V

426 59 10
                                    

Car dał mi wolną rękę i od momentu powrotu z naszej konnej przejażdżki mogę robić, co chcę. Już nie potrzebuję jego zgody na opuszczenie komnaty czy spacer po ogrodzie. Dużo myślałem o naszej rozmowie. Jungkook poprosił mnie, żebym dał sobie spokój z zemstą i znalazł zajęcie dla siebie w Arachozji. Sam zastanawiam się, czy jest to w ogóle możliwe.

Kiedy przechadzam się po pałacu, czuję na sobie spojrzenia służby i szlachciców, którzy przychodzą do cara. Nie są to przyjazne spojrzenia, dobrze wiem, że nie jestem tutaj mile widziany. Najchętniej pozbyliby się mnie. Jestem tutaj obcy, według nich tylko przeszkadzam. Nie dziwię im się. Jestem obcym księciem, którego tytuł obecnie nic nie znaczy. Nie mam żadnej władzy, a moje pochodzenie – po objęciu tronu przez mojego brata – nie ma żadnego znaczenia.

– Chciałeś porozmawiać – mówi car, nawet na mnie nie patrząc. Przełykam ślinę, nie bardzo wiem, jak się zachować. Pomimo późnego wieczora wygląda na to, że przeszkodziłem mu w pracy. Mój ojciec nienawidził, kiedy przerywałem jego pracę.

Jungkook ze zmarszczonymi brwiami sunie wzrokiem po dokumencie. Musiało go już męczyć siedzenie przy biurku, a w końcu miękka kanapa jest o wiele wygodniejsza niż krzesło. Mężczyzna siedzi na kanapie ze skrzyżowanymi nogami i w tym momencie ani trochę nie wygląda na cara.

– Mogę przyjść innym razem, nie chcę sprawiać problemów.

Jeon odkłada dokumenty na stolik przed sobą i podnosi na mnie wzrok. Jego twarz się rozluźnia w uśmiechu. Widać po nim, że jest bardzo zmęczony. Klepie miejsce obok siebie, dając mi znak, żebym usiadł obok. Wykonuję jego polecenie.

– Nie sprawiasz. O czym chciałeś porozmawiać?

– Zastanawiałem się, czy jest coś, w czym mógłbym pomagać – wyduszam z siebie. Jungkook unosi brwi. To oczywiste, że jest zaskoczony. Zapewne nie wie, co zrobić.

– To znaczy?

– To może być cokolwiek, naprawdę. Nie oczekuję jakiejś wysokiej pozycji, po prostu potrzebuję czegokolwiek, żeby zająć czymś myśli. Mogę na przykład zająć się jakąś grupą rycerzy i szkolić ich, chociażby w walce. Jestem w tym dobry.

– Nie wątpię. Ale co ty na to, żeby pomagać mi z tymi wszystkimi dokumentami? Jak sam widzisz, często siedzę z nimi do późna. Już dawno powinienem wybrać kogoś, kto wspierałby mnie.

– Wasza wysokość, to...

– Jungkook. Mów mi Jungkook – wtrąca się mężczyzna, kolejny raz nakazując mi mówić do niego na „ty".

– Jungkook – zaczynam drżącym głosem. Chrząkam. – Myślę, że to za dużo...

– Dlaczego? Nie chcesz mi pomagać? – znów mi przerywa.

Przez jego przebiegły uśmiech domyślam się, że dobrze wie, co miałem na myśli. Książę innego państwa nie powinien mieć nic wspólnego z polityką Arachozji. Dlaczego więc Jungkook nalega, żebym mu pomagał? Dlaczego nie wybierze do tego kogoś innego? Milczę przez dłuższą chwilę, co car odbiera za moją zgodę.

– Przyjdź tu jutro o 14.

– Dlaczego wasza wysokość nie wybierze do tego kogoś innego? Bardziej odpowiedniego? – pytam, próbując zrozumieć jego tok myślenia.

– Lubię twoje towarzystwo. Jako osoba z rodu królewskiego jesteś w stanie mnie zrozumieć. – Zerka na mnie i uśmiecha się lekko, ale uśmiech szybko znika z jego twarzy. – Wiesz, kiedyś byłem carewiczem. I nie byłem pierwszy w kolejce do tronu. – Mrugam z zaskoczeniem, nie miałem o tym pojęcia. – Miałem starszego brata, więc nie byłem przygotowany do objęcia władzy.

survivor || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz