2.

327 13 0
                                    

Elodie

Prowadzona przez dwóch agentów T.A.R.C.Z.Y do pokoju zabiegowego, czułam się jakbym dalej była w hydrze. Złączone kajdankami ręce za plecami potęgowały uczucie, że zaraz znowu stracę kontrole, że znowu będę czuła ten tępy ból, przy którym nie raz straciłam przytomność. I mimo obecności tego lekarza, który miał się mną zająć, czułam się okropnie.

Pogrążona w myślach nie zauwarzyłam, kiedy już znaleźliśmy się w gabinecie. Usadził mnie na krześle i zajął się moją dłonią z której dalej sączyła się krew, po wyrwanej kaniuli. Spryskał mi ranę środkiem odkażającym na co syknęłam. Męższczyzna spojżał na mnie wzrokiem jednocześnie zmartwionym i pokrzepiającym. Odwróciłam głowę w bok, niechcąc na niego patrzeć. Założył mi opatrunek i na chwilę odszedł odemnie, a ja spojrzałam orzed siebie, kontem oka zerkając na to co gościu miał w zamiarze zrobić. Dostrzegłam, że niesie jekieś pudełko, na co spięłam mięście. Obawiałam się tego, co mogło być w pudełku, ale skryłam soję zdenerwowanie pod maską obojętność. Usiadł na parzeciwko mnie i wyjoł z pudełka opaskę uciskową.

- Ściągnij bluzę. - powiedział spokojnie, ale ja siedziałam dalej na swoim miejscu, nie ruszając się nawet o milimetr.

- Czemu mam ściągnąć bluzę?- zapytałam tonem raczej twierdzącym niżeli pytającym, ale mało co mnie obchodziło. - Moim zadaniem jest przekazania wiadomości o hydrze i zniszczenie jej raz na zawsze.

-Musze podać ci kroplówkę. Uwierz mi, że nie chce nic złego ci zrobić. - odparł uśmiechając się lekko pod nosem- i'm szybciej to zrobimy tym szybciej będziesz wolna.

-Nie możesz wbić się w dłoń? Jest dostępna bez ściągania bluzy.

- Twoje żyły w dłoniach są bardzo głęboko. Wygodniej i szybciej będzie jeśli ściągniesz bluzę i wbiję Ci się koło zgięcia łokciowego. - oznajmił uśmiechając się lekko.

-Niech będzie, ale to co zobaczysz...- przerwałam na chwilę nie będąc pewna tego, czy napewno chce to zrobić.-... zostaje między mną a tobą. - Męższczyzna się nie odezwał, co uznałam za potwierdzenie. Niepewnie podniosłam się z krzesła i powoli ściągnęłam bluzę, odsłaniając to czego nie chciałam, ale nie miałam wyboru.

Nastała chwilą ciszy, podczas której. męższczyzna zajął się moim ramieniem. Kiedy wbił się w żyłę, syknęłam cicho, jednak na tyle cicho, żeby tego nie usłyszał. Przykleił plaster, żeby kaniula się nie wyrwała o podpioł kroplówkę.

Dalej siedzeliśmy w bezruchu, a szatyn oberwował moje ramię pełne blizn, sinaków, oparzeń i kłuć po igłach. Sięgnęłam prawą ręką za siebie i zarzuciłam sobie bluzę na raniona, przykrywając przykre pamiątki.

- Dzięki. - rzuciłam wstając. Chwyciałam z się statywu na kroplówkę i ruszyłam w stronę wyjściu, gdzie stali agenci. Przewróciłam oczami i wyszłam z pomieszczenia, nie zatrzymując się przy dwóch męższczyznach.

Zaczęli iść za mną, a po chwili zrównali swój krok z moim. Szli obok mnie, ramię w ramię, co przywołało wspomnienie:

'Szłam ciemnymi korytarzami podziemnej bazy hydry razem z dwoma agentami. Nie wiedziałam co się dzieje. Wyjeli mi już kartę, więc w głębi duszy liczyłam na to, że nie będę musiała znowu kogoś zabić. Najbardziej jednak obawiałam się tego, co tam zajdzie. Rumlow był nieprzewidywalny, dużo silniejszy odemnie i... I cóż  jakbym wpadła z nim w konfrontację, mogłabym umrzeć. Ale nie mogłam. Nie mogłam umrzeć dla Daniela.

Stanęliśmy przed drzwiami "pokoju spotkań" . Zmarszczyłam brwii. Nie rozumiejąc ruchów, jakie właśnie wykonywała Hydra czułam się bardzo niepewnie. Ucieczka w tym momencie nie wchodziła w grę. Gdybym spróbowała teraz uciec, odrazu zostałabym potraktowana paralizatorami w których przeskakiwały iskry. Wiedziałam, że jest to ostrzeżenie, więc czekałam na otworzenie drzwi.

Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Przez chwile stałam nieruchomo, jednak po chwili odgoniłam myśli głębiące się w mijej głowie i weszłam do środka. Stanęłam w komendzie spocznij, bacznie obserwując otoczenie.

W pomieszczeniu było jasno, za sprawą ogromnego okna z którego rozpościerał się widok ośnieżonych gór. Na środku pomieszczenia znajdowało się czarne biórko.  Pokój był pusty, co powodowało narastającą we mnie panikę, jednak kiedy do pokoju wszedł Rumlow trochę się uspokoiłam.

Miał na sobie czarne, dopasowane bojówki i czarny T-shirt. Nie wyglądał jakby się gdzieś śpieszył. Wręcz przeciwnie. Na jego twarzy malował się spokój i opanowanie, co było dla mnie nowością. Zazwyczaj, nawet jeżeli wydawać by się mogło, że jest obojętny, przynajmniej w jego oczach było widać nienawiść. Teraz widziałam tylko i wyłącznie spokój.

Zasiadł za biórkiem, otwarzył jakieś akta i zaczął je przeglądać.

- SM racja? - zapytał po długiej chwili ciszy, podczas której toczyłam walkę z własnymi myśliami. Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.

- Tak jest. - odpowiedziałam stając na baczność, a zaraz potem w pozycji spocznij.

- Jesteś bardzo dobrą agentką - ciągnął dalej. - Mam dla ciebie propozycję. Chciałbym z ciebie zrobić dowódcę. - na jego słowa totalnie mnie zastkało. - Przejełabyś oddział nieletnich. Do tego jedzenie posiłków razem z resztą dowódców.

- A co z One? Przecież on jest dowódcą odddziału nieletnich.- odezwałam się po chwili, jednak słowa ledwo opuszczały moje usta.

- One już nie jest nam potrzebny. Zajeliśmy się nim- odparł ztając naprzecuwko mnie. Odwróciłam się gwałtownie, kiedy usłyszałam, kroki, szarpiących się ludzi i krzyki na korytarzu: "zostawcie mnie!"

Strzał i krzyki w końcu ucichły, a ja dostałam do ręki odznakę dowódcy. '

Coś więcej-AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz