XV

118 10 7
                                    

Czekałem aż po mnie przyjadą, jak zawsze się spóźniali, ale w końcu się doczekałem. Siedzieliśmy na kocach, co jakiś czas spotykaliśmy jakiś znajomych, którzy się do nas przysiedli. Było to jak oderwanie się do rzeczywistości, choć cały czas miałem w głowie myśli o Nancy.

Haylay POV (mama Nancy)

Było już grubo po 23. Lekarze nagle zabrali moją córkę do innej sali. Nie miałam pojęcia co się z nią dzieje.

-Doktorze co z nią?

-Na razie nie mogę udzielić informacji, ponieważ nie są pewne...

-Ale jestem jej mamą!- przerwałam pracownikowi placówki.

-Musi Pani zaczekać.

Usiadłam na krześle w ciemnym, pustym korytarzu i zrobiłam tak jak kazał lekarz. Zastanawiałam się czy powiadomić Reece'a, bo mu to obiecałam, ale jest późno i pewnie miło spędził czas. Przyjdzie jutro to mu powiem. Kiedy usłyszałam głos doktora od razu wstałam.

-Pani Smith (nazwisko) sytuacja jest taka, że aparatura zaczęła wariować. To bardzo rzadko spotykane, ale zdarza się i tak się stało akurat teraz... Wzięliśmy Nancy na szybkie badania, które wykazały, że nic się nie stało i jest wszystko w porządku, ale nadal się nie obudziła. - zaczęło robić mi się słabo. - Czy wszystko dobrze?

-Tak, pozwoli Pan, że usiądę.

-Jasne. Na czym to ja skończyłem... A tak. Wiem, że mówiliśmy o tym, że Nancy może być miesiąc, półtora w śpiączce, ale ten czas się skrócił...

-Ale jak to?!- zdenerwowałam się. Moje jedyne dziecko nie może teraz umrzeć...

-Niestety tak... Ma ostatni tydzień, żeby się obudzić. Myślę, że to czas żeby prawdopodobnie się z nią pożegnać...- poleciały mi łzy.- Przykro mi...

Lekarz odszedł, a ja poszłam do sali, gdzie byłam moja córka. Łzy lały się strumieniami, aż do rana. Nie spałam wcale. W między czasie przychodził lekarz i pielęgniarki. W końcu przyszli Lindsey i Reece. Od razu im wszystko wytłumaczyłam, a oni załamali się tak samo jak ja.

Reece POV

Nie było mnie wczoraj przy niej i tak się stało. Może gdybym nie pojechał byłoby inaczej... Nie zostawię jej już teraz. Pozwoliliśmy razem z Linds, Pani Haylay iść do domu, żeby się przebrała, najadła, umyła i porządnie wyspała, bo nie była w najlepszym stanie.

*dwa dni później*

Siedziałem już drugi dzień z rzędu razem z Nancy. Przychodzili chłopaki, Lindsey, jej rodzina. Wpatrywałem się  w twarz mojej dziewczyny, którą oświetlał księżyc i trzymając ją za rękę i poczułem, że lekko ją zacisnęła.

-Nancy słońce moje! Mówię do Ciebie. Jeśli mnie słyszysz to daj jakikolwiek znak jeszcze raz. Proszę...- Tym razem poruszyła palcem u swojej drobnej dłoni. Zadzwoniłem po jej mamę, która przybyła dość szybko.

-Nancy trzyma Cię teraz mama. - Pani Haylay zaczęła do niej mówić.- Reece mnie zawiadomił, że dajesz znaki życia kochanie. Daj jakiś znak kruszynko...- znów poruszyła palcem. - Reece siedź z nią, pobiegnę po lekarza.

-Dobrze. - zostałem tylko z Nancy.- Kochanie tak się cieszę, jeszcze tylko otwórz oczy, jak najszybciej... Bałem się, tak bardzo się bałem i nadal boję, że Cię stracę, ale mam już większą nadzieję, że jednak nie. 

-Zabieramy ją na badania, bo to znaczy, że się budzi.

*kolejny dzień*

Siedziałem razem z mamą Nancy, przy niej. Przyszła też Linds, tak jak codziennie. Był to dzień jak każdy poprzedni. Do końca "tygodnia Nancy" zostały 4 dni... Obawiałem się, że już nigdy jej nie przytulę, nie dotknę jej ciepłych ust swoimi, nie zobaczę jej ślicznych, błyszczących, brązowych oczu, ani szerokiego uśmiechu, który pojawiał się w reakcji na moje suche żarty...

*następny dzień*

Obecnie Haylay była w domu, Linds pojechała razem z Geo i Blake'iem po jedzenie do knajpy, więc siedziałem sam. Spoglądałem na Nancy, była blada i z dnia na dzień coraz szczuplejsza, ale co się dziwić. 

*wieczór*

Znów byłem sam z Nancy. Wszyscy pojechali do swoich domów. Nagle usłyszałem szybszy oddech Nancy i jej cichu głos.

-Reece...- spojrzałem na nią i zobaczyłem, że ma lekko uniesione powieki i próbuje dalej coś powiedzieć.

-Nancy, nic nie mów. Pójdę po kogoś zaczekaj. Kocham Cię! - pobiegłem po pielęgniarkę, którą zobaczyłem najbliżej. Wbiegła do sali jak najszybciej mogła i zawołała lekarza. Wyprosili mnie i kazali zaczekać na zewnątrz. Napisałem w tym czasie do moich i jej przyjaciół o zaistniałej sytuacji. Ucieszyli się i powiedzieli, że jutro przyjadą. Oderwałem się od telefonu i zobaczyłem obok szczęśliwą mamę Nancy.

Lindsey POV

Od rana zadzwoniłam do Geo, żebyśmy razem z Blake'iem pojechali do Nancy i tak też zrobiliśmy. Muszę ją przeprosić, teraz kiedy już mnie słyszy.

Nancy POV

Miałam dobry humor, choć byłam bardzo zmęczona. Cieszyłam się razem z Reece'm i mamą, że żyję. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi sali. Przestaliśmy rozmawiać i weszła trójka moich najlepszych przyjaciół. Postanowiłam zrobić im żart...

-Nancy przepraszam Cię...- podeszła bliżej mnie.

-Yyy, ale kim ty jesteś? Kim wy jesteście, bo to moja mama i chłopak z tego co się dowiedziałam... 

-Ale Nanc nie pamiętasz nas?- zdziwił się Blake.

-Nie...- odpowiedziałam i zobaczyłam w ich oczach łzy.

-Reece czemu nam nie powiedziałeś, że straciła pamięć?- zapytał George.

-Ale... Ja- jąkał się.

-Chodźcie tu. Was nie da się zapomnieć! Żartowałam!- skierowałam słowa do przyjaciół i rozłożyłam ręce do przytulasa.

-Ty głupolu!- podbiegła Linds i się we mnie wtuliła.

-Oj tam, oj tam tez was kocham! Co mi przynieśliście?

-Babeczki na polepszenie humoru, ale widzę, że Ci go nie brakuje.- odpowiedział mi George.

-Nie, nie brakuje uwierzcie.- potwierdził Reece, a ja się zaśmiał.

-I tak bardzo chętnie je zjem.- powiedziałam i wszyscy się zaśmiali.

-Musimy wam coś powiedzieć...- zaczęła Lindsey.

-Jesteśmy razem!- dopowiedział George i podszedł do blondynki obejmując ją.

-Super!- krzyknęłam. Miałam o dziwo nadal dużo energii. pomimo mojego ogromnego zmęczenia.

-No to stary zostałeś jedyny. Kto by pomyślał, że Blake, który zawsze kogoś miał zostanie sam wśród naszej trójki jako singiel.- Reece mówiąc to podszedł do wspomnianego bruneta.

-Właściwie to mam kogoś na oku, więc nie musicie się martwić.- mrugnął Blake do przyjaciela.

Dostałam informację od lekarzy, że przez dwa miesiące będę musiała mieć rehabilitację ze względu na moje kolano, a jeszcze półtora tygodnia posiedzę sobie w szpitalu.

Rok szkolny się skończył, a mój ostatni w tej szkole skończę tylko z Linds, bo chłopaki idą już na uczelnię, tak ta trójka przyjaciół wybiera się na jeden uniwersytet - wiecznie nierozłączni.

________________________________________________________________________________

To właśnie ostatni rozdział tej książki. Zadowoleni? Bo ja tak. Jutro wstawię jeszcze epilog, który będzie dość krótki, mam nadzieję, że poprzednie krótkie rozdziały też wybaczycie, bo ten ma 1000 słów. 

Miłego dnia/wieczoru/nocy autorka ;*

If I love you... R.B_New Hope Club|ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz