#15 An Unexpected...

616 38 22
                                    

Wszystko się dzieje tak prędko, a ja nie umiem za tym nadążyć. Szybko cofam się od Finnicka i popadam w przerażenie. Chłopak przez chwilę patrzy na mnie zaskoczony.

- Przepraszam, ja... - mówi cicho.

- Nie. - mówię delikatnie - Finnick... za nic nie przepraszaj. Ja nie mogę wejść z tobą teraz w taką relację. Nie wiem czego chcę. Muszę to sobie poukładać, pogodzić się z tym losem.

- W porządku. - mówi smutno - Myślałem..., że coś się między nami zmieniło.

Zaczyna odchodzić, lecz ja go łapię za rękę.

- Proszę, nie chcę, żebyś myślał, że ja tego nie chcę. Zmieniło się między nami naprawdę wiele rzeczy. Zaczęliśmy się rozumieć i ja... nie mogę cię stracić.

Na jego twarz wypływa delikatny uśmiech.

- Nigdy cię nie zrozumiem, Marley. Chciałbym ci pomóc jak najlepiej. To było głupie z mojej strony, ale jestem jeszcze młody, a ty potrzebujesz czasu - w porządku. Pamiętaj, że ja zawsze będę na ciebie czekał.

Odgarnia moje włosy za ucho. To wszystko jest dla mnie takie dziwne. Czuję, że się rumienię na twarzy, choć nie potrafię wejść z nim w bliższe kontakty. Za wiele tajemnic, które bardzo chciałabym odkryć.

- Ciebie też trudno rozgryźć, Odair.

- Widzisz? Każdy z nas ma swoje dziwactwa. Mam nadzieję, że dalej będziesz mnie traktować jako najlepszego mentora pod słońcem, prawda?

Konciki moich ust lekko unoszą się ku górze.

- Nie zapominaj, że też zaczynam być mentorką.

- Ale ja i tak zawsze będę Twoim Mentorem.

Kręcę głową z rozbawieniem.

- Niech ci będzie. Może wrócimy już do domu?

- Jasne, chodź.

Po tym wszystkim jest mi niezręcznie obok niego iść. Chciałabym już być w domu i ukryć się pod kołdrą. Nie umiem określić, jakie towarzyszą mi uczucia. Nigdy z nikim nie chodziłam. To dla mnie za wiele. Moje życie wskakuje na nową drogę i za tym nie nadążam. Finnick jest dosyć trudnym orzechem do zgryzienia. Jest pociągający, ale nie myślę tylko tym tonem. Widzę, że wiele przede mną ukrywa, a ja nie mam narazie żadnych szans na jakiekolwiek śledztwo.

Idziemy w ciszy, aż nagle coś przykuwa mój wzrok. Widzę te wodne, jadalne rośliny, które spotkałam ostatnio na arenie. Nagle przed oczami pojawia się moja sojuszniczka i jej niesprawiedliwa śmierć. Mimowolnie zaczynam szybciej oddychać.

- MJ, co jest? - Finnick zaczyna się niepokoić.

Nie umiem nic z siebie wydusić. Chce mi się płakać, bo przypominam sobie wszystkie zajścia na igrzyskach. Śmierć Coopera, Jacksona i okrutne rozszarpanie ciała Lustera przez zmiechy. I ta ucieczka w wodzie. Serce wali jak oszalałe i zaczyna mi brakować powietrza, a ja nie wiem, jak temu zapobiec.

- Spokojnie, oddychaj...

- Nie zbliżaj się! - sama jestem zdziwiona swoimi słowami.

- Nic ci nie grozi, jesteś w domu. Hej, też tu jestem - bierze moje dłonie w swoje ręce.

Spoglądam na niego i po chwili mocno go przytulam. Powoli się uspokajam.

- Przepraszam - szepczę.

- Za nic nie przepraszaj. Nie myśl już o tym. Vesper mówiła, że możesz mieć takie chwilowe napady.

Chorzy ludzie nie dopuszczają do siebie świadomości o tym, że faktycznie coś im dolega. Stres pourazowy. Gdyby nie ta akcja przed chwilą, nie wierzyłabym, że ci kapitolińscy lekarze dobrze mnie zdiagnozowali. Z resztą byłam pewna, że to chwilowy stan po igrzyskach. Może to minie za jakiś czas.

«𝐓𝐡𝐞 ⑦⓪𝐭𝐡 𝐇𝐮𝐧𝐠𝐞𝐫 𝐆𝐚𝐦𝐞𝐬»  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz