Idę spokojnym krokiem po jednej z głównych ulic. Chyba jedynej, która jeszcze w miarę normalnie funkcjonuje. Dzisiaj jest wtorek, czyli targi i pewna inwazja miasta przez ojca. Dziwię się, że w ogóle ktoś tu jeszcze przychodzi. Staję gwałtownie i zamykam oczy. Garmadon się zbliża. Przyśpieszam do biegu i sprawnym ruchem wskakuje na budynek. Nie jest to trudne, bo posiadam mroczną moc i jeszcze jedną ale o niej nie musicie wiedzieć. Moim najlepszym i najwygodniejszym sposobem przemieszczania jest właśnie ten, po budynkach. Trzeba wezwać drużynę i obrabować coś za nim zrobią to sługusy Garmiego. Najlepiej jakiś sklep spożywczy. Niby mamy jedzenie w zapasie, ale nigdy nie wiadomo ile ta głodówka miasta może pociągnąć. Dostaje się do swojego "tymczasowego" mieszkania przez okno. Pakuję wszystkie rzeczy jakie mam do plecaka, a nie mam ich za wiele. Reszta została w bazie głównej. Nie ma co się przywiązywać do jakiegoś miejsca po potem o i tak zostanie rozwalone w proch. No cóż, taka wola ojca. Wkładam komunikator do ucha, włączam go i od razu wyskakuje z pomieszczenia.
-„Jestem"- Mówię
- „Herbata czekamy na ciebie na ulicy Aka13. Nie spóźnij się" - Słyszę głos kamienia, czyli Cole'a.
- „Już biegnę, a Żelu ?"
- „Czego ?! - Warczy do słuchawki Jeż, czyli Kai.
Nie nawiedzi gdy się go tak nazywa, a ja nienawidzę Liptona. Dlaczego akurat lubią mnie tak nazywać, tego nigdy nie pojmę.
-„Zabrałeś wszystko co potrzebne ?"
- Ta, taaaaa....e..chyba - Zaczyna się gubić.
Ta no spoko, misja znowu może się zwalić, bo Kai zapomniał o jednej błahej rzeczy, eh...rozłączam się. Dobiegam już do miejsca zbiórki. Drużyna na mnie grzecznie czeka, dziwne. Wszyscy ubrani w czarne stroje z kominiarkami na twarzy, przez które widać tylko oczy. ( Spokojnie, opis będzie, marny ale będzie ~ dop aut ). Stoimy właśnie w bocznej uliczce, a obok nas jest właśnie sklep spożywczy. Teraz włamania są bardzo proste, bo przez te "jakby" wojny MOCNO pogorszyły się zabezpieczenia. Pan słabe żarty ( Jey ) podaje mi moją maskę. Zakładam ją szybko i wyjmuje broń, którą zawsze trzymam schowaną w spodniach. Co najdziwniejsze i zarazem najfajniejsze to, że umiemy z Kai'em posługiwać się kataną ( to były te miecze, nie ? ~ dop autorki ). Daje sygnał ręką, aby ruszać. Mikrofala ( Puszka, konserwa, lodówka itp to Zane ~ dop autorki ) bierze jakiś ostry kamień i wybija okno. Jako iż I am leader niestety wchodzę pierwszy. Mijam sprawnie odłamki szkła przy skoku i spadam bezszelestnie na nogi. Przez to, że jestem cieniem ( mówiłam co to cień ? Bo jak nie to będę musiała tłumaczyć ~ dop autorki ) mogę przemieszczać się bezszelestnie. Stanąłem pewnie gotowy do strzału. Reszta drużyny zaczęła wskakiwać za mną. Jedynie Puszka została na zewnątrz, aby informować o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Ogólnie to dopiero zauważyłem, że nie ma Wodnika ( Nyi ). Nikogo nie ma w sklepie, lepiej dla nas. Ja pilnuje wejścia, wyjścia...no po prostu wszystkiego co mogłoby sprawiać jakiekolwiek zagrożenie, a pozostałość z drużyny zgarnia żarcie itp do plecaków. Słyszę strzał. Zane ! Obracam się jak oparzony do okna i nakazuje przerwanie akcji. Bez słowa wyciągają broń. Jeż mnie eskortuje, a kamień pilnuje tyłów. Wychylam się lekko za okno. No nie, idioci w pidżamach ( xd ~ dop autorki ) znowu chcą nam przeszkodzić w "pożyczaniu" żarcia. Ten w czarnym trzyma Zane'a za gardło. Bez zastanowienia naciskam za spust i strzelam barbarzyńcy w nogę. Puszcza konserwę upadając na co my wyskakujemy z okna i osłaniany kolegę. Na nasze nieszczęście przychodzi więcej debili. Mają moce i są wyszkoleni, dlatego nie pozostaje nic innego niż ucieczka. Nakazuje sygnałem ręki, aby się zmywać, więc za rozkazem, bez szemrania robią to. Granatowy mnie atakuje ale jakoś udaje mi się go wyniknąć i gdy orientuje się, że drużyną zdołała im się wyrwać robię to samo odbijając się od kogoś głowy. Uciekamy po dachach, a Pidżamersi ( wiem, że nie piszę poprawnie ~ dop aut ) za nami. W końcu nie pozostaje nam nic innego jak użyć mocy szybkości, lepsze to niż złapanie przez nich. Już mam im nakazać za pomocą myśli ale słyszymy ogromny wybuch. Oho, Garmi atakuje. Dobry moment tatulku, no nie powiem, masz wyczucie czasu. Nasi cudni władcy krain stają gwałtownie, a ich lider nakazuje zawracać. Skąd wiem, który jest ich liderem ? Ah, nie trudno rozpoznać. Biega pierwszy, prawie zawsze stoi pierwszy, sygnałami rąk pokazuje co mają robić, no to chyba lider. My instynktownie biegniemy dalej nie zatrzymując się. W końcu po chwili nieustannego biegu zatrzymujemy się na odpoczynek. Jeszcze dosłownie kilka kroków i znajdujemy się w bazie. Nie powiem jak tak się dostać, bo co jeśli ten dziennik odnajdą źli ludzie. Boję się co mogliby zrobić mojej grupie, aż ciarki przechodzą mnie na samą myśl. Jedzenie chowamy do możnaby powiedzieć gigantycznej lodówki ( nie, nie do Zane'a) Możemy nareszcie zdjąć maski.
Rozglądam się po naszej dość sporej bazie. Wyglądu trochę jak piwnica o ile nią nie jest. Jest w podziemiach, okien oczywiście nie posiada, jest kilka drzwi. Jedne prowadzą do łazienki, w której jest oczywiście toaleta ( nie wiem jak w ogóle Zane ją zamontował ), 3 sypialnie. Cole'a i Jey'a ( są parą ), Nyi i Kai'a ( jako rodzeństwa i nie mają osobnego łóżka ) i ostatni mój. Chyba najładniejszy, ale na pewno nie największy. Jako iż mieszkam tu sam i jestem liderem mogłem wybrać sobie dowolny kolor ścian, podłogi i mebli, które najczęściej były ze złomowiska. Reszta nie miała tyle szczęścia w wyborze. Kuchnia jest połączona z salonem. Jak się możecie domyślić prawie wszystko jest ze złomowiska, na którym mieszkają jacyś mało ważni ludzie. Mieliśmy jeszcze lochy głębiej w podziemiach i duże pomieszczenie nazywane salon narad. Nic w nim kompletnie nie było, oprócz jakiś lekkich pistoletów i skrzyń. Mamy oczywiście jeszcze karabiny, Snajperki itp ale to gdzie się znajdują do wiedzy wam nie potrzeba.- Gdzie Nya ? - Zapytałem drużyny, bo zaczynałem się już nie pokoić.
- Poszła wcześniej na jakąś priv misje. - Objaśnił jej brat Kai.
- Wiesz coś może na ten temat ? - Dopytywał piorunek ( Jey )
- Ta wiem - Odparłem. Od razu powędrowały na mnie ciekawskie spojrzenia.
- Nie wasza sprawa - Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Miny im zrzedły i dobrze, niech się nie wtrącają do nie swoich spraw. Jedynie trochę się dziwnie, że Jeżowi nie powiedziała, to sprawy rodzinne, a on chyba jest rodziną.
Moja drużyna nie było jakaś duża ale mała też nie. Byli w niej Ja - Herbata, Leloyd, Lipton, Kai - żel do włosów, szatyneł, Jeż, kogucik, Cole - Kamień, Skałka, Pan dajcie mi moje ciasto, Ciastek, Torteł, Zane - Puszka, konserwa, lodówka, zamrażarka, czajnik, Mikrofala i Nya - Wodnik, Fala, Parówka, kebab.
Są dla mnie jak bracia i siostra. Poznaliśmy się 2 lata temu i od tego czasu jesteśmy nierozłączni.
Na dziś wystarczy wrażeń, udaliśmy się do łóżek odpocząć.
1074 słowa
CZYTASZ
Ninjago | Wystarczy jeden krok... | Zawieszone
AcciónDzieci obdarzone miłością rodziców są milsze, ale zarazem bardziej podatne na zło świata. Natomiast dzieci, które nigdy nie miały ich wsparcia, często nie widzą pozytywów, a ich charakter...no...jest jaki jest. Fakt, że Lloyd Montgomery Garmadon zal...