IV

515 82 11
                                    

– Wasza wysokość mnie wzywał – oznajmiam i składam pokłon przed carem.

Szczerze mówiąc, jestem trochę przestraszony. Jest dopiero siódma rano. Nawet nie zdążyłem zjeść śniadania, bo ktoś ze służby obudził mnie, mówiąc, że car mnie oczekuje. To przypomniało mi sytuację z Efraim, kiedy straż siłą wyciągała mnie z mojej komnaty.

Przełykam ślinę i ze strachem zerkam na mężczyznę, stojącego przede mną. Czy w końcu podjął decyzję, że chce mnie zabić? Czy dotarło do niego, że trzymanie mnie tutaj wcale mu się nie opłaca?

– Przepraszam, że musiałeś tak wcześnie wstać – mówi Jungkook, uśmiechając się lekko, jednak pogodna aura znika, kiedy przygląda się mojej twarzy. – Co się dzieje?

– Nic, dlaczego wasza wysokość chciał mnie widzieć? – pytam z bladym uśmiechem.

Jeon przygląda mi się, ale nie odpowiada na moje pytanie. Zamiast tego otwiera duże, drewniane drzwi, przy których stoimy. Moim oczom ukazuje się ogromna stajnia. Jest tu bardzo dużo koni – jak przystało na stajnię carską. Zatrzymujemy się przy jednym z boksów. Jungkook sięga po jabłko ze skrzynki, która stoi w pobliżu, i daje je koniu. Potem głaszcze zwierzę.

– Poznaj Siriusa – odzywa się car i uśmiecha się do mnie. – Chciałem zabrać cię na konną przejażdżkę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?

Mężczyzna patrzy na mnie ze zmartwieniem, a ja oddycham z ulgą. A więc to po to mnie wezwał.

– O czym myślałeś? – zapytał Jungkook delikatnie. Zapewne i tak domyśla się, co pierwsze przyszło mi na myśl. W końcu przerażenie musiało być aż nadto widoczne na mojej twarzy.

– Po prostu ta pobudka i twoje wezwanie skojarzyło mi się z Efraim. Kiedy straż wyciągała mnie siłą z komnaty – odpowiadam cicho.

Jeon łapie mnie za ramiona i patrzy mi prosto w oczy.

– Ja nigdy bym tego nie zrobił. Jeżeli odbieram komuś życie, to mam do tego naprawdę dobry motyw. Ty nie dałeś mi nawet powodu, żebym się na ciebie gniewał.

– Ale jestem księciem państwa, które do tej pory pozostawało we wrogich stosunkach z Arachozją – mówię niepewnie. Nie mam pojęcia, jakie stosunki panują obecnie między naszymi państwami. W końcu nie mam informacji ze świata zewnętrznego, od kiedy tutaj przebywam.

– Wiem. I dlatego rozumiem, że się obawiasz. Ale musisz zrozumieć, że jak na razie nie masz nic wspólnego z Efraim. Twój brat pragnie twojej śmierci i aż boję się pomyśleć, co będzie się działo, kiedy dowie się, że żyjesz. Ale ja udzieliłem ci azylu. Nic ci tutaj nie grozi.

Car uśmiecha się do mnie i puszcza moje ramiona. Zaczyna szykować konia do wyjazdu, wszystko robi sam i nie prosi służbę o nic. To dobrze o nim świadczy.

– Dlaczego postanowiłeś zostawić mnie przy życiu? – pytam, bo naprawdę nie potrafię tego pojąć. Nigdy wcześniej nawet się nie spotkaliśmy, a on nie dość, że udzielił mi azylu, to jeszcze traktuje mnie jak swojego gościa i przyjaciela.

– Już o tym mówiłem. Nie będę mieć żadnych korzyści z twojej śmierci, straciłbym tylko świetnego towarzysza.

Nie komentuję, jedynie przyglądam się w ciszy jego poczynaniom. Kiedy już przygotował swojego konia, zajmuje się kolejnym. Zapewne tym dla mnie. Chwilę później obaj siedzimy w siodłach i wyruszamy w kierunku lasu.

– Jestem carem, więc to chyba nic dziwnego, że mam też powody polityczne – Jungkook kontynuuje niespodziewanie, kiedy już trochę oddaliliśmy się od pałacu.

survivor || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz