cz. 5

3.2K 185 35
                                    

Liczba słów: 2472

*Harry*

Jeśli można być zmęczony nic nie robieniem, to na pewno to mi dolega. Moje mięśnie są ciężkie, a wilk jest uciążliwy. Wyje w mojej głowie jakby ktoś go garbował. Czuję jak jego pazury wbijają się w moją skórę.

- Nie ma mowy, mój drogi - mamroczę pod nosem. Zdaje sobie sprawę czego pragnie. Do pełni brakowało jeszcze kilku tygodni. Za nim nastąpi mnie tu już nie będzie. - Uspokój się - warczę kiedy zwierzę ściska moje gardło. Nie podobają mi się jego zagrywki. W takich momentach wolałem być w innym miejscu. Będą w Nowym Jorku nie odczuwałem potrzeby zamiany podczas pełni.
Z ciężkim sercem odpuszczam sobie dziś pójście do kawiarni.
Mój wilk warczy i wprost wyrywa się z mojej piersi, gdy nie skręcam w drogę prowadzącą do miejsca pracy omegi. Walczy ze mną. Zatrzymuje się na pierwszym parkingu i wysiadam z auta.
- Czego chcesz? - wilk nie odpowiada, ale jego wyczuwalny niepokój udziela się i mnie. Czuję jak moją skórą się kurczy powodując silny ból - Dobrze. - bez większych pytań wsiadam do auta i jadę do Louis'a. Mam nadzieję, że jeszcze go dogonię za nim dotrze do domu. Jest możliwość, że mój wilk rozszarpie od środka.

Parkuję tuż przy kawiarni. Światła się pogaszone co wskazuje na to, że chłopaka już nie ma. Mój wilk nie reaguje na to. Warczy i przejeżdża pazurami po mojej czaszce. Zachowuje się jakby szykował się do ataku. Wysiadam z auta, aby go przewietrzyć. Uderza we mnie słodki zapach, który o mało nie zwalił mnie z nóg.
- Naprawdę chcesz przelecieć jakąś omegę w gorączce? - parskam - Opanuj się. Wilk w odpowiedzi wyje tak głośno, że mam wrażenie, że zaraz pęknie mi czaszka. - Nie rozumiem o co ci chodzi - nagle słyszę ciche wycie. Owy wilk musi być daleko. Jego głos jest zbyt mocno załumiony. Nasza, nasza, nasza!

*Louis*

Nagła fala gorąca zalewa moje ciało. Upadam na ziemię. Zimny prąd przeszechodzi przez cały mój kręgosłup i zatrzymuje się w okolicy krocza. Spomiędzy moich ust wydobywa się przeciągły jęk.

Nie, nie. To miało być za tydzień. Dlaczego mi to robisz?

Podnoszę się, ale kolejna fala ciepła powala mnie na ziemię. Spodnie w kroku robią się boleśnie ciasne. Rozporek wbija się w mojego penisa. Ubranie mnie uwiera. Najlepiej zrzucił bym wszystko z siebie, ale muszę dostać do domu. Wyciągam telefon z kieszeni i wybram numer Niall'a.

'Cześć, tu Niall. Zostaw wiadomość po sygnale jeśli to coś ważnego i tak pewnie tego nie odsłucham. No to pa'

Rozłaczam się i z dużym oporem ubieram na siebie kurtkę. Wychodzę z kawiarni na chwiejnych nogach. Oparam się o drzwi i z zaciskam zębami. Z trudem zamykam je na klucz.

Muszę jakiś przeżyć. To tylko gorączka i mój zapach wcale nie rozchodzi się po całej okolicy.

Biorę kilka głębokich oddechów i szybko idę przed siebie. Niestety nieustanne uderzenia gorąca spowalniają moje ruchy i pewnie przez to zostaję gwałtownie przyciśnięty do jakiegoś budynku. Wysoki szatyn trzyma jedną dłoń na mojej szyi, a drugą tuż przy mojej głowie. Zaciąga się moim zapachem. Czuję jak przeciąga nosem po mojej szyi. Krew wprost burzy się w moich żyłach. Mój wilk skomle, tak jakby wolał kogoś o pomoc. Mężczyzna miał pewnie zamiar mnie zgwałcić i zostawi ma pastwę losu.

- Chętnie się tobą zajmę - szepcze mi wprost do mojego ucha, a mnie bierze na wymioty. Nieustanne napływy gorąca zamieniły się w strach. Przez mały ułamek sekundy czuję znajomy zapach, a mój wilk uwalnia się z więzów i rzuca się do gardła napastnika.

- Zostaw go! - ucisk na mojej szyi znika. Jestem tak słaby, że upadam automatycznie na kolana. Moje ciało pochyla się do przodu. Próbuję wyciągnąć ręce przed siebie, aby nie upaść na twarz. Moje ciało uderza o coś miękkiego. Nie wiem co się dzieje. Szumi mi w uszach, a przez moją głowę przebiegają tylko dwie myśli.

Meteorite || Larry Stylinson *short story*🔏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz