4.Przyjaźń

5 1 0
                                    

Jak już wspomniałem w jednym z poprzednich rozdziałów – już jako najmniejsze dziecko miałem ogromny problem z rówieśnikami. Już wtedy czułem się nie do końca zrozumiany przez innych i wolałem bawić się sam. Miałem też wiele problemów z pewnością siebie i nieśmiałością, której pokonanie zajęło mi lata.. Praktycznie w każdym filmie, czy serialu zwłaszcza tych dla młodzieży główny bohater ma swojego przyjaciela – bratnią duszę, która jest dla niego jak rodzeństwo, o której wie niemalże wszystko i z którą spędza większość swojego czasu. Oglądając od maleńkiego takie filmy czułem niesamowitą zazdrość i tym samym smutek, bo ja nigdy nie miałem kogoś takiego. Tłumaczyłem sobie, że cały problem tkwi we mnie, bo przecież to ze mną trudno wytrzymać i to ja jestem inny od społeczeństwa, więc najlepiej dogadałbym się jedynie z własnym klonem. Teraz wiem, że to nie jest do końca prawda, ale dalej zazdroszczę osobom, które posiadają swoje tak zwane 'bratnie dusze'. Pielęgnujcie te przyjaźnie, bo możecie mieć wszystko, ale bez bliskich osób tak naprawdę ciągle możecie czuć pustkę i samotność.Jak już pisałem – od zawsze byłem aspołeczny i miałem problem z nowymi znajomościami. Chodziłem z tego powodu do psychologa. Ale to nie było do końca tak, że przez cały czas byłem zamknięty jak ślimak w swojej skorupie. Pomimo wewnętrznej blokady starałem się otwierać do innych i poznawać nowe osoby. W podstawówce jednak były to zwykli 'koledzy'. To nie była nawet przyjaźń, tylko osoby, z którymi od czasu do czasu rozmawiałem na przerwach. Wystawione na próbę czasu znajomości nie przetrwały prawie wcale. Wyjątkiem jest jeden kolega, z którym do obecnej chwili utrzymuję kontakt, ale nie widziałem się od podstawówki. W gimnazjum natknąłem się na zjawisko jeszcze gorsze niż samotność – ludzką fałszywość i toksyczność. Pomimo wielu nieprzyjemności ze strony innych klas w moim gimnazjum – moja klasa była w porządku. Ba, znalazłem w niej nawet czwórkę przyjaciół. No właśnie – tak wtedy tylko myślałem. Analizując te 'przyjaźnie' sprawa nie wygląda już tak kolorowo. Wydawało mi się kiedyś, że stanowimy swojego rodzaju 'paczkę'. Wydawało mi się, że jestem lubiany i nikt nie podkłada nikomu żadnej kłody za plecami. Jakże bardzo się myliłem. Okazało się, że mój najlepszy przyjaciel okazał się być dla mnie największym rozczarowaniem. Nigdy tego nie dostrzegałem, wydawało mi się, że się lubimy i jest zabawnie. W rzeczywistości była to jedynie osoba toksyczna – taka która wiedziała o mnie wszystko, ale ja o niej nikt. Ktoś, kto pozornie cieszył się z moich sukcesów, ale nigdy nie pozwolił mi być lepszym od samego siebie. Ktoś, kto twierdził że się przyjaźnimy, a w rzeczywistości to ja musiałem proponować wszelakie wyjścia pozaszkolne, albo zwyczajnie zaczynać rozmowę w internecie. Przyjaźń skończyła się wraz z gimnazjum, ale umierała w sposób bolesny i długotrwały na przestrzeni trzeciej klasy. Potem chciałem jeszcze wspólny kontakt, chciałem walczyć o to co było – o przyjaźń z kimś kogo imprezy urodzinowe tak mile wspominam, o kogoś kogo pochłonąłem moją własną pasją. Jednak nic z tego nie wyszło. Teraz wiem, że była to zwyczajnie osoba toksyczna, której nie zależało na niczym. Podobnie jest w przypadku innej, tym razem przyjaciółki. Pomimo, że nigdy nie byłem z nią, aż tak blisko to wszystko wygasło po gimnazjum, jednak analizując moją przeszłość w gimnazjum bez trudu mogę przywołać wiele sytuacji, w których bawiła się moim kosztem i szydziła ze mnie. Próby czasu nie przetrwała także czwarta przyjaźń. Nie było jakiegoś dramatycznego zakończenia, po prostu nie utrzymujemy kontaktu. Przez wiele czasu myślałem, że to ja nie staję na wysokości zadania i nie walczę o te kontakty w pełni moich możliwości. Teraz wiem, że robiłem co mogłem, a inicjatywa o przyjaźń musi być z dwóch stron.Jednak gimnazjum to nie tak do końca stracony czas, bo jak pisałem – w paczce była nas piątka. I właśnie moja relacja z piątą osobą kontynuowana jest do dzisiaj. Pomimo, wielu kłótni przetrwała. Osoba, która wspiera i kibicuje mi zawsze w moich decyzjach. Osoba, która pomimo tak wielkiej różnicy charakterów – zawsze mnie rozumie. Wiem, że bywam trudny, mam tego świadomość. Dziękuję za wyrozumiałość i za wspólne chwile – za wsparcie i masę wspólnego śmiechu. Zawsze oboje możemy na siebie liczyć.Mogłoby się wydawać, że to już happy end i wszystko jest dobrze. Nie, a skąd! To dopiero połowa mojego życia towarzyskiego.Nastał rok 2017 i koniec gimnazjum. To był mój najgorszy okres w życiu. Wiedziałem, że po tym może być tylko lepiej, bo na pewno nie może być gorzej. W wakacje pomiędzy gimnazjum, a liceum miałem najbardziej samotny okres w życiu. Wtedy przez trwające dwa miesiące wakacje nie utrzymywałem i nie napisałem ani jednej wiadomości absolutnie z nikim, czułem że jestem sam na świecie i przetrwałem jedynie dzięki mojej rodzinie. Idąc do liceum czułem, że jestem totalnie białą kartą i nie mam nic do stracenia. Nie mam nikogo, ale mogę kogoś mieć. Może to jest moment, w którym poznam moją bratnią duszę i wszystko się ułoży. I tym razem nic. Prawda wyglądała tak, że nie po drodze było mi z uczniami, jak i z nauczycielami i dalej nie 'zdobyłem' nikogo. Zdecydowałem się wtedy na najtrudniejszą i stresującą decyzję w moim życiu – zmianę szkoły. Ja – nieśmiały i zamknięty w sobie chłopak – z własnej woli zdecydowałem się na zmianę mojego otoczenia. Jednak, z wiekiem przybywało mi pewności siebie. Wiedziałem, że tym razem muszę pokazać się z najlepszej strony i nie będzie gorzej niż w poprzednim liceum. Pomimo stresu – przezwyciężyłem go w sobie -i nie mając już totalnie nic do stracenia po pierwszym półroczu zdecydowałem się na zmianę. Odnowiłem także kontakt z moją najlepszą przyjaciółką z gimnazjum, o której pisałem wcześniej. Tym razem szkoła była strzałem w dziesiątkę. Przynajmniej pierwsza klasa. W drugiej klasie pomimo dobrych kolegów w szkole i pewności siebie czułem się przez większość czasu fatalnie. Uważałem, że to zwyczajni 'znajomi ze szkoły', a nasza relacja nie przetrwa próby czasu po liceum. Pamiętając sytuację z gimnazjum byłem totalnie przeczulony na punkcie toksyczności – wydawało mi się, że to dalej inicjatywa leży tylko po mojej stronie i tylko mi zależy na przyjaźni że to ja muszę napisać pierwszy do znajomych czy zaproponować wyjście choćby do Maka, że dalej mam problemy z zapoznawaniem się. Jednak zeszły rok przetrwałem, a w tym jest dużo lepiej! Zająłem się wreszcie spełnianiem moich marzeń. Gdy tak nie naciskałem to moi znajomi sami zaczęli proponować mi wspólne spędzanie czasu. Zrozumiałem też, że zależy mi na przyjaźni i dalej twierdzę, że to coś pięknego, ale ja jestem duszą samotnika i potrzebuję też dużo czasu tylko sam na sam dla siebie. Punktem kulminacyjnym jest Wigilia klasowa w zeszłym roku. Wtedy wzruszyłem się jak nigdy, po tym jak niczego nie spodziewając się moja paczka w liceum i najlepsza przyjaciółka z gimnazjum wspólnie zorganizowali dla mnie prezent niespodziankę. To było coś o czym zawsze marzyłem – ten gest, to że widzę że komukolwiek na mnie zależy. Piękne momenty! Jaka będzie przyszłość? Czy przyjaźń z obecną paczką przetrwa? Nie mam pojęcia, modlę się o to, by nie powtórzyła się sytuacja z gimnazjum, ale wiem, że to nie zależy tylko ode mnie. Czy spotkałem do tej pory jedną konkretną bratnią duszę? Chyba nie. Może to przede mną. Może to ja nie dopuszczam nikogo na tyle do siebie by móc nazwać kogoś tą 'bratnią duszą', a może to moja obecna paczka???

Pamiętnik ArtystyWhere stories live. Discover now