- Nigdzie nie idę. - mówię do mojej blond przyjaciółki, gdy ta siłą spycha mnie z łóżka.
- Lauren, idziesz czy ci się to podoba czy nie. - odpowiada, przewracając oczami na moje zachowanie.
- Dinah.. Nie chcę. - zapieram się nogami o podłogę.
- O co chodzi? - kuca przede mną, opierając dłonie na moich kolanach. - W szkole średniej chętniej chodziłaś na takie imprezy. Poza tym, spotykamy się z naszym rocznikiem.
- Wiesz, że już dawno skończyłyśmy szkołę i wiesz dlaczego.
- Lauren, posłuchaj mnie. - spojrzała prosto w moje oczy. - Obie dobrze wiemy, że ma męża, tak? - kiwam głową na jej słowa. - Ale też dobrze wiemy, jak zachowywała się przy tobie w szkole i poza nią, tak? - ponawiam kiwnięcie. - Że wybrała jego i przestała zwracać na ciebie uwagę niczego nie oznacza. Zobaczysz, że pewnego dnia los się do ciebie uśmiechnie i jeszcze będziecie razem.
- Ona mnie nie kocha, Dinah. - mówię cicho.
- Kocha. Na swój sposób, ale kocha. - odpowiada, uśmiechając się lekko. - A teraz się szykuj.
Przewracam oczami, ale podnoszę się z łóżka. Podchodzę wolnym krokiem do szafy, wzdychając ciężko na poganianie mojej przyjaciółki. Przebieram się w czarne spodnie, tego samego koloru podkoszulek, a na to zakładam jeszcze moją skórzaną kurtkę. Zakładam czarno - białe trampki i mówię blondwłosej, że możemy już wychodzić.
- Tak w ogóle, gdzie ma odbyć się to ognisko? - pytam, gdy idziemy chodnikiem.
- Kojarzysz tę "Leśną Akademię"?
- Yhym..
- Właśnie tam idziemy. - odpowiada. - Wynajęli nam domki, więc po imprezie mamy, gdzie nocować.
- To fajnie.
- Ach, i jeszcze jedno. Każdy ma swój domek. Że nasza klasa była mała, zakwaterowali każdemu oddzielny.
- Przynajmniej nie będę musiała słuchać twojego chrapania. - śmieję się.
- Ha ha ha, bardzo zabawne. - mówi i akurat skręcamy w leśną ścieżkę.
Idziemy jeszcze kawałek aż do moich uszu dociera głośna muzyka. Gdy mijamy kilka drzew moim oczom ukazuje się już rozpalone ognisko, a wokoło niego siedzą osoby z naszej klasy. Na drewnianej tabliczce wiszą klucze od domków, dlatego biorę do ręki jeden z nich. Podchodzę bliżej i witam się z tymi, z którymi miałam naprawdę bardzo dobry kontakt. Wraz z Dinah siadam na wolnym siedzeniu zrobionym z pnia drzewa, a do naszych rąk trafiają puszki z piwem. Otwieram ją i biorę kilka pożądanych łyków alkoholu.
- Idę po patyki i kiełbaski, chcesz też? - słyszę głos przyjaciółki nad uchem.
- Tak, dzięki. - odpowiadam, uśmiechając się.
Blondynka kiwnęła głową i oddaliła się ode mnie. Ja natomiast po raz kolejny upiłam piwa z puszki i rozejrzałam się dookoła. Teren był fajny i widać było, że ludzie dbają o tą przyrodę pośród nas. Spojrzałam na jeden z domków i na oko jest on pewnie maksymalnie na sześć osób, więc jak dla mnie jednej jest w sam raz. Niedaleko ognia płynęła mała rzeczka, a dookoła znajdowały się drzewa, które dodawały tylko uroku temu miejscu. W pewnym momencie przyszła do mnie moja przyjaciółka wciskając mi do ręki kij z nabitą już kiełbaską.
- Dzięki. - kiwnęłam głową.
- Spoko.
Wychyliłam się lekko z mojego siedzenia, a patyk podstawiłam nad ognisko. Od czasu do czasu upiłam alkohol, do pewnego momentu.. Niedaleko nas stanęła pewna postać. Wokół było już ciemno, ale przez światło bijące od ognia i księżyca mogłam zobaczyć jej twarz. Była to Camila Cabello, która szukała dla siebie wolnego miejsca. Moje zauroczenie, a zarazem wielka miłość w szkole średniej. Camila uczyła nas matematyki, więc widziałam ją każdego dnia tygodnia. Matma nigdy nie sprawiała mi trudności, więc na spokojnie mogłam ją obserwować i zająć myśli czymś innym, niż liczby.