Wszystko się dzieje tak prędko, a ja nie umiem za tym nadążyć. Szybko cofam się od Finnicka i popadam w przerażenie. Chłopak przez chwilę patrzy na mnie zaskoczony.
- Przepraszam, ja... - mówi cicho.
- Nie. - mówię delikatnie - Finnick... za nic nie przepraszaj. Ja nie mogę wejść z tobą teraz w taką relację. Nie wiem czego chcę. Muszę to sobie poukładać, pogodzić się z tym losem.
- W porządku. - mówi smutno - Myślałem..., że coś się między nami zmieniło.
Zaczyna odchodzić, lecz ja go łapię za rękę.
- Proszę, nie chcę, żebyś myślał, że ja tego nie chcę. Zmieniło się między nami naprawdę wiele rzeczy. Zaczęliśmy się rozumieć i ja... nie mogę cię stracić.
Na jego twarz wypływa delikatny uśmiech.
- Nigdy cię nie zrozumiem, Marley. Chciałbym ci pomóc jak najlepiej. To było głupie z mojej strony, ale jestem jeszcze młody, a ty potrzebujesz czasu - w porządku. Pamiętaj, że ja zawsze będę na ciebie czekał.
Odgarnia moje włosy za ucho. To wszystko jest dla mnie takie dziwne. Czuję, że się rumienię na twarzy, choć nie potrafię wejść z nim w bliższe kontakty. Za wiele tajemnic, które bardzo chciałabym odkryć.
- Ciebie też trudno rozgryźć, Odair.
- Widzisz? Każdy z nas ma swoje dziwactwa. Mam nadzieję, że dalej będziesz mnie traktować jako najlepszego mentora pod słońcem, prawda?
Konciki moich ust lekko unoszą się ku górze.
- Nie zapominaj, że też zaczynam być mentorką.
- Ale ja i tak zawsze będę Twoim Mentorem.
Kręcę głową z rozbawieniem.
- Niech ci będzie. Może wrócimy już do domu?
- Jasne, chodź.
Po tym wszystkim jest mi niezręcznie obok niego iść. Chciałabym już być w domu i ukryć się pod kołdrą. Nie umiem określić, jakie towarzyszą mi uczucia. Nigdy z nikim nie chodziłam. To dla mnie za wiele. Moje życie wskakuje na nową drogę i za tym nie nadążam. Finnick jest dosyć trudnym orzechem do zgryzienia. Jest pociągający, ale nie myślę tylko tym tonem. Widzę, że wiele przede mną ukrywa, a ja nie mam narazie żadnych szans na jakiekolwiek śledztwo.
Idziemy w ciszy, aż nagle coś przykuwa mój wzrok. Widzę te wodne, jadalne rośliny, które spotkałam ostatnio na arenie. Nagle przed oczami pojawia się moja sojuszniczka i jej niesprawiedliwa śmierć. Mimowolnie zaczynam szybciej oddychać.
- MJ, co jest? - Finnick zaczyna się niepokoić.
Nie umiem nic z siebie wydusić. Chce mi się płakać, bo przypominam sobie wszystkie zajścia na igrzyskach. Śmierć Coopera, Jacksona i okrutne rozszarpanie ciała Lustera przez zmiechy. I ta ucieczka w wodzie. Serce wali jak oszalałe i zaczyna mi brakować powietrza, a ja nie wiem, jak temu zapobiec.
- Spokojnie, oddychaj...
- Nie zbliżaj się! - sama jestem zdziwiona swoimi słowami.
- Nic ci nie grozi, jesteś w domu. Hej, też tu jestem - bierze moje dłonie w swoje ręce.
Spoglądam na niego i po chwili mocno go przytulam. Powoli się uspokajam.
- Przepraszam - szepczę.
- Za nic nie przepraszaj. Nie myśl już o tym. Vesper mówiła, że możesz mieć takie chwilowe napady.
Chorzy ludzie nie dopuszczają do siebie świadomości o tym, że faktycznie coś im dolega. Stres pourazowy. Gdyby nie ta akcja przed chwilą, nie wierzyłabym, że ci kapitolińscy lekarze dobrze mnie zdiagnozowali. Z resztą byłam pewna, że to chwilowy stan po igrzyskach. Może to minie za jakiś czas.
CZYTASZ
«𝐓𝐡𝐞 ⑦⓪𝐭𝐡 𝐇𝐮𝐧𝐠𝐞𝐫 𝐆𝐚𝐦𝐞𝐬»
FanfictionHistoria wydaje się banalna. Mieszkanka Czwartego Dystryktu musi zmierzyć się z okrutnością Głodowych Igrzysk. Ale czy napewno to wszystko jest takie proste? Jakie problemy towarzyszą głównej bohaterce? Czy da radę w Igrzyskach? Jakie są jej relacje...