Mało mnie interesowało cokolwiek, co się działo wokół mnie. Leżałem załamany na łóżku, a dzień mijał. Minuta za minutą...godzina za godziną. Rano...południe...wieczór. W między czasie przytłaczały mnie jedynie nagle fale wspomnień i smutku, których efektem ubocznym były łzy. Kilkukrotnie rodzice próbowali dostać się do środka...ale bezskutecznie. Miałem świadomość, że przywiązywanie się do kogoś po tak krótkim czasie było dziwne...wiedziałem, że przecież nie znałem go zbytnio. Ale zdążyłem się przywiązać i...czy to była moja wina? Czy to właśnie ja chciałem tam na niego trafić? Czy to właśnie ja zawiniłem odzywając się wtedy do niego? Czy to właśnie moja wina, że chłopak znalazł tak szybko miejsce w moim życiu...i sercu? Może i byłem idiotą. Możliwe, że coś takiego zasługiwało na wyśmianie. Możliwe, że dramatyzowałem. Możliwe, że powinienem przebyć to obojętnie, skoro on właśnie tego chciał...ale czy aby na pewno tego chciał? Strach kieruje ludźmi, jest w stanie ich opętać i zmusić do czynów sprzecznych z tymi, na których nam zależy, ale...czy my mamy możliwość, aby z nim zwyciężyć?
Starałem się nie myśleć o chłopaku, ani o niczym co z nim związane. Chciałem oczyścić umysł i zmusić się to zapomnienia, ale to nie było łatwe. Ponowne pukanie do drzwi z pewnością mi w tym nie mogło pomóc, ale nie miałem siły na kolejne minuty kłótni i tym razem kazałem natrętów wejść. W progu drzwi stanęła moja mama. Może i czasem sprawiałem większe lub mniejsze problemy...czasami też nie słuchałem się jej, ale mimo wszystko była tutaj...ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy przyglądała się temu, jak jej syn pogrąża się od wielu godzin w smutku i zasługiwała na wyjaśnienia.
Usiadłem na łóżku i kiwnąłem lekko głową na znak, że może podejść. Chwilę później już siedziała naprzeciw mnie ze smutnym uśmiechem:
- Opowiesz mi co się stało? - spytała po dłuższej chwili milczenia, a ja już wiedziałem, że bez kolejnych łez się nie obędzie,
- No okej - westchnąłem ciężko spuszczając wzrok - przez trzy dni z rzędu spotykałem pewnego chłopaka w moim ulubionym od tego czasu miejscu w parku. Leżał samotnie na trafie, a kilka dni przed tym jeszcze był z nim ktoś inny. Podszedłem do niego, przywitałem się i od tego czasu co noc leżeliśmy razem wymieniając ze sobą kilka zdań i w przyjemnej ciszy oglądając nocne niebo - uśmiechnąłem się lekko - ale...opowiedział mi w końcu swoją historię i to dlaczego był tam wtedy sam. Nie miał już przy sobie nikogo prócz po części mnie i...zaczynało nam na sobie zależeć, ale nie wiem czy można powiedzieć, że się przyjaźniliśmy,
- I co się stało słońce? - dopytała kładąc mi dłoń na ramieniu, co podniosło mnie minimalnie na duchu,
- Bał się stracić kolejną osobę w swoim życiu i...postanowił, że musimy zerwać kontakt, a ja nie chciałem się sprzeciwiać. W końcu skoro taka była jego decyzja, to co mogłem zrobić? Podziękowałem mu za wszystko i odszedłem - mówiąc to czułem łzy pod oczami, jednak starałem się opanować,
- Jimin...- zaczęła moja mama gładząc mnie uspokajająco po plecach,
- Tak wiem, że jestem głupi - stwierdziłem jak sądzę bardzo trafnie - znałem go paręnaście godzin, a przeżywam zupełnie jakbym znał go conajmniej pół życia - stwierdziłem będąc na siebie złym za własną słabość, po czym padłem na łóżko zasłaniając twarz dłońmi - nie rozumiem dlaczego księżyc postawił sobie na przeciw mnie i Jungkooka...ok postawił, ale czemu potem rozdzielił?,
- Jimin...- powtórzyła kobieta - ty się zakochałeś - te słowa sprawiły, że gwałtownie rozszerzyłem oczy i rozchyliłem usta...czy to mogła być prawda? Czy może właśnie dlatego to tak przeżywałem? Czy właśnie tak miała wyglądać nasza relacja? Czy właśnie tak miało być?,
- To nie jest tak mamo - stwierdziłem potrząsając przecząco głową i podnosząc się do siadu,
- Nie jest teraz ważne co myślisz...kiedyś twoje serce i tak wyjawi ci prawdę, a teraz chodź - mówiąc to wstała z mojego łóżka i wystawiła do mnie dłoń, którą niepewnie chwyciłem wstając i bez żadnej walki dałem się wyprowadzić z pokoju i przeprowadzić do małego pomieszczenia, w którym mój tata zawsze się zamykał, aby znaleźć inspirację do pisania wierszy, które były jego hobby.Mama otworzyła drzwi kluczem, po czym weszliśmy oboje. Nakazała mi usiąść na krześle, przy biurku, co też uczyniłem. Pomieszczenie było naprawdę malutkie. Całe poprowadzone w brązowej barwie, z niewielkim oświetleniem, które otrzymywało jedynie od okna i wywieszonych wokół jego ramy światełek. Przy oknie znajdowało się biurko, przy którym teraz siedziałem, a przy ścianie po mojej prawej stała komoda, nad którą wisiało zdjęcie rodzinne. Za mną były drzwi, a na biurku prócz pióra i atramentu było jedynie kilka drobnych roślinek w pastelowych doniczkach. Spojrzałem niepewnie na moją mamę, która przeszukiwała wszystkie sterty różnych kartek szukając najwyraźniej tej idealnej...i znalazła.
Kartka ta stanowiła jeden z najpiękniejszych wizerunków nocnego nieba po obu stronach, natomiast na jednej ze stron na środku było wyznaczone dość duże miejsce do pisania, które było znacznie jaśniejsze od barwy nieba, jednak nie białe. Dostałem kartkę do rąk, a po chwili kobieta ułożyła dłonie na moich policzkach zmuszając mnie tym samym do spojrzenia na nią. Uśmiechnęła się ciepło i wypowiedziała zdanie, które mogło wszystko zmienić - teraz napisz wszystko co czujesz, a my znajdziemy dom tego chłopaka i podrzucimy tę kartkę - ucałowała moje czoło, po czym wyszła.
Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na widniejący już na niebie zarys księżyca, w którym widziałem dokładnie to co chciałem przekazać Jungkookowi. Mrugnąłem kilkukrotnie, powiększyłem uśmiech i zamoczyłem pióro mojego taty w atramencie. Może i nie wiedziałem co dokładnie chcę napisać, ale moje serce wiedziało i to było najważniejsze. Dalej nie dopuszczałem do siebie myśli o zakochaniu się, to było nierealne, ale wiedziałem jedno. On nie jest mi obojętny i potrzebuję dokładnie tego bruneta w moim życiu...w moim sercu...u mojego boku.
Po pół godzinie praca była gotowa. Uśmiechnąłem się szeroko ocierając z policzków łzy, które zdołały opuścić moje oczy. Nie chciałem się jej przyglądać rozumem. Nie, to serce miało się wypowiedzieć i to serce jako jedyne może decydować o tym co tam ma być zawarte...nie rozum. Moja mama miała znajomości w policji, więc na podstawie imienia i okolicy zamieszkania, w czasie kiedy ja przelewałem prawdziwe uczucia na papier skontaktowała się z kim trzeba. Tym o to sposobem przy drzwiach spotkałem przyjaciela mojej rodziny, którego dość dobrze znałem czekającego na list.
Wiedziałem, że mam gwarancje tego, że kartka dotrze...nie wiedziałem tylko czy coś to da i czym to ,,coś" dla mnie będzie. Wręczyłem mój bilet do zwrócenia szczęścia mężczyźnie, który chwilę później opuścił mój dom. Sam uczyniłem to samo. Nie widziałem sensu w udawaniu się do parku. Ułożyłem się na trawie, na podwórku patrząc na księżyc idealnie widoczny w pełnym mroku nocnego nieba:
- Jeszcze zobaczymy kochany, czy twój plan naprawdę zniszczy mi życie - szepnąłem. Może ten plan polegał tylko na trudności? A może faktycznie na rozdzieleniu tych dwóch młodych chłopców? Jeśli ktoś to wiedział, to był to tylko księżyc...ale on nie zdradzi nikomu prawdy przed czasem.
CZYTASZ
,,Moon - week under the night sky" | JiKook | p.jm x j.jk | Short Shoot
Fiksi PenggemarA jeśli księżyc dla każdego z nas ma przygotowany plan? Co jeśli ściągnie pod swoje oblicze dwóch nieznajomych chłopców, z czego jeden boi się znajomosci przez zaznana cierpienie? Czy jego plan to zabawa tą dwójką, czy może uświadomienie im, że nigd...