Rozdział 1

840 43 28
                                    

- Zabieram co moje - wymruczał z iście szelmowskim uśmieszkiem.

Podniósł się na kolanach, pochylił nad stołem i zagarnął stos żetonów w ramiona. Omiótł tulone do piersi krążki opiekuńczym, prawie że matczynym spojrzeniem. Po tak długim poniewieraniu na zielonym blacie należało im się nieco ciepła w objęciach prawowitego właściciela. Dociągnąwszy je do samej krawędzi opadł z powrotem na zaciśnięte z ekscytacji łydki, wbijając obcas czarnych, skórzanych derbów w zgrabne pośladki przy akompaniamencie pijackich chichotów i rozżalonych westchnień przegranych.

I nagle coś go tknęło. Odwrócił się od zdobytych skarbów zerkając przez ramię w kierunku rozległego barku po przeciwnej stronie lokalu. Wysoki, nieco bardziej pulchny mężczyzna w eleganckim smokingu wpatrywał się zawzięcie w jego, opięte przyciasnymi, garniturowymi spodniami, teraz wyraźnie podkreślone dolne partie ciała. W lewej, dodatkowo przyozdobionej zegarkiem dłoni trzymał kryształ z już niewielką ilością ciemnej whisky. Zagryzał nieznacznie dolną wargę bezwstydnie taksując wypięty tyłek bruneta.

Wyraz niemego zaskoczenia przeistoczył się w kolejny, równie delikatny uśmiech. Na to właśnie czekał. Wypuścił żetony i podparł się sztywnymi ramionami o krawędź stołu, powolnie prostując swoją postawę. Uwydatnił tym samym, tak czy siak niezwykle zgrabny obiekt zainteresowań obserwatora jeszcze bardziej, niejako zmuszając go do sunięcia wygłodniałym wzrokiem po stromych zboczach dwóch idealnych półkul.

I właśnie tym zdradził, przynajmniej połowę swego jakże niecnego planu. Podglądacz poczuł się obnażony, nakryty na gorącym uczynku. Bo przecież nikt nie wdzięczy się tak mozolnie, dokładnie i z iście mistrzowską precyzją bez powodu. Mężczyzna uniósł typowo ciemne tęczówki ponad szczupły pas zapoznając je z tymi badawczymi, uważnie śledzącymi i cholernie pociągającymi z drugiego końca sali. Wpatrywał się tak w nie jeszcze przez kilka kolejnych sekund, później lustrując już całą, zmąconą opadającymi puklami włosów bladą twarz do momentu, kiedy...

- Grasz? - usłyszał niski głos tuż przy swoim uchu.

Odwrócił się w kierunku - miał nadzieję - tymczasowego rozmówcy. Mężczyzna w podobnym uniformie spoglądał na niego wyczekująco, podpierając się o mahoniowy blat. Zerknął kątem oka na odległy stół bilardowy oblężony kolejną dwójką znanych mu osób i pokręcił kilkukrotnie głową, odsyłając tym samym zniecierpliwionego osobnika.

Zadowolony z niebywale szybkiego spławienia natręta chciał powrócić do własnych, o niebo ciekawszych obserwacji, jednak okupowane dosłownie kilka sekund wcześniej krzesło stało puste. Zaczął rozglądać się nerwowo po, może nie w aż tak dużym stopniu, ale jednak zapełnionej ludźmi sali. I nic. Nie znalazł nikogo podobnego. Młody, niezwykle czarujący mężczyzna rozpłynął się wśród delikatnej żółtawej poświaty eleganckiego lokalu. Rozgoryczony dopił resztki gorzkiego płynu z trudnością godząc się z odniesioną porażką, a właściwie stratą szansy na jakiekolwiek poczynania.

- Z kolegami?

Niezbyt głośny, delikatny pomruk dotarł do jego zamroczonej własnym niepowodzeniem świadomości. Odwrócił się w stronę niebiańsko melodyjnego głosu. Zesztywniał, czując napływające pokłady stresu oraz szaleńczy cwał klatki piersiowej.

- Można tak powiedzieć. A ty? - uśmiechnął się lekko, ocucając pobieżnie umysł z paraliżującego zaskoczenia.

- Nie, nie tym razem - westchnął nieznajomy, przyglądając się etykietom wystawionych za barem trunków. - Choć nie przeczę, że szukam towarzystwa.

Delikatna, wyważona sugestia - coś, czego od dawna nie usłyszał w swoim towarzystwie, a przynajmniej nie w tym bardziej "intymnym", bo raczej nie było tajemnicą, że tak właśnie zaczynała wybrzmiewać ta rozmowa. Intymnie. Poczuł nagły skok temperatury, musiał usiąść.

- W moich skromnych progach?

Iście tajemniczy towarzysz obrócił się w końcu na wysokim, notabene niezwykle wygodnym krześle w jego stronę. Przeszył go swymi rozświetlonymi ślepiami koloru cholernie drogiej, dobrej whisky i posłał tak delikatny, a jednocześnie odważny, pozbawiony jakiejkolwiek niewinności, anielski uśmiech.

- Byłoby miło - odrzekł cicho, jakby te słowa były zarezerwowane jedynie dla tego jedynego rozmówcy. Jakby nie dzielił się takowymi z nikim innym. Tylko z nim.

Poczuł się pewniej. Poczuł narastającą ekscytację. Poczuł, że znalazł zbawienne lekarstwo na okropnie doskwierającą ostatnimi czasy samotność. Układało się wręcz idealnie. Brunet wydawał się zainteresowany, chętny do interakcji. Wystarczyło tylko odpowiednio to rozegrać. Zarzucić jebaną przynętę. Tak jak kiedyś, kiedy jeszcze miał czas i większą ochotę na uganianie się za uroczymi chłopcami. Cóż, drugi aspekt raczej nie uległ większej zmianie, ale to właśnie ten czas zaczął sprawiać problemy. Właściwie to jego brak.

- W takim razie napijesz się razem ze mną? - padła odważna propozycja.

Miodowooki namyślił się przez chwilę, wywracając spojrzenie odrobinkę ku górze. Kusząca wizja. Bardzo. Niby zamówił już dawkę mocnego alkoholu, ale przecież nie będzie wybrzydzał. Darowiźnie w zęby się nie zagląda, prawda? Jednak, mimo wszystko...

- Zależy - pobawi się jeszcze troszkę.

- Od?

- Od tego co możesz mi zaoferować.

Kąciki wąskich ust mężczyzny uniosły się dumnie, nieco zaczepnie. Sięgnął ręką za siebie, wyciągając z tylnej kieszeni wyjściowych spodni brązowy, skórzany portfel. Obrócił go w dłoniach i rozłożył największą kieszonkę. Wyjął z niej plik kilku banknotów, przytrzymując chwilkę w górze, jakby chwalił się zdobytym eksponatem. Albo ile jest w stanie zapłacić za pewien eksponat.

- Dwie Taketsuru - rzucił gotówkę na drewniany, połyskujący blat. - 17-letnie.

Stojący niedaleko barman kiwnął tylko głową odstawiając polerowane już od pewnego czasu szkło i odwrócił się tyłem do lady. Dazai uśmiechnął się na te dosyć głośno wypowiedziane słowa. Wyższy musiał zauważyć, gdy powolnie sączył podobny, choć o wiele tańszy trunek jeszcze podczas emocjonującej rozgrywki. Uważny obserwator - przemknęło mu przez myśl - albo napalony.

Po kilku sekundach ujrzał przed sobą pięknie zdobioną, kryształową szklankę z jeszcze piękniejszą zawartością. Niezbyt brunatny, złotawy płyn mościł się wygodnie wśród nieskalanych, kruchych ścianek, goszcząc w swym gorzkim wnętrzu sporą kostkę lodu. Zadowolony, należycie rozpieszczony tym jednym gestem chwycił delikatnie naczynie, troskliwie pocierać je palcem wskazującym.

- Wow, dziękuję za poświęcenie swojego portfela, ale wolałbym nie mieć cię później na sumieniu.

Upił niewielką ilość zaoferowanego mu napoju aby wpierw przyzwyczaić się do charakterystycznej goryczki. Odstawił kryształ na poprzednie miejsce powracając do zabawiania się jego cienką krawędzią. Sunął po niej delikatnie samym opuszkiem, aż w końcu zaczął trącać pływający wewnątrz lód. Był uważnie przy tym obserwowany. Lekko zmrużone, zniecierpliwione, a jednak czerpiące przyjemność z tych powolnych, wymownych tortur oczy wwiercały się w szczupłą, delikatną dłoń, nie mając zamiaru maskować wciąż rosnącej, palącej żądzy.

- Kiedy stawka jest tak wysoka konsekwencje pojedynczych poczynań liczą się najmniej.

Brunet zachichotał krótko na zasłyszane słowa. Perlisty śmiech jednak w najmniejszym stopniu nie onieśmielił, teraz zdeterminowanego adoratora. Wręcz przeciwnie. Rozmarzony mężczyzna poszerzył jedynie swój wyszczerz parskając cicho razem z siedzącym tak blisko chłopcem w aureolce.

- Brzmi dość desperacko - zamruczał wyginając dyskretnie coraz bardziej niespokojne ciało. Podniósł obsypywaną czułościami szklankę i wziął kolejnego, większego łyka.

- Być może - zgodził się wyższy, układając twardą, szorstką rękę na cholernie seksownym udzie bruneta. - Ale za to jak romantycznie.

Teraz znacznie ciemniejsze, czekoladowe tęczówki zwróciły na niego swoją uwagę. Filuterny uśmieszek zagościł na bladym, zlodowaciałym licu nęcąc swym apetytem. Delikatnie spierzchnięte usta nawilżył sprawnie koniuszek zaczerwienionego języka, a sam jego właściciel zdawał się być coraz bliżej i bliżej

I guess I'm a dick [PL] [soukoku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz