Rozdział 7 ostatni

468 30 2
                                    


– Pobudka – szepnął Daniel przesuwając nosem po szyi Piotra.

– Która godzina? – zapytał, mocniej przytulając twarz do poduszki.

– Jedenasta.

– Co?! – Poderwał się do siadu. – Jedenasta? I mnie budzisz dopiero teraz? Co powie twoja rodzina?

– Spokojnie. Połóż się. – Przytulił Piotra. – Oni nie mają nic przeciw. Obudziłem się dopiero pół godziny temu, kiedy Maryśka zapukała i powiedziała, że oni wybierają się do kościoła. Także jesteśmy sami. Wstaniemy zanim przyjdą.

– Ale to i tak... Daniel, przeważnie nie sypiam do tak późnych godzin. – Przesunął się na łóżku, tak że oparł plecy o chłodną ścianę. – Jestem raczej rannym ptaszkiem.

– No wiesz, nie dziwię się, że tak długo spałeś... Po takiej nocy. – Odsunął z jego brzucha kołdrę i pocałował go w pępek. – Poszliśmy spać naprawdę późno. – Przytulił się do jego brzucha.

– Nie chcę wiedzieć która była. – Wsunął palce w jego włosy i zaczął się nimi bawić. Daniel chyba to lubił, bo zamruczał z zadowoleniem. – Ale było cudownie.

– Wyszalałeś się.

– Ja? – Pacnął go lekko w ramię. – Obaj. Obaj, skarbie.

– Ale byłeś wciąż niezaspokojony, kociaku. – Znów do pocałował i przesuwając się w górę dotarł do jego ust, które cmoknął czule.

– Dziwisz się? Po tak długiej przerwie. Ale ty też byłeś nienasycony.

– I ciągle jestem. Nie potrafię cię nie dotykać. – Wtulił nos w jego szyję wciągając już tak znajomy, kochany zapach. – Nie potrafię uwierzyć, że to się dzieje.

– Co?

– Ta historia z tej książki, której tak każdy pożąda, stała się realna. Tylko głównymi bohaterami jesteśmy my. – Popatrzył mu z miłością w oczy.

– Myślisz, że... – Wolał nie kończyć, bo czekał aż te słowa padną z ust Daniela. Pogłaskał go po policzku.

– Myślę, że za rok też będziemy tutaj w tym domu, razem i za dwa lata, za dziesięć.

– To deklaracja?

Daniel przytulił się policzkiem do policzka Piotra i wyszeptał:

– To wyznanie. Kocham cię. Pokochałem po paru dniach razem. I to mnie przeraża, ale jestem dobrej myśli.

Piotr objął go wokół szyi.

– Też cię kocham i tak samo się tego boję, ale chyba jak dwoje osób będzie się starać, walczyć, to się uda. Wierzę w to. Jedna osoba nie da rady pociągnąć czegoś do przodu, ale w dwójkę wszystko się da.

– Myślę podobnie. – Pocałował Piotra. Niech go ktoś uszczypnie, bo miał wrażenie, że wciąż śni. Ale nie mógł śnić. Nie, kiedy szare oczy kochanka patrzyły na niego z takim zaufaniem, wiarą i miłością. – Nigdy nie chcę cię skrzywdzić.

– Tego nawet ja ci nie mogę obiecać. W związkach nie ma ciągłej sielanki. Ważne, żebyśmy się kochali i byli sobie wierni. Kłócić się będziemy, bo to nieuniknione, ale potem możemy się miło godzić.

– O tak, seks po kłótni jest najlepszy. – Pokąsał go w wargę. – Ale wolę się nie kłócić. Chociaż z moim marudnym charakterkiem...

– Potrafię cię przystopować. – Żołądek Piotra odezwał się głośnym burczeniem. – A ten się wtrąca w najmniej oczekiwanej chwili.

Chłopak na świętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz