Rozdział 4

355 29 2
                                    


– Nie mogę podbić panu przeglądu. Trzeba najpierw naprawić to, co pokazałem, a potem do mnie przyjechać – powiedział Daniel. – Teraz nie ma tak, jak dawniej, że ktoś byle jakim gruchotem przyjechał i podbito mu przegląd.

– Ale to nie jest gruchot. – Klient, którym był pięćdziesięcioletni mężczyzna wskazał na Audi a4.

– To ja wiem, ale konieczne są pewne naprawy, żeby samochód był sprawny. Już na pierwszy ogień idą hamulce. Przykro mi, nie mogę podbić przeglądu powtórzył kolejny raz.

– To pójdę do kogoś innego i to zrobi. – Zdenerwował się mężczyzna. – Co ja mam wydawać nagle przed świętami pieniądze na naprawę, którą pewnie i tak zrobią po nowym roku, a bez podbicia przeglądu zostanę bez samochodu. Co to, to nie!

– Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć, a nie w ostatniej chwili. Wątpię, żeby ktoś uczciwy przepuścił auto. Gdyby pana policja złapała, zbadała samochód, to ja dupnę za przepuszczenie niesprawnego auta do ruchu. Niech pan szuka, jeśli pan chce, ja powiedziałem jak jest.

– Niech was wszystkich licho. – Machnął ręką. – Proszę wyjechać z kanału. Jadę do innego zakładu.

– Jak pan chce. Ja to robię tylko dla pańskiego i innych bezpieczeństwa. – Wsiadł do samochodu, żeby wyjechać z garażu, w którym pracował.

– Bezpieczeństwa. Kasy więcej chcecie i tyle.

Daniel przewrócił oczami, czego na szczęście klient nie widział i odjechał w miejsce, gdzie już mógł oddać mężczyźnie kluczyki.

– Co za ludzie. Przyjechałem, bo was chwalono, że porządnie przeglądy robicie, naprawiacie. O, pewnie za naprawę chcecie i dlatego...

– Proszę pana, gdziekolwiek pan pojedzie dostanie taką samą odpowiedź, jakiej panu udzieliłem. Wesołych świąt. – Nie zwracając uwagi na awanturnika wrócił do swojego biura. Na dzisiaj to był już ostatni klient i w końcu miał wolne. Spędzi je najlepiej jak tylko będzie mógł. Święta powinny być udane. Tym bardziej, że za każdym razem na myśl o Piotrze czuł euforię. Pół nocy nie spał rozmyślając o nim i doszedł do wniosku, że Olczykowski bardzo mu się podoba.

– Daniel, słyszałem, że klient marudził. – Do biura wszedł starszy od Morawskiego o kilka lat Sławek, kolega po fachu i najlepszy z mechaników.

– Ta. – Wyłączył komputer.

– Zdarzają się tacy. Ostatnio jednemu zmieniałem pasek rozrządu. Wszystko zrobiłem jak trzeba, a ten jeszcze zrobił mi awanturę, że coś spierdoliłem. Ale zmieniając temat, wpadłem życzyć ci wesołych, zdrowych, rodzinnych i pełnych ciepła świąt, stary. – Wyciągnął rękę w stronę Daniela.

– Wzajemnie, Sławek. – Oddał uścisk. – I wszystkiego dobrego dla twojej żony i dzieciaków. – Kolega miał w domu piątkę pociech, o których uwielbiał rozmawiać, szczególnie o najmłodszej, dwuletniej Oli.

– Tobie przydałaby się taka gromadka.

– Wolę nie brać sobie na karb żony i dzieciaków. Dobrze mi, jak jest. – Nikt z pracy nie miał pojęcia o jego orientacji i dobrze mu z tym było. Dlatego rozumiał w tym względzie Piotrka. – Idę się przebrać i wracam do domu. Trzymaj się.

– Ty też. – Poklepał Daniela po plecach i wyszedł.

Morawski poszedł do szatni, gdzie się przebrał. Kusiło go, żeby zadzwonić do Piotra i zapytać się go co robi, ale poczekał z tym dopóki nie znalazł się w samochodzie. Dopiero tam mógł na spokojnie porozmawiać, będąc pewnym, że nikt go nie podsłucha.

Chłopak na świętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz