*** Klan Hamato***
— Wybacz mi, sensei... Zawiodłem... To wszystko moja wina... — rzekł przyciszonym głosem błękitnooki, ze skruchą spuszczając głowę w dół.
Czuł na sobie przeszywający duszę wzrok młodszych braci, którym w przeciwieństwie do niego – dane było zakończyć misję sukcesem. Nastolatek westchnął ciężko, wiedząc, iż ponosi wielką odpowiedzialność za każdy, choćby najmniejszy błąd zespołu. Był liderem, co sprawiało, że często brał całą winę na siebie, obwiniając się w duszy za każdą poniesioną klęskę. Jednak teraz... Wina faktycznie spoczywała po jego stronie...— Przeprszam, mistrzu... Przeze mnie straciliśmy zbiornik z mutagenem... — rzekł zaciskając pięści – zły na samego siebie. — Zlekceważyłem przeciwnika, nie mając nawet pojęcia, jaką siłą dysponuje... Zuchwale twierdziłem, że dam sobie radę, ale... Nie udało mi się...
Mistrz spojrzał na syna z politowaniem i pewnego rodzaju wyrozumiałością w oczach.
— Leonardo. Każdy z nas popełnia błędy. Ważne jest, abyś potrafił wyciągać z nich wnioski. — zwrócił się do chłopca, kładąc dłoń na jego ramieniu. — Dostrzeganie błędów świadczy o inteligencji, przyznawanie się do nich – o pokorze. Natomiast wyciąganie nauki i niepopełnianie więcej tego samego błędu – o mądrości...
—Właśnie, Zgredonardo. — zaczepił go jeden z młodszych braci o pięknych, zielonych oczach. Uśmiechnął się, zarzucając swą rękę na jego szyję, po czym darząc Leo braterskim kuksańcem, kontynuował ,,pocieszającą mowę" — Nie łam się. Oczywiście to wszystko twoja wina, ale nie ma co się tak obwiniać.
— I to ma być według ciebie pocieszenie? Widocznie przy twoim poziomie IQ na więcej cię nie stać... — spytał najwyższy z braci – ten, o machoniowych oczach i z diastemą między górnymi zębami. Zakładając dłonie na klatce piersiowej, spiorunował Raphaela (gdyż tak nazywał się zielonooki) wzorkiem.
— Ej, przychamój, Donnie! Bo jak walnę ci zaraz w ten łeb, to tobie IQ spadnie poniżej zera! — warknął tamten wyjątkowo zbulwersowany. Wyglądał, jakby w każdej chwili gotów był rozpocząć okropną w skutkach bójkę. Jednak gdy już sięgał dłońmi po swoje sai, zatrzymał go mistrz Splinter – zarówno ojciec jak i nauczyciel czwórki.
Wystarczyło jedno słowo, jedno spojrzenie, jeden gest... By przywrócić wszystkich do porządku.
Bracia spojrzeli na siebie porozumiewawczo, całkowicie milknąc. Tym razem głos zabrał mężczyzna.
— Współpraca, zrozumienie i wzajemne zaufanie są fundamentem każdego, sprawnie działającego zespołu... Na tych wartościach opiera się również rodzina...— Hamato Yoshi rzekł spokojnie, wodząc wzrokiem po synach — Powinniście odrzucić na bok złość, a te dziecinne docinki zostawić dla siebie, jak na wojowników shinobi przystało...
Chłopcy spuścili głowy, niechętnie szepcząc ciche: ,,Hai, sensei...''. Mężczyzna kiwnął jedynie głową, widocznie zadowolony z poprawy, po czym zwrócił się poważnym tonem do najstarszego z synów:
— Leonardo, dokończ proszę. Opowiedz, co wydarzyło się w Empire State Building.
Niebieskooki odwrócił wzrok, nie wiedząc co powiedzieć. Jego duszą targały najróżniejsze emocje, których nie potrafił nawet nazwać. Stanął również przed pewnego rodzaju dylematem: ,,Powiedzieć o tym, że pokonała go dziewczyna? I to w niecałe pięć minut? Kiepski pomysł... Bracia by go wyśmiali... ''.
— Wiesz, sensei... — mutant zaczął niepewnie, drapiąc się w kark. Próbował skłamać, wymyślić jakąś wymówkę, byle tylko nie ujawniać prawdy. Jednak... To nie było w jego stylu... Więc, gdy emocje wzięły górę, ze spuszczoną głową i ledwo słyszalnym tonem wyjawił wszystko. Bracia, jak i sam ojciec ledwie zrozumieli wypowiedź lidera, gdyż wypływające z jego ust słowa były niczym ,,zbitka'' wyrazów, wypowiedziana na jednym wdechu.
CZYTASZ
[TMNT 2012] Nieuchwytni - Stowarzyszenie Cieni
FanficByli tylko dziećmi, a mimo to poświęcili całe swe życie dla dobra ludzkości, chcąc wyniszczyć wszelkie zło. Byli młodzi, a ich przyszłość zapisana została na zwojach pergaminu. Naznaczeni znamionami wiernie służyli klanowi, gotowi oddać życie za ro...