cz. 4

3.3K 174 46
                                    

Lud chcioł, lud mo 😂
Liczba słów: 2876

*Louis*

Pot spływa mi po czole. Oddech praktycznie ugrzązł mi w płucach. Gardło ściska mi się do granic wytrzymałości. Serce wali jak oszalałe. Wilk buntuje się. Biegnę jednak dalej. Muszę znaleźć się jak najdalej od niego. Jakim sposobem mnie znalazł? Robię przecież wszystko ostrożnie, nawet wylewam na siebie te śmierdzące perfumy, aby nikt nie czuł mojego zapachu.

Znalazł mnie. Odnalazł. I co teraz?! Wie gdzie pracuję.

Powinienem rzucić prace? Nie, nie mogę. Zawdzięczam ją Frederick'owi. Zrobił dla mnie tak dużo. Może wezmę kilka dni urlopu? Ale on był z Payne i Malik'iem, oni wiedzą, gdzie mieszkam. Może wyjadę? To jest dobry nawet pomysł, ale trzeba mieć za co, a po za tym samotna omega w moim wieku w obcym miejscu? Nie, nie, to niebezpieczne.

Co ja teraz zrobię?

Pójdziesz do niego

Myśl mojego wilka odbija się echem w moich uszach. Nie mogę go słychać. Nie zasługuje na kogoś tak pięknego. W świetle dziennym wyglądał jeszcze bardziej przystojniej niż wtedy. Był cudowny, pachniał czymś co do końca nie potrafię określić.

Jest ideałem! Ale nie pasował do takiej omegi jak ja. Nie był dla grubego, brzydkiego Louis'a. Kto by się chciał ze mną spotykać?

Pewnie da sobie spokój, kiedy usłyszy to co inni mają mu do powiedzenia na mój temat. Nikt nie chciał wiązać się z wariatami.

Wpadam do domu. Prawie wbiegam w Niall'a, który właśnie zakłada buty. Patrzy na mnie. W jego oczach można  zauważyć przerażenie.

- Boże, Lou. Chcesz, abym dostał zawału?! - opiera się o ścianę i kładzie dłoń na piersi. - Poczekaj - przerywa - nie powinieneś być czasem w pracy?

- On tam był -Niall unosi wysoko brwi i  patrzy na mnie.

- Kto? - zaśmiał się. Czy on musi być taki wesoły akurat w momencie, gdy ja przeżywam wewnętrzną walkę?!

- Ten chłopak. Był w kawiarni i patrzył na mnie.

Niall dalej się śmieje. Klepie mnie po ramieniu i po raz tysięczny powtarza, że może już czas przestać zachowywać się jak dziwak i pozwolić sobie popłynąć. Posiadanie swojej własnej alfy ponoć jest cudowne i nie do opisania.
Myślę inaczej. Nie chcę być ponownie poniżany. Chcę być wolny - sam ze sobą, a po za tym ja nie jestem odpowiedni, nie jestem godny posiadania takiego człowieka. Biła od niego aura wyższości. Nie pachnie jak normalny alfa. To mnie najbardziej przeraża. Musi być kimś i nie powinien interesować się takim czymś jak ja.

Serce podjeżdża mi do gardła. Wilk wyje wniebogłosy. Mam ochotę wymiotować. Przeraźliwy strach mnie obezwładnia. Jeśli on, chce się mną zabawić? Może się założył, że przeleci stukniętego Louis'a?

Kładę się do łóżka i modlę o to, abym mógł jutro iść normalnie do pracy. Mam nadzieję, że Bob mnie nie wywali.

Na drugi dzień budzę się pełen obaw i nie wyspany mimo tego, że spałem całą noc i pół dnia. Mój wilk jest dość nie spokojny i nawet można powiedzieć, że podekscytowany. A ja jestem przerażony. Co będzie jeśli tam pójdę, a on tam będzie?! A co będzie jak wywalą mnie z pracy?

Do kawiarni wchodzę mając serce w gardle. Koledzy z pracy witają się ze mną jakby wczorajsza sytuacja nie miała miejsca, Ben nie wezwał mnie do siebie. Zakładam fartuch i z maleńkim lękiem staję za ladą. Dłonie trzęsą mi się jakbym był jakimś alkoholikiem na detoksie.
Nikt nie wracał do wczorajszej sytuacji, co jest dobre dla mnie, bo nie wiem jakbym miał się z tego wytłumaczyć.

Meteorite || Larry Stylinson *short story*🔏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz