewnym czasie znów mogłam zasiąść w mojej szkolnej ławce. Z ulgą poprawiłam chustę na której zawieszony był gips na ręce i ze śmiechem obserwowałam jak Kirishima wkłada sobie ołówki do różnych dziur. Na twarzy, ma się rozumieć.
-(T.I), wsadź sobie też te ołówki! - nie mógł powstrzymać się od śmiechu Kaminari, sam zresztą mający w obu uszach długopisy.
Uniosłam dłoń w geście zaprzeczenia, ale chłopaków to nie obchodziło i po chwili Sero podał mi przyrządy zbrodni.
-Nie daj się prosić, (T.I)!
Zanosiłam się od śmiechu, nie biorąc jednak morderczych obiektów od chłopaka.
-To ja ci wsadzę, (T.I)! - Eijiro ochoczo zabrał ołówki od czarnowłosego i podszedł do mnie.
Pokręciłam głową na skraju uduszenia się ze śmiechu, ale akcja dopiero się rozkręcała.
-To niech pan Aizawa wsadzi (T.I)! - zaproponował Mineta.
-Co to za pomysł?! - wydusił Denki.
-Tak! Pan Aizawa musi wsadzić (T.I) - zażartował czerwonowłosy.
Nagle spoważniałam. Biedacy, jeszcze nie wiedzą co za błąd popełnili...
-Pan Aizawa powinien ci wkładać... - zaczął Denki, jednak gdy zobaczył wychowawcę w drzwiach, mina mu zrzedła - ołówki.
-I pomyśleć, że chcecie zostać bohaterami, kiedy śmiejecie się z poślednich żartów będąc w liceum... - trzydziestolatek westchnął zrezygnowany i stanął za podium. Przybrał poważną minę, a przynajmniej to wyczytałam z jego oczu, po czym oznajmił:
-Jest olimpiada sportowa.
-Co?! Coś tak normalnego?! - jęknęliśmy wszyscy.
-Damy z siebie wszystko, prawda? - Ochako nagle otoczyła złowroga aura.
-D... Damy! - krzyknęli chłopcy nastraszeni przez dziewczynę.
Olimpiada sportowa, tak? Spojrzałam krytycznie na unieruchomioną rękę i zacisnęłam wargi. Zaraz jednak rozpromieniłam się - to przecież świetna okazja! Mogę pokonać swoje limity, jako że moja ręka będzie unieruchomiona. Nie ma tego złego.
Ponieważ zaczęła się przerwa, pan Aizawa wyszedł z sali. Miałam zamiar pójść w jego ślady, jednak przed naszymi drzwiami zebrała się spora grupa osób z, jak przypuszczałam, ogólniaka.
-A więc to jest klasa 1a, tak? - podrapał się w szyję fioletowowłosy... Zaraz, to ten gość, który buchnął mi ramune!
-Nie, tak sobie weszliśmy grupowo do cudzej sali - warknął Bakugou.
-Ale z was czubki... - rozległy się szmery.
-Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę - spojrzał na nas krytycznie - ale w zależności od wyników olimpiady mogą nas przenieść do was i na odwrót.
Katsuki zaczął przepychać się, aby wyjść z klasy, zupełnie ignorując rozeźlonych uczniów. Czy on zdaje sobie sprawę, jak negatywnie ich do nas nastawił...?Postanowiłam zacząć indywidualny trening, tak jak reszta moich znajomych. Wróciłam do domu i po wyszorowaniu rąk podeszłam do pokoju Jishin. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak zamurowana.
Łóżko było puste, a pokój czysty.
Nie byłam w stanie oddychać. Zamurowało mnie i nagle zaczęłam straszne głośno płakać.
Mój ukochany starszy braciszek... Nie sądziłam, że umrze tak prędko. Upadłam na kolana i zatkałem usta dłonią. Dlaczego...? Dlaczego wszystko tracę...?
-Co się stało?
Podniosłam głowę, a nade mną stał Jishin cały i zdrowy. Moja mina nie wyglądała inteligentnie.
-Mama mnie uleczyła, potworku. To miała być niespodzianka - uśmiechnął się - zamknij usta, bo ci mucha wleci... Ała! - nie dokończył, gdyż przytuliłam go ze łzami w oczach. Zaraz jednak spojrzałam na niego zmartwiona.
-"gdzie jest mama? Wszystko z nią dobrze?" - moje dłonie drżały.
-Do końca życia zostanie na wózku inwalidzkim - wypuścił powietrze z ust - ale poza tym zaczęła jeść normalnie i w końcu się uśmiecha!
Otarłam oczy i uśmiechnęłam się.
-Właśnie, potworku, masz olimpiadę sportową, prawda?
-Mhm!
-No więc ja, twój wspaniały brat, jako bohater i prawdziwy dżentelmen - zarzucił i tak już krótkimi włosami - o wszelakich zaletach i wodzącej nimi skromności zlitowałem się nad tobą i postanowiłem wziąć pod opiekę.
-"Masz na myśli to, że będziesz ze mną ćwiczyć?" - Przechyliłam głowę.
-Nie inaczej - poruszył brwiami tak, że się zaśmiałam.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się na polanę niedaleko naszego miejsca zamieszkania. Kiedy doszliśmy na miejsce, Jishin nie zamierzał czekać i zaatakował mnie od razu. Szybko ściągnęłam plecak, robiąc błyskawiczny unik. Mężczyzna zamachnął się jeszcze raz i tym razem trafił mnie w bok. Zachwiałam się, ale nie upadłam.
-(T.I), masz swoją indywidualność! Użyj jej! - krzyknął.
Mimo to chciałam oddalić jej używanie jak najbardziej. Zamachnęłam się i trafiłam go w szczękę; Jishin cofnął się i żeby zmusić mnie do użycia mocy przemienił się w długiego, chińskiego smoka, po czym poszybował w moją stronę.
Poczekałam najdłużej, jak się dało i w ostatniej chwili gwałtownie przesunęłam się w bok, tym samym omijając szarżę brata.
-(T.I)! - skarcił mnie zmodyfikowanym przez swą formę głosem - przestań się wstydzić!
Pokręciłam głową i dalej unikałam jego ataków, jednak w pewnym momencie uderzył mnie w sam środek brzucha. Poczułam, jak uchodzi ze mnie powietrze i poleciałam na plecy. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć i wtedy Jishin wykorzystał mój stan, aby ulecieć w górę, po czym z zawrotną prędkością pofrunąć w moją stronę.
Jak najprędzej przeturlałam się na bok, a następnie odskoczyłam. Jednak brat był szybszy i złapał mnie swoją szczęką, po czym uniósł w górę. Nie mając wyboru przemieniłam się i wywinęłam się z jego paszczy, lądując następnie na ziemi, amortyzowana przez mocne ścięgna. Gdy podleciał do mnie po raz kolejny, złapałam go za szyję i rzuciłam nim o ziemię. Usiadłam na jego plecach i złapałam za rogi, po chwili znów zamieniając się w człowieka tak jak i on.
-Nie rozumiem tego, potworku - Jishin przeczesał włosy - dlaczego tak siebie nie tolerujesz? Jesteś niepowtarzalna.
Spojrzałam się w niebo, po chwili kierując wzrok na brata.
-"Sama nie wiem" - skłamałam - "może po prostu się boję?".
CZYTASZ
Fuyōna kotoba | BnHA x Mute!Reader
FanficNiepotrzebne słowa. Dla mnie każde słowo i każdy dźwięk są ważne. Nie ważne co powiesz, będzie to miało swoje konsekwencje - jestem gotowa je ponieść, gdybym tylko nie była niemową. Mogę tylko śmiać się, płakać i krzyczeć, więc czemu nie mogę mówić...