6 czerwca

74 6 0
                                    

Wstałam rano tuż przed wschodem słońca. Niechętnie wstając z łóżka uświadomiłam sobie jaki jest dzisiaj dzień. Szósty czerwca. Nie, nie był to zwykły dzień taki jak inne. Był to dzień moich urodzin. Dzisiaj kończę czternaście lat i jak mi obiecała Angelique będę mogła sama pójść do lasu obok zameczku Collinsów.

Może się wydać, że jest to dziwny prezent, ale łatwiej to zrozumieć wiedząc, iż w lesie jest mnóstwo wilkołaków i innych stworów.

Gdy zwlekłam się z łóżka w podskokach poszłam do łazienki obok mojego pokoiku. Spojrzałam na siebie w lustrze: długie, lekko falowane, blond włosy idealnie opadały mi na ramiona, a blada cera ładnie komponowała się z dużymi, czarnymi oczami. Dobra, dość przyglądania się sobie. Pomyślałam sobie i zaczęłam się szykować.  Kiedy byłam już gotowa, ubrałam się w czarną, lekką sukienkę i zbiegłam do jadalni.

- Nicoll! - od razu usłyszałam krzyk ojca ze swojego pokoju.
- Tak? - odkrzyknęłam przesłodzonym głosem, wiedząc, że tym mogę go trochę podrażnić.
- Tylko nie rób dużo hałasu robiąc sobie śniadanie i wychodząc, bo zamierzam trochę odpocząć. - mruknął od niechcenia.
- Oczywiście. - odpowiedziałam tym samym głosem i z premedytacją straciłam pierwszą lepszą patelnię. Chwilę czekałam na pewnie bezcenną reakcję i ją otrzymałam.
- I tak wyglada dobroć córki. - westchnął zirytowany.

Szybko zrobiłam sobie jajecznicę ze szczypiorkiem i tak szybko jak pojawiła się na moim talerzu, tka szybko zniknęła. Już byłam gotowa do wyjścia. Czułam, że będzie to niesamowity dzień.

Gdy wychodziłam usłyszałam za sobą pospieszne kroki. Była to moja mama.

- Nicoll poczekaj. - powiedziała, a ja dopiero wtedy zatrzymałam się. Gdy Angelique podeszła do mnie szybko zamknęła mnie w szczelnym, matczyny uścisku. - Uważaj na siebie. I wróć przed zachodem słońca. I nie zbliżają się zbytnio do miasteczka. I... - już miała dokończyć, gdy przerwałam jej.

- Nie przejmuj się już tak. - odsunęłam się od niej. Moja mama była wysoką, ładną kobietą o takich samych blond włosach jak ja i zniewalającym uśmiechu. - Idź do Barnabas'a bo chyba ma on jeden z tych swoich marudnych dni. - szepnęła do niej i mrugnęłam.

Gdy w końcu zniknęła mi z oczu szybko poszłam w stronę lasu. Czułam jak ciarki przechodzą mi po plecach a serce bije coraz szybciej. W końcu stanęłam na skraju ciemnego, wielkiego lasu pełnego drzew, krzewów i innych roślin w różnych odcieniach zieleni, brązu i niebieskiego. Wszystko pasowało tu idealnie i tworzyło niesamowity krajobraz. Las wzbudzał we mnie niezliczoną ilość emocji, przeplatających się ze sobą w jedną wielką burzę uczuć. W pewnym momencie zauważyłam widoczną granicę między trawą pod moimi stopami, a puszczą przede mną.

Mroczne cienie - opowieść Nicoll BouchardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz