Diana

49 6 3
                                    


Bez zastanowienia przystąpiłam przez zieloną granicę i weszłam do lasu. Usłyszałam mnóstwo dźwięków układające się w niesamowitą muzykę. Zaczęłam powoli iść pomiędzy paprociami i krzewami malin oraz jagód. Nie potrafiłam ogarnąć tego całego obrazu za jednym razem, więc cały czas dziwiąc się i zachwycając zaglądałam w coraz bardziej oddalone części puszczy. Zaczęłam czuć niesamowitą lekkość i radość.
Co chwila podlatywały do mnie ptaki ćwierkającymi radośnie, a ja uśmiechałam się do nich lekko się śmiejąc. Lecz niedługo później odwróciłam się za siebie i zorientowałam się, że mocno oddaliłam się od domu. Nie zdenerwowałam się, ale dziwnie się poczułam.
Wracając do poprzedniej pozycji usłyszałam szelest trawy przed sobą. Zaczęłam ostrożnie się rozglądać co było tego powodem, ale nic nie zauważyłam, ani nic więcej nie usłyszałam. Pomimo tego byłam zaniepokojona, więc szybko wydrapałam się jak najwyżej na pobliskie drzewo, pomagając sobie magią. Gdy w końcu stanęłam na gałęzi, która powinnna się pode mną od razu załamać.
Zobaczyłam, że sprawcą hałasu był człowiek. Była to dziewczyna o burzy kasztanowych włosów. Była ona ubrana w czarną koszulkę na ramiączkach i żółtych, jeansowych szortach.

- Kim jesteś? - zapytałam nagle, a dziewczyna z przerażenia podskoczyła do góry. Z początku rozglądała się zdezorientowana, ale w końcu znalazła mnie wzrokiem i ze zdziwienia przymrużyła oczy, przechylając głowę lekko w prawo, a jej ciało przybrało pozycję gotującego się do skoku tygrysa.

- Mam na imię Diana. A ty? I jak znalazłaś się na tej gałęzi? - powiedziała.

- Jestem Nicoll, a co do tej gałęzi to po prostu szybko się wdrapałam. - odparłam wzruszając ramionami. Jednocześnie przyglądałam jej się podejrzliwie i wyprostowała się dumnie.

- Coś mi się nie wydaje by można było się tak szybko wspinać, a tym bardziej była gałąź dałaby radę cię utrzymać. - powiedziała nieznajoma z nieskrywanym zaciekawieniem w głosie.

Wtedy stwierdziłam, że ona zbyt wiele podejrzewa, a bardzo nie chciałam narażać mojej rodziny, pomimo tego jaka ona była. Zeskoczyła z drzewa i nabierając prędkości spadałam prosto na dłoń dziewczyny. Ona niczego się nie spodziewając nie odsunęła się nawet o milimetr, więc gdy wylądowałam usłyszałam trzask jej kciuka pod moim butem i krzyk Diany. Jednak ze zdziwieniem odsunęłam nogę i zobaczyłam jej dłoń. Nie było tam żadnego żadnego zadrapania, tylko jedno duże pęknięcie. Widziałam nie raz jak wyglada moja lub Angelique rana, a ta niczym się od tych nie różniła.

- Wiesz kim jesteś? - spytałam ją szeptem powoli przenosząc wzrok na jej przepełnioną bólem twarz.

- Tak, a ty wiesz kim jestem? - tym razem to ona była najpewniejsza siebie z naszej dwójki. Jej usta ułożyły się w uśmiech, a oczy dziwnie błyszczały. Niby ze szczęścia? Nie wiem.

- Jesteś czarownicą... - tutaj się zawahałam, ale szybko dokończyłam zdanie - Tak samo jak ja.

Diana popatrzyła na mnie wzrokiem mówiącym "Wiedziałam! Teraz musisz mi wszystko powiedzieć, a przede wszystkim to jak się tutaj znalazłaś!". Ja jednak zauważyłam na jej twarzy czerwone cienie i zorientowałam się, że słońce powoli zachodzi, a ja nawet nie zaczynam się zbliżać do domu! W moim umyśle pojawiła się panika, której starałam się nie pokazywać.

- Idź już. - powiedziała - Może spotkamy się jutro?

- Postaram się przyjść. - odpowiedziałam dziękując w duchu, że to ona to powiedziała.

Wstałam i odchodząc jeszcze raz na nią spojrzałam przepraszającym wzrokiem. Teraz mi było wstyd za tą akcję z drzewem. Odwracając się w stronę domu uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam biec jak najszybciej. Nikt narazie nie może wiedzieć o tym spotkaniu. Nikt.

Mroczne cienie - opowieść Nicoll BouchardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz