Wstrząsająca nowina

615 22 17
                                    

Z każdym następnym krokiem po wyjściu ze szpitala jego nogi trzęsły się jeszcze bardziej. Szedł powoli w stronę najbliższego parku, by usiąść i wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Uwierzcie mi było o czym. O mało nie wpadł na przechodzącą kobietę z dzieckiem w wózku. Widząc tę małą pociechę posmutniał jeszcze bardziej.

Dojście do miejsca zajęło mu zaskakująco szybko, lecz jemu wydawało się jakby to były wieki. Usiadł na wolnej ławce wokół cudownych kwiatów budzących się do życia. Była bowiem wiosna i wszystko rozkwitało. Ptaszki pięknie ćwierkały. Zwierzęta wychodziły ze swoich norek. Na jego bladą, ale przystojną twarz opadały promienie słońca w zenicie. On jednak nie potrafił cieszyć się, w tym momencie, z piękna otaczającej go przyrody. Władały nim silne emocje. Począwszy od żalu, przechodząc do złości na osłupienu skończywszy.

U doktora dowiedział się czegoś makabrycznego. Miał nadzieje, że za chwilę obudzi się w łóżku i okaże się że to tylko koszmarny sen. Uszczypnął się, żeby sprawdzić czy może nie śpi. Nic się, niestety, nie stało. Dalej był w parku, nie wiedząc co ma teraz ze sobą zrobić. Nagle napadł na niego niespodziewany atak kaszlu. Zbladł jeszcze bardziej, co było praktycznie niemożliwe. Miał uczucie, że się dusi. Płuca horrendalnie go bolały przez co nie mógł mówić przez kilka chwil. Przyłożył chusteczkę do ust i zobaczył na niej ślady krwi. Niezwykle się tym przeraził, ponieważ nie sądził, że tak szybko nastąpi nasilenie tych kaszli.

"Przykro mi Pana o tym informować, naprawdę nic innego nie może być zrobione. Zostało Panu dwa miesiące do przeżycia."

Ciągle huczało mu to w głowie i z każdą minutą nasilał się jej ból. Będzie musiał powiedzieć o tym Adamowi. Wiedział jak on to przyjmie i nie chciał stawiać go w takiej sytuacji. Cholernie kochał Mickiewicza i zdawał sobie sprawę, że była to miłość odwzajemniona. Codziennie dawał mu to do zrozumienia opiekując się nim gdy dręczyły go suchoty. Cały czas był przy nim, tulił go do siebie. Ogromnie im na sobie zależało.

Powrócił wspomnieniami do czasu, w którym Adam dowiedział się o jego chorobie. Chodzili już ze sobą prawie pół roku. Słowacki zorganizował wtedy romantczną kolację w domu. Ugotował ulubione danie Mickiewicza - bigos, a na deser upiekł przepyszne ciasto malinowe - jego specjalność. Na stole położył obrus i zastawę. Na środku postawił dwie świece o kwiatowym zapachu i zapalił je. Natychmiast woń wypełniła całe pomieszczenie.

Gdy Adam wrócił do domu z pracy zasiedli do uczty. Na początku rozmawiali o przyziemnych sprawach. Posiłek w oka mgnieniu zniknął im z talerzy. Mickiewicz nie szczędził pochwał dotyczących kunsztu kulinarnego swojego chłopaka. Po zjedzeniu deseru usiedli na kanapie w salonie, a Słowacki otworzył butelkę wina i porozlewał go do kieliszków. Dodało mu to trochę odwagi, ale jeszcze był w pełni świadomy swoich czynów:

-Adam, jest coś o czym musisz wiedzieć. Tylko odstaw na chwilę lampkę. Chcę, żebyś wszystko zrozumiał i zapamiętał.

-Dobrze - powiedział z niepokojem. - Nie strasz mnie. Co takiego się stało?

-Jestem chory. Mam gruźlicę. - wypalił prosto z mostu, bo miał już dość tej niepewności.

Bał się, że go odtrąci i stwierdzi, że to jest dla niego za wiele, lecz on został:

-Julek jesteś najważniejszą osobą w moim życiu - mówił. - Rozjaśniasz każdy dzień. Poznanie ciebie to najepsze co mogło mi się przytrafić. Stałeś się sensem mojego istnienia.

-Adam, nie przesadzasz troszkę? - zapytał z chrypką w głosie.

-Nie, uwierz mi, zanim cię spotkałem miałem pustkę w moim sercu. Ty ją wypełniłeś. Julek, ja... ja cię kocham. Przejdziemy przez to razem. Ty i ja. Nie uwolnisz się teraz ode mnie.

Słowacki nie mógł uwierzyć własnym uszom. Dalej nie dowierzał, że spotkało go w życiu takie szczęście. Po tych wszystkich jego nieudanych związkach nie sądził, że znajdzie kogoś kto będzie z nim na dobre i na złe. Poczuł nieopisaną ulgę:

-J-ja też cię kocham - zdołał tylko wykrztusić zalewając się łzami.

Adam przysunął się do niego i scałował łzy z jego twarzy.

-Nie płacz. Proszę. Nienawidzę gdy jesteś smutny.

-To ze szczęścia. Kamień spadł mi z serca. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak radują mnie twoje słowa. Wiesz... - tutaj Mickiewicz nie dał mu dokończyć wypowiedzi i pocałował go z pasją jaką tylko on mógł z siebie wydobyć. Zaskoczony Słowacki nie zareagował od razu, lecz po kilku sekundach rozchylił usta by wpuścić do nich język Adama. Gdy Juliusz zebrał w sobie resztki samokontroli lekko odsunął od siebie swojego ukochanego.

-Cz-czekaj chwilę boję się, że mogę cię tym kurestwem zarazić, a nie chciałbym żebyś też był chory - powiedział opiekuńczo.

-Nie obchodzi mnie to. Julek ja cię pragnę. Tu i teraz - to mówiąc zaczął sciągać z siebie koszulę. Powoli odpiął wszystkie guziki i rzucił ją gdzieś w kąt. Drugi mężczyzna patrzył jak zahipnotyzowany na jego umięśnioną klatkę piersiową. Podniósł rękę do góry i delikatnie dotknął brzucha kochanka. W tym momencie żądze i namiętność wzięły górę nad rozumem. Adam szybko pozbył się swoich spodni, by pomóc Słowackiemu w rozbieraniu się. Ściągnął z niego koszulę prawie ją rozrywając. Następnie jeszcze raz przyssał się do jego ust i zaczął zniżać się wyznaczając drogę pocałunkami przez cały tors. Będąc w połowie rozpiął powoli rozporek Julka i zsunął mu spodnie z nóg. Oboje dyszeli z nadmiaru pożądania. Mickiewicz podniósł chłopaka z kanapy i zaniósł go do sypialni.

-Adam jesteś pewien że chcesz to zrobić? - zapytał Słowacki

-Niczego innego nie byłem tak pewien jak właśnie tego - powiedział kładąc go na łóżku i patrząc na niego z uwielbieniem. - Boże Julek jaki ty jesteś przystojny.

-Oj Adaś... ty też jesteś niczego sobie - oświadczył z łobuzerskim uśmiechem.

Mickiewicz na te słowa pocałował swojego wybranka z jeszcze większą mocą i delikatnie dotknął jego klatki piersiowej. Powoli przesunął rękę w dół docierając do gumki od bokserek. Zdjął je szybkim ruchem, pozbył się też własnych. Przez chwilę podziwiał tylko cudowne ciało kochanka, całkowicie się w nim zatracając. Otrząsając się z transu złapał członka Słowackiego, wyzwalając w nim jęk rozkoszy.

Już na samą myśl o tym co Adamowa prawica robiła z jego przyrodzeniem, Juliuszowi zaczynało się robić gorąco. Zapamiętał wszystko: to jak ręka się ruszała i masowała nabrzmiałe miejsce doprowadzając go do jednego z najlepszych orgazmów jakie miał w swoim życiu oraz to, jak bardzo podobało mu się, gdy odwdzięczał się Mickiewiczowi. Słowacki całował, ssał i lizał jego męskość. Patrzył jak ten wił się z pożądania jęcząc i wykrzykując imię chłopaka.

-Julek! O... Mój... Boże... - wydyszał osiągając szczyt.

Na zakończenie tych czynności, przytuleni do siebie kochankowie, zdyszani ale ukontentowani, po godzinie zapewnień swojej miłości i rozmowy o błahych rzeczach, zasnęli twardym snem w swoich objęciach. Juliusz wtedy mógł spokojnie odpocząć.

Na te wspomnienia uśmiechnął się lekko, a pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. Czuł ból w sercu, ale musi mu w końcu powiedzieć. Tylko jak? Tego jeszcze nie wiedział. Miał tylko nadzieję, że szybko coś wymyśli. Wstał więc z ławki i skierował się w stronę swojego mieszkania.

Malinowe przygody Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz