#3 The Capitol

731 39 19
                                    

Obudziłam się dosyć wcześnie, tak myślę. Rozglądam się po pomieszczeniu i orientuję się, że to nie jest mój pokój. Nie ma Annie, nie ma powiewu z nad morza.

Przypominam sobie, że teraz znajduję się w pociągu jadącym do Kapitolu. Rozmyślam przez chwilę o tym co mnie dotychczas spotkało. Myślę o rodzinie. Na pewno już nie śpią. Annie i Miles szykują się do szkoły, mama zajmuje się sprzedażą ryb, a tata od rana pewnie żegluje po morzu. Czy oni o mnie myślą? Z tych rozmyśleń wybudza mnie piskliwy głos Bonnie zza drzwi.

- Pobudka! Przed nami nowy, wielki i cudowny dzień! - jak zwykle pełna entuzjazmu - Chodź skarbie, zaraz śniadanie!

Nie chcę nigdzie iść. Chcę zostać tu, zaszyć się i nie wychodzić do końca moich dni. W ostateczności jednak podnoszę się z łóżka, ubieram i dołączam do reszty w głównym wagonie. Dziś dojedziemy do Kapitolu, nie mam ochoty nic jeść. Bonnie i Finnick namawiają mnie do zjedzenia czegokolwiek. Mags uśmiecha się na znak, że ich popiera. Udaje im się we mnie wepchnąć kawałek chleba, jajka i bekon. Jackson zjada porządny posiłek, jakby dbał o masę swoich mięśni. Wygląda jak maszyna do zabijania. Wzdrygam się na samą myśl. Po śniadaniu siadamy, aby omówić dzisiejszy dzień.

- Kiedy będą was pokazywać w telewizji musicie być pogodni i pełni hartu ducha. Rzadko widzę uśmiechy na waszych twarzach. Musicie to zmienić, to się tyczy szczególnie ciebie Jacksonie. Bądźcie szczęśliwi, że akurat wy jedziecie na Igrzyska! - Bonnie doprawdy nie ma pojęcia jak to jest być trybutem.

Spoglądam na nią z lekkim obrzydzeniem. Ludzie z Kapitolu traktują zabijanie się dzieciaków nawzajem za cudowna rozrywkę. Świetnie, po prostu cudownie! Czuję się jak pewnego rodzaju produkt, zabawka która po znudzeniu może być od tak unicestwiona.

- Bonnie ma rację. Na przejeździe rydwanów polecam wam pokazać radość i dumę. Ludzie nie przepadają za drętwymi i poważnymi trybutami. - odezwał się Finnick - Swoją przerażającą powagę radzę ci zostawić na pobyt na arenie, Jacksonie. Inni trybuci będą cię na razie postrzegać jako niegroźnego i miłego osiemnastolatka, a potem pokażesz im co znaczy uczestniczyć w Igrzyskach.

Nie podoba mi się to. Wszystko ma być tutaj na pokaz. Szczególnie nasze postawy. Równie dobrze moglibyśmy grać w filmie innych ludzi niż my.

- MJ, myślę że publiczność pokocha cię jako zaradną i uroczą. - odezwała się Bonnie - Pamiętaj, że oni mają cię polubić, żeby cię później zasponsorować.

Kiwam głową. Wiem, że oni chcą mi pomóc. Bonnie pochodzi z Kapitolu i może przewidzieć co tym ludziom się spodoba, a co nie.

- Jednocześnie powinnaś też pokazać, że nie boisz się Igrzysk. Bądź dumna, w końcu zgłosiłaś się do ich uczestnictwa. - zwrócił się do mnie Finnick - Uśmiech też nie boli. Sama mi to wczoraj pokazałaś. O wiele lepiej w tedy wyglądasz.

Ostatnim mnie zaskoczył. To miał być pewnego rodzaju komplement? Nie jestem pewna. Nigdy nie byłam w relacji "więcej niż przyjaciele". Nie znam się na tych sprawach.

- Mamy tu rozmawiać tylko o jednym? Chcę wiedzieć coś więcej o szkoleniu. Finnick? - po raz pierwszy odezwał się Jackson.

Finnick patrzył przez chwilę w moją stronę, po chwili odchrząknął.

- Tak. Szkolenie. Radzę wam nie pokazywać od razu tego na co was stać. Zawodowcy z pewnością zaczną popis swoich umiejętności, aby zastraszyć przeciwników. Nie idźcie ich tropem. Zajmijcie się najlepiej poznaniem technik przetrwania, budowania szałasów i pułapek. Mam nadzieję, że węzły umiecie wiązać na najwyższym poziomie. - kiwamy z Jacksonem głowami, a Finnick kontynuuje z uśmiechem - Umiejętność pływania również wam się przyda. Większość trybutów w swoich dystryktach nie mają możliwości uczyć się tylu rzeczy, co wy.

«𝐓𝐡𝐞 ⑦⓪𝐭𝐡 𝐇𝐮𝐧𝐠𝐞𝐫 𝐆𝐚𝐦𝐞𝐬»  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz