Codziennie ten sam dźwięk - pianino, Beethoven, Chopin lub Vivaldi. Nigdy nie widziałam właściciela tego instrumentu. Był młodszy, starszy czy w moim wieku? Miał brązowe czy rude włosy? Zielone czy piwne oczy? Był miły czy może szorstki?
- Bella - moje rozmyślenia przerwała moja matka wchodząc do mojego niewielkiego mieszkania, które miało miejsce na piątym piętrze budynku na ulicy Chérie - gorszego miejsca na mieszkanie nie mogłaś już sobie znaleźć? W dodatku ten fortepian za ścianą. Oszaleć można. Jak ty tu wytrzymujesz? Okno zamknij, już jest tutaj zimno. Boże Święty twoje biurko, jak ty się w tych papierach odnajdujesz? Przysięgam, że zaraz pójdę i uciszę ten fortepian
- Po pierwsze mamo, to pianino. Po drugie, dla mnie to mieszkanie jest idealne. Jest jakaś okazja, że mnie odwiedziłaś? - powiedziałam jak w końcu pozwoliła mi mówić
- Przy okazji
- To znaczy?
- Mój nowy narzeczony, Marco, mieszka tutaj, w Paryżu. Przyjechałam odwiedzić jego rodzinę. - mówiła tonem, który mówił: "Tak dumna jestem z mojego nowego faceta"
- Nowy narzeczony? Który to w tym roku? - powiedziałam znudzona grzebiąc w papierach
- Arabella! Jak ty się do swojej własnej matki odzywasz?! Boże, matka chce dobrze, przyjeżdża odwiedzić córkę, a ta już w drzwiach na nią naskakuje. Że też naszym przodkom to się nawet nie śni Miriam. Jestem oburzona twoim zachowaniem - krzyknęła na mnie, a zaraz potem opadła na fotel w kącie pokoju
- Jak ci tak bardzo przeszkadzam to możesz przecież wyjść - odbąknęłam jej wkładając pióro na jego miejsce
- Arabello Faith Parker jak ty się wysławiasz - stanęła na równe nogi
- Błagam, tylko nie pełne imię. Poza tym, jak mam cię traktować po tym jak mnie z domu wyrzuciłaś? - spojrzałam w końcu na nią, jednak ona tylko nałożyła na siebie futro i wyszła z mojego mieszkania. Odetchnęłam głęboko. Z nią nigdy się nie nudziłam.
***
- Romeo i Julia? - zapytała Amy, moja współpracowniczka kiedy siedziałam z nią pod czas przerwy w biurowej kafejce, zaśmiała się - żyjesz w średniowieczu?
- Oczywiście, moja pani, czekam na mojego księcia na białym koniu - powiedziałam ironicznie chowając książkę do mojej torby
- Ty to już swojego masz, za ścianą, czeka na ciebie z fortepianem - powiedziała a zaraz po tym się roześmiała
- Weź już przestań, przecież to może być równie dobrze starszy człowiek - spojrzałam na nią z politowaniem
- A co jak to przystojny, młody człowiek? - siorbnęła resztkę kawy
- Tego wykluczyć nie możemy - zaśmiałam się.
Wróciłam do pracy. Pisałam artykuł na temat jutrzejszego koncertu w pobliskim centrum kultury. Dwójka gitarzystów, pianista oraz skrzypek. Dostałam zlecenie, by napisać o nich, ich krótkie życiorysy oraz jutro tam zrobić zdjęcia. Nie narzekałam, darmowy bilet.
Zabrałam się do pisania wstępu. Gitarzyści, to był duet braci Michaela i Jacksona. Zabawne, pomyślałam. Pianista to Henry Wiley. Pomyślałam o nim jak o najnudniejszym mężczyźnie na ziemi - na każdym zdjęciu smutny, brak uśmiechu. No i skrzypek - Oscar Duncan, mój najlepszy przyjaciel z czasów szkoły. Teraz mamy już po 25 lat. Nasz kontakt padł z biegiem czasu.
Skończyłam po mniej więcej pół godziny. Zadowolona z samej siebie posprzątałam biurko w moim małym gabinecie i udałam się do domu. Po drodze wpadłam na jakiegoś człowieka, widocznie pijanego, który nosił zabawny kapelusz, tak jakby był wyjęty z lat czterdziestych. Potrząsnęłam głową i ruszyłam dalej.
Miałam zamiar spędzić ten wieczór spokojnie. Ja, książka i pianista zza ściany.
CZYTASZ
Two slow dancers
Historia Corta"Życie jest tylko przechodnim półcieniem, Nędznym aktorem, który swą rolę Przez parę godzin wygrawszy na scenie W nicość przepada - powieścią idioty, Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą." William Shakespeare Czy w nowożytnym życiu, Ha...