Powrót anoreksji

127 4 0
                                    

 W głowie miałam tylko krzyki mężczyzny, którego torturowałam, a na końcu zabiłam. Nie potrafię sobie tego wybaczyć. Muszę się za to ukarać. Wzięłam do ręki żyletkę i robiłam lekkie nacięcia na nadgarstkach. Ze łzami w oczach spojrzałam w lustro. Zobaczyłam tam dziewczynę, która wygląda jak gruba świnia. To byłam ja. Jeszcze bardziej się rozpłakałam. Dlaczego ja jeszcze żyję?

- Rosa wyjdź z tej łazienki! My też chcemy się ogarnąć. 

- Zaraz wyjdę.

Szybko wytarłam łzy i zmyłam rozmazany makeup. Wyszłam z łazienki w czarnych jeansach i czarnej bluzie. Pod bluzą miałam zabandażowane nadgarstki. Wyszłam z pokoju i poszłam do gabinetu prof. Dumbledore'a. Szłam przez labirynt schodów i wpadłam na prof. McGonagall.

- A gdzie panna Lupin wybiera się o tej porze?

- Szłam do profesora Dumbledore'a. Jeśli Pani pozwoli ja już pójdę, trochę mi się śpieszy. 

Profesorka jedynie kiwnęła głową i poszła dalej. Szybkim krokiem udałam się do gabinetu. Gdy znalazłam się przy wejściu, wypowiedziałam hasło i wspięłam się po krętych schodach.

- Dobry wieczór profesorze!

- Dobry wieczór panno Lupin. Gdzie byłaś przez cały dzień? Wszędzie cię szukałem. - zapytał zaciekawiony.

- Belatrix zabrała mnie do jakiejś rezydencji i tam odbyło się spotkanie. - z każdym słowem mój głos coraz bardziej się łamał.

- Czy coś się stało? - zapytał zaniepokojony. Od początku wiedział, że to nie był dobry pomysł. 

- T-ta-ak - powiedziałam płacząc. - Voldemort k-kazał mi z-zabić nie-niewi-innego m-mugola, lecz n-na-apoczątku rozkazał mi go torturować. - załamałam się- Jestem potworem!

- To nie jest woja wina. Zrobiłaś to, bo ci kazano. 

- A-ale to j-jeszcze nie wszystko.. J-jestem córką... Największej w-wariatki na świecie.. Bellatrix Lestrange... Dlaczego.? Sam Voldemort tak powiedział..

- Rosalie, nazwisko nie świadczy o tobie tylko to co masz w środku.

- J-ja już pójdę do dormitorium.

Wyszłam z gabinetu dyrektora i szłam do lochów. Byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, kiedy na kogoś wpadłam. 

- Przepraszam. 

- Nic się nie stało. - powiedział mi zupełnie nieznany głos,który był bardzo przysłodzony, że chciało się zwymiotować. Spojrzałam lekko w góry. Zobaczyłam lekko wyższą panią, która była ubrana na różowo. Dosłownie była ubrana cała na różowo. - Co robisz tu o tak późnej porze? Nie powinnaś być w dormitorium? Hm? - znowu powiedziała strasznie sztucznym słodkim głosem.

- Ja.. wracałam do dormitorium. Byłam w bibliotece i zaczytałam się.

- Tak? A co było takie ciekawe?

- Czytałam.. Książkę o eliksirach. - wysiliłam się na uśmiech.

- Ach tak. Dostajesz szlaban za chodzenie po korytarzach o tak późnej porze.

- Prefekci nie mogą dostać szlabanu.

- Ty jesteś prefektem? Za chodzenie po korytarzach o późnej porze?

- To zdarzyło się pierwszy i ostatni raz pani profesor.

- Mam nadzieję. A teraz idź do dormitorium. Jutro cię odpytam z obrony przed czarną magią.

- Dobrze pani profesor. Dobranoc.

Szybko minęłam Umbridge i poszłam do dormitorium.

                                                                                            *** 

Podczas przerwy obiadowej byłam w dormitorium i czytałam książkę od OPCM. To są jakieś brednie. Żadnych zaklęć. Tylko teoria, która nic nie daje. Jak my mamy do cholery napisać sumy?! Coś myślę, że będą same kłopot. Zaczęłam czytać i pochłaniać całą wiedzę. Po pół godzinie umiałam cały pierwszy temat, a po godzinie skończyłam czwarty temat. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze 20 minut. Więc postanowiłam się zważyć. Podeszłam do swojej wagi, której bardzo dawno nie używałam. Stanęłam na niej. 40.5 kg. Szlag! Znowu przytyłam. Nie powinnam tyle ważyć. Łzy pojawiły mi się w oczach. Dobrze, że nie poszłam na obiad. Muszę schudnąć. Jestem grubą świnią. Wytarłam łzy i zmyłam rozmazany makijaż. Pomalowałam się tak jak wcześniej. Spakowałam do torby książki i wyszłam z dormitorium. Gdy byłam na korytarzy, przypomniałam sobie, że zapomniałam swojej odznaki.Więc zawróciłam i ją wzięłam i szybkim krokiem udałam się na zajęcia. Oczywiście nie patrzyłam pod nogi i potknęłam się o własne nogi, wywalając się. Niestety spotkałam się z podłogą i zdarłam sobie kolano. 

- Vulnera Sanentur. - szepnęłam celując różdżkę w kolano.

- Dlaczego panienka Lupin czaruje na korytarzach? - usłyszałam głos McGonagall.

- Zdarłam sobie kolano i chciałam je uleczyć. Może pani sprawdzić ostatnie zaklęcie.

- Mhm..

- Ja już pójdę. Śpieszę się na zajęcia.

Znów ruszyłam szybkim krokiem w stronę sali. Pod klasą już byli Krukoni, trochę Gryfonów, a z Hufflepuff jeszcze nikogo nie było. Ślizgonów jeszcze nie było. Stanęłam pod ścianą i powtarzałam w głowie informacje z książki. Kiedy uznałam, że jestem gotowa, zaczęłam się przyglądać, kto przechodzi. 

Stałam przy ścianie dopóki nie zauważyłam Umbridge. Była ubrana w różową sukienkę, a na nią nałożony tego samego koloru sweter. Jej różowe buty na obcasach odbijały się wśród rozmów między uczniami. Szła z uniesioną głową, przyciskając do piersi książki od OPCM. Gdy otwierała klasę uczniowie ustawili się przy ścianie, gdzie już dawno byłam. Profesorka nakazała nam wejść do pomieszczenia. Każdy chciał zająć miejsce jak najdalej od landryny, a że wchodziłam ostatnia do klasy, została mi ławka przy jej biurku. Poszłam w tamtą stronę z niechęcią, ale nie dałam po sobie tego poznać. Usiadłam na krześle i się rozpakowałam.

- Dzień dobry, uczniowie. -powiedziała za bardzo przesłodzonym głosem.

 Dzień dobry - powiedzieli wszyscy, ale nie razem.

- Nie umiecie powiedzieć dzień dobry równocześnie? No cóż na trzy mówicie razem i głośno: Dzień dobry, Profesor Umbridge  -  teraz mnie wnerwiła. Nie jesteśmy pierwszakami, że mamy mówić razem i głośno. To jest jakiś żart. - Raz.. Dwa.. Trzy.

- Dzień dobry, Profesor Umbridge ! - krzyknęli wszyscy z niezadowoleniem w tym ja, ale trochę znaczy trochę bardzo, cicho.





Sing me to sleep / Fred Weasley ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz