Rozdział 1.

426 24 12
                                    

Rozdział betowany przez Cessidy84



Albus Dumbledore miał smutny wyraz twarzy. A w jego oczach było widać strach i niedowierzanie. Ale znacznie słabej było je widać przez wieści, które dostał DOSŁOWNIE WCZORAJ. Właśnie stał przed radą czarodziejów bądź , jak kto woli Ministerstwem Magii.

- Albusie. Dowiedzieliśmy się o Wybrańcu... Co masz na swoją obronę?! - Minister wrzasnął na całego gardło końcówkę swojej wypowiedzi.

- J-ajajaa- Jąkał się. Był przerażony. Wiedział, że nie ma ŻADNEJ obrony. Prawie się zesrał. Zesrał się ze strachu.

- JAK TY NA MERLINA GO PILNOWAŁEŚ! - Praktycznie wszyscy krzyczeli. Nie. Kto można tylko porównać do wrzasku na całego gardło przez megafon (przy wzmacniaczu). 'Co zrobi Voldemort, gdyby powrócił!?' Przemknęło wszystkim przez myśl jednocześnie. 'Co on zrobi?'. Każdy już umierał ze strachu. Magiczna Wielka Brytania pogrąży się w chaosie.

- Teraz wrzeszczenie na mnie nic nie pomoże. - Powiedział spięty Albus. Każdy, nie licząc oskarżonego, chciałby, żeby było inaczej, ale niestety — Miał racje.

Rozległa się cisza. Trzy minuty ciszy. Nikt a nikt, nie śmiał czegokolwiek powiedzieć.

- Najchętniej bym dał cię na pocałunek dementora. - Powiedział Minister Magii Korneliusz Knot. Wtedy już Albus zaczął się bać kompletnie, lecz nie panikować.

- Nie. To byłaby za łagodna kara. - Stwierdził, a wtedy pokazał uśmiech, który był bardziej przerażający, niż ktokolwiek by sobie wyobrażał.

- Czarna magia. Zaklęcie, które by mogło w parę sekund sprawić, żeby twoje ciało zaczęło gnić, ale nie mógłbyś umrzeć, bo szybciej byś się regenerował. I tak przez całą wieczność. Wśród demetorów, którzy by zajadali twoją duszę, ale w ostatnim momencie przestawali. - Powiedział wtedy każdy. KAŻDY był przerażony. Albus już zaczął płakać. Ryczeć. Wyglądał teraz, jak małe dziecko, które miało zostać pobite przez rodziców. On... Jeden z największych czarodziejów, członek i były przewodniczący Wizengamotu miał umrzeć. Nie. Śmierć byłaby błogosławieństwem!

- NEKROMANCJA! - Wrzeszczy nagle Albus w panice. Każdy wręcz chciał mu zakleić usta, ale wtedy dotarły do nich słowa Dumbledore'a. Pierwsze sekundy były kompletną ciszą i każdy miał inny wyraz twarzy. Wszyscy, poza Albusem, podzielili się na trzy grupy.

- Po pierwsze. Chcesz użyć magii nekromancji.. Magii, która jeszcze nigdy nie powiodło stworzenie zaklęć. Nawet niepostawione zostały pierwsze kroki w tym dziale. Po drugie, jeżeli się uda, to co powiedzą ludzie? Gdyby miał  choćby jednego horkruksa, to byłaby inna bajka. Ale on nawet nie wie, że nie jest czarodziejem. A chcesz użyć jeden  z odłamów magii który jest najbardziej niebezpieczny .  Dodatkowo żeby podzielić duszę , by zyskać częściową nieśmiertelność. Poza tym ten kawałek trzeba wsadzić do jakiegoś przedmiotu  a do tego potrzeba dużych umiejętności i wiele magicznej wiedzy . Czyś ty powariował? - warknął Knot, już mając walnąć młotkiem, ale walnął ręką w stół, powstrzymując go.

- Kamień Wskrzeszenia. Jeden z insygniów. Mam go.- Powiedział Albus z grymasem na twarzy, wtedy wszyscy wstali ze swoich miejsc. Każdy miał na twarzy zdezorientowanie, szok, ulgę i zmieszanie. Jednak najbardziej widoczne (o dziwo) było szczęście. Była szansa na ratunek Magicznej Wielkiej Brytanii.

- Nikt nie może dowiedzieć się o tej rozmowie.- Powiedział w końcu minister i wtedy na każdego spojrzał przelotnym wzrokiem. Wzrokiem, który mógłby zabić, gdyby ktoś go by nie posłuchał. - Złóżmy przysięgę.

- Ja (każdy w pokoju się przedstawia, łapiąc się za ręce). - przyrzekam nikomu nie mówić o tym, co się wydarzyło w tym pokoju. - Mówili wszyscy po kolei, po czym Minister Magii rzucił zaklęcie Gunt, pieczętując przysięgę. (wiem, że tylko dwie osoby mogą zawrzeć przysięgę, ale zmieniłem to na potrzeby fabuły. Zapewne nieraz będzie to zaklęcie wykorzystywane na więcej niż dwie osoby).

- A teraz ty Albusie.- Powiedzieli wszyscy w pomieszczeniu bardzo obojętnym tonem.

- Ja, Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore, przyrzekam na swoją magię, że sprowadzę Harry'ego Pottera z Zaświatów. NIECH TAK SIĘ STANIE! - Powiedział dyrektor, podnosząc głos, mówiąc końcówkę zdania.

- Teraz się rozejdźcie. Miłego dnia. - Powiedział Korneliusz, po czym wyszedł, a Albus aportował się od razu do szkoły i wziął do ręki Złoty Znicz.

- Oby to zadziałało. - Powiedział do sobie siwobrody, całując go, a tam zobaczył Kamień Wskrzeszenia. - Harry, sprowadzę cię, choćby to miała być moja ostatnia rzecz, którą zrobię. - Powiedział i wezwał Minerwę, chowając do szaty kamień. - Minerwo nie będzie mnie do rozpoczęcia roku szkolnego. Może dłużej. Nie mam wyboru. - Powiedział, po czym, jak kobieta skinęła głową, że rozumie, Albus podszedł do okna. 'Tom nie może wygrać'. Pomyślał i zniknął w huku aportacji, pozostawiając zamyśloną Minerwę. 'Co do cholery się stało?'.

Tylko żeby wiedział, że to nie Voldemort będzie jego największym zmartwieniem.




( I jak, może być? Dodatkowo do dałem, jak wygląda ten cały kamień)

Król piekieł : Harry EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz