Rozdział 2

15 0 0
                                    

Patrick

Siedzę w poczekalni i odliczam kolejne godziny i minuty odkąd Sara zniknęła za drzwiami sali operacyjnej. Co chwilę spoglądam na zegar. Już trzecia godzina, a ja dalej nie mam żadnych informacji. Dosłownie wariuję ze stresu. Nie należę do osób cierpliwych, a w tej sytuacji dosłownie każdy siedziałby jak na szpilkach. Każda godzina sprawia, że coraz bardziej się denerwuję i pragnę, aby ktoś z lekarzy w końcu wyszedł z zza zamkniętych drzwi i poinformował mnie, że już po wszystkim. Swój stres próbuje zagryźć kolejnym czekoladowym batonem, który zakupiłem w automacie. Cały dzień nic nie jadłem, bo najzwyczajniej w świecie nie odczuwałem takiej potrzeby, ale w końcu po licznych błaganiach mojego żołądka chociaż trochę stłumiłem głód.

W ostatnim czasie nie radzę sobie z tym wszystkim. Na własnym ciele doświadczam, jak to jest tracić osobę, którą kochamy. Nie w sposób fizyczny, ale także psychiczny. Gdy widzisz jak na twoich oczach ta śliczna, wiecznie radosna kobieta będąca twoją żoną nie ma nawet na tyle siły, żeby wstać z łóżka i rozpocząć kolejny dzień. Słabnie na twoich oczach, a ty nie możesz zrobić dosłownie nic. Tylko trwać przy niej w całym tym szaleństwie. Wspominać te wszystkie odległe historie z naszym udziałem. Jej marzeniem była podróż dookoła świata ze mną i naszymi małymi córeczkami u boku. Mieliśmy tyle planów, a ich wizja wydaje się teraz tak odległa.

Starałem się być najlepszym mężem jakim mogłem. Chociaż wiem, że popełniłem wiele błędów.  Bywałem bardzo zajęty, gdyż moja praca pochłaniała kiedyś większość mojego czasu. Nie było mnie przy wielu ważnych momentach w życiu mojej rodzinki. Często wracałem późno, gdy moje trzy kobietki już spały. Wtulone między siebie. Na tę myśl uśmiecham się sam do siebie.

Popadłem w liczne długi, gdyż wkręciłem się w trochę szemrane interesy. Cała sprawa nie wygląda zbyt ciekawie. Ale ja, musiałem jakoś zdobyć pieniądze na to całe leczenie, a moja praca nie wystarczała, by pokryć wszystkie koszty. Dlatego poświęciłem dosłownie wszystko wraz z swoją godnością, aby zapewnić jej komfort. Pragnąłem, jak niczego innego aby przeżyła i wciąż była tu ze mną. Ona by mnie z powrotem naprawiła i sprawiła, że już zawsze byłbym szczęśliwy.  Te "brudne" pieniądze dają nadzieję, że najlepsi lekarze w kraju jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki naprawią całą sytuację. Chociaż dobrze wiem, że to tak nie działa.

A teraz pełnię wraz z jej siostrą funkcję anioła stróża, który wiecznie dogląda swojej podopiecznej. Podczas nasilenia wtedy kiedy mogłem, brałem dni wolne i zostawałem w domu.

Często zabierałem ją do salonu, gdzie układałem Sarę na skórzanej sofie tuż obok olbrzymiego białego fortepianu. Mój stary *Hoffman, który towarzyszył mi od lat. Instrument został odziedziczony po moim ojcu, a ja traktowałem go jak własne dziecko. Co wieczór w ostatnich tygodniach dawałem na nim pokaz swoich umiejętności. Codziennie były to utwory innych artystów, z różnych przegród czasowych. Ta godzina była po prostu nasza. Siadałem wówczas przy drewnianym instrumencie, muskając biało - czarne klawisze, w całości poświęcając się muzyce. Dając tym samym ulgę wszystkim nagromadzonym negatywnym emocjom. Repertuar był naprawdę różnorodny. Od prawdziwych klasyków takich jak Chopin, czy Beethoven aż po muzykę wracającą do lat naszej młodości. Kolorowych lat 80. Lat świetności zespołów takich jak ABBA, czy Queen. Których rytm muzyki wręcz zmuszał nas do tańca. A Sara uśmiechała się i kołysała w rytm muzyki, trzymając zadowolone małe dziewczynki na swych kolanach.

Mijają kolejne godziny i minuty, a ja nie wytrzymuje. Mam ochotę walnąć w ścianę, tak aby ukoić choć na chwilę swoje cierpienie spowodowane czekaniem. Ta niewiedza doprowadza mnie do szaleństwa. Wiem jednak, że działanie pod wpływem impulsu nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków. Muszę się powstrzymać przed wybuchem złości, by nie zrobić z siebie kretyna i nie zostać wyrzuconym ze szpitala. Siedząca obok mnie Carol widzi co jest grane i posyła mi jeden z tych wymuszonych uśmiechów. Robi mi się głupio, bo wiem że czuje się tak samo, a mimo to nie daje tego po sobie poznać. Może jedynie po jej trochę opuchniętych oczach widać, że dzisiejszej nocy dziewczyna nie spała zbyt wiele. Obydwoje czujemy się tak samo beznadziejnie, ale cieszę się że nie jestem tu sam jak palec. Nie jestem w tym sam.

Kim ja tak naprawdę jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz