Stracony dla świata

154 10 5
                                    

Will szedł korytarzem dworu Ragnaka. Można by śmiało rzec, że słaniał się na nogach, choć za wszelką cenę starał się utrzymać pionową pozycję. Wracał właśnie z lasu na obrzeżach Hallasholm, gdzie ciężko trenował przez wiele godzin. Niesamowicie frustrował go fakt, że wytrzymałość jego organizmu ma granice i przez wpływ cieplaka są one zdecydowanie niżej niż przed kilkoma miesiącami.

Myślami chłopak był już dawno na posłaniu, gdzie zamierzał zaznać upragnionej drzemki, więc niemal podskoczył, kiedy drogę zastąpiła mu pewna postać. Will od razu poznał w nim niewolnika. Nieznajomy był chudy i wyższy o głowę od zwiadowczego czeladnika. Miał brudne i podarte ubranie, a dłoń, którą położył mu na ramieniu miała długie, kościste palce naznaczone bruzdami i zadrapaniami. Will nie rozpoznał jego twarzy, ale nie wykluczał, że mogli się kiedyś spotkać, jednak nie pamięta tego przez to, że był odurzony.

Niewolnik potrząsnął jego ramieniem i wymamrotał coś niezrozumiałego. Teraz dopiero zmęczony umysł Willa pojął niecodzienność sytuacji.

Od kiedy niewolnicy z dziedzińca mają wstęp na dwór?

W końcu chłopak doskonale pamiętał, że pracowali oni na zewnątrz i nie byli mile widziani w budynku z powodu tego, że byli tam najbrudniejszymi i najbardziej zaniedbanymi osobami.

Rozejrzał się, ale korytarz wokół niego był pusty. W końcu spojrzał na swojego towarzysza, a ten od razu przemówił cichym i bełkotliwym głosem tak, że Will musiał mocno wytężać słuch, aby zrozumieć komunikat.

- Uciekłeś... Jak? To ta dziewczyna. To ta dziewczyna, zgadza się? Poszła do Eraka i... przekonała go, żeby darował wam obu. Niech daruje również mi... Obiecuję... Obiecuję, że będę dobrze służył, panie, tobie i Erakowi... i tej dziewczynie... wszystkim... przyrzekam...tylko nie na dziedzińcu...

Niewolnik potrzył błagalnie na Willa, po jego policzkach ściekały łzy. Coraz mocniej ściskał ramię chłopaka, a ich twarze dzieliły teraz tylko centymetry.

Serce Willa kołatało teraz tak mocno, że myślał, że to kwestia czasu, zanim wyskoczy mu z piersi. Utwierdził się w przekonaniu, że musiał znać tego niewolnika, a przynajmiej, że sam był mu znany. Patrzył na jego twarz i starał się za wszelką cenę ją rozpoznać, co dosłownie przyprawiało go o ból głowy.

- Nie... ja nie...  - mamrotał tak cicho, że z pewnością nie został usłyszany.

Nagle zapragnął się uwolnić i uciec od tego człowieka jak najszybciej, ale tylko lekko się poruszył pod trzymającym jego bark ramieniem. Stali tak jeszcze około minuty, kiedy Will w końcu powiedział, wciąż cicho, ale przysłuchujący mu się z uwagą chłopak zrozumiał:

- Jak się nazywasz?

Oczy niewolnika rozbłysły, a na jego twarz wystąpił szeroki uśmiech.

- Edmund, panie, Edmund - powiedział z taką radością, że Will prawie zaszlochał w głos. Po chwili ciszy dodał - będę czekał, obiecuję, że nie pożałujesz, panie! - To mówiąc, szybko pochwycił dłoń Will i ścisnął ją swoimi kościstymi palcami, po czym skłonił głowę i odszedł.

W chwili, gdy zwiadowczy czeladnik został pozbawiony trzymającego go w pionie ramienia, nogi się pod nim ugięły. Usiadł przy ścianie korytarza i popatrzył na swoje dłonie. Oprócz tego, że trzęsły się niemiłosiernie, były poznaczone niezliczonymi odciskami i zadrapaniami nie tylko powstałymi podczas pracy na dworze Ragnaka, ale również ćwiczeń z łukiem oraz nożami. Otarł z policzków łzy. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął płakać. Potem przez kilka minut siedział nieruchomo, próbując uspokoić znacznie przyspieszony oddech i drżące dłonie. Raz po raz mijały go niewolnice, nie zwracające na niego zupełnie uwagi. Po jakimś czasie wstał i odetchnąwszy głęboko, skierował się do komnaty, którą zajmował z Haltem i Horace'em.

W pokoju nie było czeladnika rycerskiego - zapewne trenował ze skandyjskimi wojownikami - natomiast Halt czytał jakieś dokumenty, popijając kawę.

- Cześć, Halt - rzucił Will, orientując się, że jego głos drży bardziej, niż by tego chciał. Zrzucił to, i miał nadzieję, że jego mentor zrobi to samo, na karb zmęczenia po treningu.

Halt mruknął coś w odpowiedzi i po chwili zapytał:

- Trenowałeś?

- Tak - odpowiedział Will, kładąc się na swoim posłaniu.

- Dobrze.

Chłopak popatrzyła na zwiadowcę, ale ten już z powrotem był pochłonięty czytaniem. Oparł więc głowę na poduszce i zamknął oczy.

* * *

Przez nieświadomy, śniący umysł zajęty nieokreślonymi i nieuchwytnymi myślami, zaczęło próbę przebicia jedno wspomnienie. Z początku było jak dźwięk fali uderzającej o skalisty brzeg, z każdą chwilą jednak jego intensywność wzrastała i zaczęło przypominać uderzenia młotka. Uderzenia młotka o czaszkę chłopaka.

* * *

Will obudził się i wiedział, że minęło zaledwie kilkanaście minut jego wypoczynku. Czuł pot występujący na jego skórze, drżenie całego ciała oraz ból głowy połączony ze straszliwym poczuciem winy.

Dał nadzieję temu chłopakowi, że go uwolni, kiedy doskonale wiedział, że nie jest w stanie tego zrobić. Czuł, że jest mu to winien. Bo czym właściwie się różnili? Tylko tym, że Will ma kogoś, komu na nim zależy. I tym kimś jest akurat nieustępliwy zwiadowca. Edmund prawdopodobnie nie ma nikogo. Albo przeciwnie - ma rodzinę tęskniącą za nim gdzieś daleko stąd.

Will był oczywiście wdzięczny, że miał szansę na ucieczkę z zatęchłych i przeraźliwie zimnych drewnianych baraków. Och, jak bardzo był wdzięczny. Ale jednocześnie doskonale wiedział, że nie ma niczego, co by sprawiało, że zasługuje na to bardziej niż inni.

Will obrócił się na łóżku twarzą do ściany, po czym skulił się, chowając twarz w dłoniach. Bolała go głowa i nie wiedział czy to od zmęczenia, zbyt gwałtownego przerwania snu, czy poczucia winy. Powoli, drżąco wypuścił powietrze. Coraz bardziej doskwierało mu gorąco, co więcej czuł, jakby w pomieszczeniu brakowało powietrza.

Wstał, aby skierować się na zewnątrz i drgnął na widok Halta. Zupełnie zapomniał o jego obecności, a starszy zwiadowca zachowywał się tak cicho, jak przystawało mu ze względu na jego profesję. Will mruknął, że idzie się przewietrzyć, a w odpowiedzi dostał nieznaczne skinięcie głową.

Idąc przez korytarz, myślał, że zemdleje. Patrzył przed siebie, ale był tak rozkojarzony, że kilkakrotnie niemal potrącił mijane przez siebie osoby. Kiedy wreszcie wydostał się z budynku, zatrzymał się na chwilę, aby wykonać kilka wolnych oddechów. Natychmiast jednak skierował się poza granice dworu Ragnaka, gdyż stojąc przed drzwiami, zobaczył oddalone o kilkanaście metrów drewniane, zaniedbane baraki, na których widok przeszedł go dreszcz.

Powędrował więc na skraj pobliskiego lasu, gdzie wreszcie przystanął i usiadł na ziemi. W tym momencie poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Podkulił nogi i schował głowę w ramionach. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, a on nie próbował ich zatrzymać. Nie pamiętał, kiedy ostatnio płakał tak swobodnie, ale nie pamiętał również niczego z kilku ostatnich miesięcy, więc to mogło nie być wcale tak dawno temu.

W tamtym momencie szlochał za siebie, za Evanlyn, za Edmunda, za wszystkich innych niewolników i za wszystkich, którzy tęsknili za swoimi synami, córkami, matkami i braćmi.

Niewolnikiem zostaje się raz na zawsze - pomyślał wtedy Will. - Raz kazali mi pracować, a ja do końca życia będę się czuł winny, że przestałem. Raz zażyłem cieplaka, a już do końca życia będę tęsknił do doznania tego uczucia ciepła, które on wywołuje.

W swoich rozmyślaniach, nie usłyszał nadchodzącego Halta. Dopiero gdy mężczyzna był kilka metrów przed nim, Will uniósł głowę i na niego spojrzał. Ten widok dał mu pewien spokój. Chłopak pomyślał wtedy, że chociaż jest już prawdopodobnie bezpowrotnie stracony dla świata to ma on jeden pewnik, filar, który utrzymuje go w pozycji pionowej i nie pozwala upaść. I jest nim Halt.







Stracony dla świata [Zwiadowcy] [one shot]Where stories live. Discover now