R7.

174 5 2
                                    

Zerwałam się na równe nogi, przez chwilę nie pamiętałam gdzie jestem, ani co tu robię. Musiałam przysnąć na kanapie. Ciężko było ustalić mi ile trwała moja drzemka, ale musiało być już po południe. Na szczęście Crimsona jeszcze nie wrócił.

Poszłam do łazienki. Zamiast płytek ścianę zdobiła ogromna szklana płyta z widokiem oceanu. Wszystko tam było nowiutkie i nieużywane.

Wykąpałam się w ekspresowym tempie. Nie chciałam, by Crimson znów mnie na tym przyłapał. To było niedorzeczne. Nie mogłam wykonać nawet najzwyczajniejszych czynności, bez stresowania się.

Wyszłam i zaczęłam myszkować po mieszkaniu. Jeden z pokoi był całkiem pusty, drugi zagracony drabinami, pędzlami po farbie i innymi rzeczami niezbędnymi przy remoncie. Tak właściwie jedynie łazienka i otwarta kuchnia były w komplecie. Brak firan powodował, że pokój dzienny skąpany był w żółto-pomarańczowych promieniach.

Chwyciłam za drzwi balkonowe, klamka się przekręciła i mogłam wyjść na świeże powietrze. Niewielka to jednak była pociecha, balkon był około trzydzieści metrów nad ziemią. Crimson wiedział, że nie będę aż tak zdesperowana, by próbować się zabić.

Widziałam moje miasto, a w oddali zachodzące powoli słońce. Nie wiedziałam nawet, że z tej wysokości tak to wygląda. Wszystko to wydawało mi się snem. Najgorszym, niekończącym się koszmarem. Mimo wszystko ten widok jakoś mnie uspokoił, byłam bliżej domu niż poprzednio, może jutro się uda.

Ustałam na najniższym szczebelku balustrady. Rozłożyłam ręce i wyobrażałam sobie, że potrafię zmienić się w zwykłego miejskiego gołębia i w każdej chwili mogę stąd odlecieć.

Nagle poczułam czyjeś dłonie na mojej tali.

- Scena jak w "Titaniku", nie?

Serce drgnęło mi w piersi ze strachu. Zachwiałam się pochyliłam się nad krawędzią, przez chwilę miała wrażenie, że spadnę. Na moje szczęście lub nie Crimson asekurował mnie z tyłu.

- I nawet uratowałem ci życie.

Jego nastrój zmienił się o 180 stopni. Uśmiechał się unosząc jeden kącik ust.

Speszona weszłam do środka. Na blacie kuchennym leżały zakupy, to oznaczało, że zostaniemy w tym miejscu przez jakiś czas.

- Mam nadzieję, że kablówka będzie już działać - powiedział, sadowiąc się na kanapie.

Spojrzałam znów w stronę kuchni.

- Może przydałoby się rozpakować te torby?

- No przydałoby się... - odmruknął.

Nie ruszył się jednak, przerzucał pilotem kanały. Zrozumiałam, że ja mam to zrobić.

- Podgrzej mi resztkę karkówki!

Przez chwilę miałam ochotę się mu przeciwstawić. Nie byłam zobowiązana mu usługiwać, jednak nie było to nic nowego. Zrób, podaj, posprzątaj! Byłam przyzwyczajona do rozkazów zarówno w pracy, jak i w domu.

Widocznie każdy uważał, że na nic innego nie zasługiwałam. Mogłam winić jedynie siebie, że nie umiem się odciąć. Gdybym była bardziej przewidywalna, lepiej ukryłabym oszczędności i dała je Crimsonowi tego samego dnia, gdy pierwszy raz do nas przyszedł. Może wtedy na jakiś czas dałby nam spokój?

Po kolacji Crimson zasnął przed telewizorem. Byłam już zmęczona, ale oprócz kanapy nie było nawet pojedynczego krzesła, na którym mogłabym przysiąść, więc skuliłam się na podłodze i objęłam kolana dłońmi. Wolałam nie zbliżać się do tego mężczyzny, nawet kiedy spał. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać w danej chwili. Przez chwilę zainteresował mnie program, który oglądał.

Zastanawiałam się czy dam radę wyspać się na podłodze. Bardziej niż twarda i zimna podłoga, doskwierała mi wizja kolejnej nocy w jednym pokoju z tym facetem.

Kręciły go młodsze laski. Jego dziewczyna też mogła mieć najwyżej 18 lat. Robiła wszystko co chciał, a mimo to nadal trzymał mnie tu w jakimś celu. Samo to w jaki sposób na mnie patrzył tego pierwszego dnia. Zboczeniec i pedofil! Ale czego ja się spodziewałam po kryminaliście?

W pewnym momencie przebudziło go coś, więc żeby dał mi spokój szybko położyłam się na podłodze i udałam, że śpię. Przeciągnął się ziewnął i podniósł ociężale z kanapy.

Czułam, że się zbliża do mnie i przykuca. Strzeliły mu przy tym kości w kolanach. Może jednak udawanie śpiącej nie było tak dobry pomysłem. Podniósł mnie z podłogi i położył na kanapę. Przez chwilę nic nie robił, pewnie mi się przyglądał, a może sprawdzał czy na pewno śpię. Poczułam jego dłoń w moich włosach...

Zmuszałam się, by oddychać głęboko, aby nie drgnął nawet najmniejszy mięsień mojej twarzy. Wolałabym żeby się mną tak nie interesował.

- No i pięknie! Roy, w co ty się wpakowałeś - mruknął do siebie.

Przykrył mnie kocem i poszedł do łazienki. Odetchnęłam z ulgą. Ułożyłam się wygodniej na kanapie. Przez dłuższą chwilę słuchałam, jak w łazience płynęła woda. Drzwi się otworzyły, usłyszałam szelest nakładanej kurtki. Klucz w zamku się przekręcił i zostałam sama przez całą noc.

***

Gdy obudziłam się rano, Roy Crimson jeszcze nie wrócił. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie i toaletę. Potem zaczęłam kombinować. Zauważyłam domofon. Jeśli ktokolwiek, listonosz albo chociażby facet z ulotkami zadzwoniłby, byłabym uratowana. Podniosłam słuchawkę, ale nie słyszałam niczego prócz ulicznego szumu.

- Jeśli ktokolwiek mnie słyszy... proszę! - głos mi się załamał - Jestem tu uwięziona. Pomocy!

Ktoś zaśmiał się po drugiej stronie.

- Roszpunko, roszpunko, spuść swe włosy! Pod wierzą czeka na ciebie książę na koniu w złotej zbroi. Nie jesteś za duża by wierzyć w bajki?

Odłożyłam słuchawkę. Albo miałam wielkiego pecha albo czekał tam na dole specjalnie, by ze mnie zadrwić...

Po chwili Crimson wszedł do mieszkania ze śrubokrętem i zaczął demontować domofon.

- Zastanawiałem się, kiedy twój prosty mózg połączy fakty - zadrwił - Jeśli chcesz wiedzieć pukanie w ściany i w kaloryfery też na niewiele się zda. Wszystkie mieszkania nadal stoją w surowym stanie i na pewno jeszcze przez pewien czas tak będzie. Zwykle wszyscy rzucają się na pierwsze piętra, nikt nie chcę tyrać po schodach na jedenaste, a winda nadal nie została uruchomiona. Ale żeby nie było ci nudno coś ci przyniosłem...

Wniósł dwa worki na śmieci. Miałam nadzieję, że to nie ciała zamordowanych przez niego ludzi. Z lekkim wahaniem zajrzałam do jednego z nich. Znalazłam w niej moje ubrania, a nawet bieliznę. W drugim były zeszyty i podręczniki. To oznaczało jedno: on był w moim domu, grzebał w moim pokoju, w moich osobistych rzeczach i musiał widzieć się z tatą.

- Dzięki...

Jakie "dzięki"? Skarciłam sama siebie. To było najgłupsze, co mogłam powiedzieć w tym momencie.

Jeśli przyniósł mi książki, a to znaczyło, że...

- Będę mogła wrócić jutro do szkoły? - spytałam z nadzieją.

- Zapomniałaś o takim małym szczególiku, jak do tej pory nie otrzymałem mojego buziaka.

- Ty sobie chyba żartujesz...

Stanął naprzeciw mnie.

- A gdzie tam? Jestem śmiertelnie poważny...

Oparł dłoń na ścianie tuż obok mojej głowy i przeszywał mnie wzrokiem. Czekał aż go pocałuję? Chciałam się cofnąć, ale za mną była tylko ściana. Na szczęście nie zatrzymał mnie, gdy przesunęłam się w bok.

- Wolisz wagary?

Obróciłam się do niego, gdy byłam w bezpiecznej odległości.

- Oprócz szkoły w środy mam praktyki, których nie mogę za żadne skarby opuścić.

- Masz cały dzień, by się jeszcze zastanowić. - Puścił mi oczko, po czym znowu wyszedł z mieszkania.

Niczyja (2020)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz