Rozdział 5 || Dokument w czarnej teczce

99 10 7
                                    

Parę dni później, Luna nadal miała za złe tacie, że ten wykopał jej chłopaka z mieszkania, odgrażając się przy tym. Torin od tego czasu nie odezwał się do niej ani razu. Dziewczyna była po prostu wściekła. Nie była już małą dziewczynką! Umiała walczyć o swoje, ojciec właśnie tego ją uczył przez niemal całe dzieciństwo.

Luna schowała twarz w dłoniach i pozwoliła oddać się wspomnieniom.

***

Siedmioletnia dziewczynka wychyliła się ze swojej sypialni. Była już ciemna noc, ale dalej nie mogła spać. Dziwne myśli jej na to nie pozwalały. Wtedy dostrzegła cienką smugę światła wydobywającą się spod drzwi do salonu. Dziewczynka ostrożnie zerknęła do pomieszczenia i od razu zobaczyła swojego ojca, który coś notował. Ten widok jednak jej nie zaskoczył, często widziała tatę zajętego jakimiś ,,sprawami dorosłych".

- Tato? - szepnęła dziewczynka.

Mężczyzna od razu zerknął na córkę.

- Luna - szepnął i podszedł do niej. - Czemu nie śpisz? - ukląkł, żeby zrównać się wzrokiem z córką.

- Nie wiem.

Ojciec uśmiechnął się i wziął ją na ręce.

- Tato! - pisnęła dziewczynka, śmiejąc się. - Jestem już na to za duża.

- Dla mnie zawsze będziesz moją małą córeczką - odparł i usiadł z nią na kanapie.

Luna mocniej przytuliła się do Sika.

- Tato, a jak poznałeś mamę?

- A skąd ci się wzięło na takie pytanie? - spytał z uśmiechem, czochrając ją po włosach.

- Tak po prostu.

Sik uśmiechnął się ciepło i pocałował ją w czoło.

- Znałem twoją mamę od dziecka, ale, gdy wyjechałem tutaj nasz kontakt się urwał. W sumie to Moc ponownie skrzyżowała nasze drogi.

- Czym jest Moc?

Sik przewrócił oczami.

- Wujek opowie ci o tym zdecydowanie lepiej. Ale chyba pytałaś mnie o mamę.

Luna znowu się zaśmiała.

- Racja.

- I tak zaczęła się moja relacja z mamą, ale musisz wiedzieć, że nie było łatwo. Był taki czas, kiedy myślałem, że ona mnie nie kocha.

- Jak to?

Sik nieco spoważniał.

- To dłuższa historia. Ale Luna... - urwał, wpatrując się swojej córce głęboko w oczy. - Zapamiętaj jedno: Jeśli coś kochasz, zawsze musisz o to walczyć. Jak się do tego przyłożysz to uda ci się pokonać wszystkie przeciwności, zaufaj mi...

***

- Luna! - z zamyślenia wyrwał ją głos mamy.

Dziewczyna wyszła ze swojego pokoju.

- Tak? - spytała szybko.

- Czy mogłabyś mi przynieść dokumenty z ,,gabinetu" ojca?

- A które?

- Najlepiej cała teczkę. Będzie taka beżowa z godłem Republiki i podpisana: ,,Sprawy Senatorów".

- Dobra, poszukam.

Luna szybko poszła korytarzem i weszła do pokoju, który wszyscy w domu nazywali gabinetem, chociaż nie miał z nim nic wspólnego. Tam po prostu walały się wszystkie papiery Sika z jego zleceń dla senatorów, raporty i tego typu. Dziewczyna przejrzała kilka szuflad i wyjęła z niej teczkę, o którą prosiła mama. Ale wtedy kątem oka zobaczyła czarną teczkę z logo kliniki na Courscant.

- Luna? - rozległ się stłumiony głos Kiry.

- Jeszcze szukam. Zaraz będę - krzyknęła dziewczyna i otworzyła teczkę.

W środku znalazła tylko jeden arkusz pełen jakichś medycznych terminów.

Lunę zdziwił fakt, że na karcie widziały dane jej ojca, a nagłówek głosił: ,,Wyniki badań testów na płodność".

- Chyba jakieś kontrolne testy - szepnęła pod nosem, śledząc tekst.

Niewiele jednak rozumiała z jakichś dziwnie brzmiących zdań. Jedynie ostatnie dwa zdania brzmiały jakoś sensownie. I one sprawiły, że Luna musiała usiąść na podłodze.

Plemniki pacjenta są bardzo osłabione i zdeformowane. Wynik: pacjent nie może posiadać potomstwa.

***

Kira przygryzła policzek i poszła w kierunku gabinetu. Weszła do środka i zobaczyła szlochającą Lunę, która trzymała w dłoni jakiś papier. Koło stóp dziewczyny leżała czarna teczka. Kira już dawno obawiała się takiego scenariusza.

- Kochanie... - szepnęła, gładząc córkę po głowie.

- Tata jest bezpłodny? - spytała Luna bez ogródek.

- Luna... skarbie...

- Powiedz! - krzyknęła dziewczyna przez zaciśnięte zęby.

Kira milczała przez dłuższą chwilę.

- Tak, ale...

- Jak mogliście mnie okłamywać? Przez lata wychowywał mnie człowiek, który nie jest ze mną nawet spokrewniony!

- Luna, to nie tak...

- A niby co? Te badania mówią jasno. Myślicie, że teraz uwierzę w opowieści o cudownym zapłodnieniu?

Kira nie odpowiedziała i wyszła z pokoju. Od razu sięgnęła po komunikator i, gdy tylko usłyszała głos męża powiedziała: ,,Luna już wie".

***

Sik zjawił się już kilka minut później. Już w progu wpadł na Kirę.

- Gdzie ona jest? - spytał zdenerwowany.

- W salonie. Tylko z tobą chcę rozmawiać.

Sik przełknął głośno ślinę i poszedł na rozmowę, na którą już dawno powinien się przygotować.

Tymczasem Luna siedziała na kanapie z założonymi rękami.

- Masz mi coś do powiedzenia? - spytała poważnie dziewczyna.

Sik usiadł koło niej.

- Luna, tak, jestem bezpłodny, ale...

- Więc nie jesteś moim ojcem! - krzyknęła dziewczyna.

- Skarbie...

- Nie skarbuj mi teraz! - warknęła Luna.

Sik wziął głęboki wdech, żeby się trochę uspokoić.

- Luna, ja jestem twoim ojcem, ale w sposób jaki się narodziłaś jest trochę... niecodzienny.

Sik próbował ją przytulić, ale Luna odskoczyła od niego jak oparzona i wstała z kanapy.

- No jasne! - krzyknęła. - Nie jesteś moim ojcem, ale sporo osób mi mówiło, że jestem do ciebie podobna. To jasne.

- Luna, proszę nie...

- To wujek Anakin jest moim ojcem!


Bliźniaki Skywalker 4: Ofiara? || Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz