Rozdział 2

969 43 10
                                    

Ruszyliśmy. Obok nas dzieci biegały po chodniku, a  przy sklepiku z warzywami dwóch starszych panów rozmawiało, śmiejąc się do tego i paląc cygaro. Słońce mocno świeciło, a lekki wiatr unosił kołnierzyk sukienki i włosy Anne.

- Więc pracujesz w bibliotece - oznajmij Tommy  bardzo wyluzowanym głosem, patrząc cały czas na wprost siebie.

- Jedyna normalna praca w tym mieście - odpowiedziała.

- Jedyna dobra dla ciebie - dopowiedział.

- Że co proszę? Jest to zwyczajna praca, w której nie ma brudnych interesów i śmierci - Anne wkurzyły słowa Thomasa i  ani przez chwilę nie myślała o tym żeby zachować stosowny ton przy nim.

- Pewnie nawet nie poradziłabyś sobie w takich interesach, dlatego - Tommy ze spokojem zaciągnął się papierosem i wydmuchał dym z ust.

- Ty chuju! Najpierw mówisz, że mnie podwieziesz żeby porozmawiać, a potem na mnie najaskakujesz?! - Anne spojrzała na niego z ogromną złością, nie mogąc pojąć jak można być aż  takim sukinsynem.

- Mówię prawdę, cała twoja rodzina jest słaba, dlatego twój mąż jest jedynie sekretarzem.

- Jedynie? Gdyby nie on szlag by trafił twoje legalne interesy i nic byś kurwa nie miał.

- Ważne są dla mnie legalne interesy, to prawda, ale znalazłbym od razu kogoś na miejsce twojego męża kochana.

- Myślałam że...że ty lubisz Will'a

- Jeśli chodzi o interesy, nie ma czegoś takiego jak sympatia - o proszę czy to nie biblioteka? - Tommy zatrzymał się przy budynku po czym spojrzał na Anne. W jego oczach nie było ani wyrzutów sumienia przez to co powiedział, ani kompletnie żadnych emocji. Po prostu znudzone spojrzenie.
Anne popatrzyła na niego z obrzydzeniem i natychmiast wyszła z samochodu.

- Nie ma sprawy za przejażdżkę - krzyknął Tom.

- Spierdalaj - odparła Anne, ale tego Tommy  nie usłyszał.

"Co za bezczelny cham. Świnia jedna" powiedziała w myślach idąc szybkim krokiem po schodach. Weszła do budynku po czym trzasnęła drzwiami i diametralnie wszyscy, którzy byli w bibliotece spojrzeli na nią, a pewna kobieta przyłożyła palec do ust na znak by była cicho.

- Pierdolcie się wszyscy - Anne mówiąc to pod nosem podeszła  do biurka przy którym zawsze pracuje. Zdjęła płaszcz i położyła go na oparciu krzesła, usiadła położyła ręce na twarz i oparła się łokciami na biurku. Nie płakała, po prostu była bardzo zdenerwowana.

- Tommy mamy problem -  Finn podszedł do brata, gdy tylko ten pojawił się w progu drzwi.

Tommy przystanął, spojrzał na brata i kiwnął głową, by kontynuował dalej.

- Corry i jego banda napadli na naszych ludzi gdy oni przewozili na łodziach twój rum do Londynu - Rozbili wszystkie butelki, a było ich około 300 sztuk.

- Ktoś z naszych zginął? - Tommy zdawał się zachowywać spokój.

- Nie na szczęście. Charlie tylko trochę oberwał w twarz ale powinno być już dobrze.

- Okej najważniejsze by nie tracić ludzi zwłaszcza naszych zaufanych. - odparł Tommy po czym ruszył do gabinetu w którym pracował Arthur - jego starszy brat.

- Tommy stało się co...

- Tak wiem Finn mi powiedział. Szkoda rumu ale najważniejsze że nie straciliśmy ludzi. - przerwał mu Tom po czym podszedł pod szafkę gdzie stała whisky, nalał sobie do szklanki i usiadł na fotelu przy biurku brata.

mr. ShelbyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz