Rozdział 7

58 5 15
                                    

Obudził go nieco stłumiony, choć nadal niemożliwie wręcz głośny dzwonek telefonu. Odruchowo wzdrygnął się na jego dźwięk i od razu pożałował każdej jednej decyzji w swojm życiu - iskrzący ból przeszył prawą połowę jego klatki piersiowej zmuszając do wstrzymania płytkiego oddechu. Syknąl cicho pod nosem nieruchomiejąc na parę chwil. W końcu, kiedy kłucie odrobinę zelżało przesunął powolnie lewą rękę gdzieś w bok w poszukiwaniu nadal brzęczącego nad jego uchem telefonu. Wygiął ją trochę do góry i natrafił na urządzenie. Z trudem odebrał połączenie.

- Szefie - odezwał się ktoś po drugiej stronie. - Znaleźli Nakaharę.

- Co... - wymruczał wprost do słuchawki kiedy telefon wysunął się nieco spomiędzy jego palców.

Hiroto zmarszczył brwi z całych sił starając się zrozumieć co właśnie usłyszał. Zastękał znowu kiedy nadeszła kolejna nagła salwa bólu. Odetchnął głęboko - na tyle na ile był w stanie - rozciągając ostrożnie zastygłe, sponiewierane mięśnie.

- Co - powtórzył po chwili głośniej i wyraźniej.

- Znaleźli Nakaharę. Jakiś mniejszy gang natknął się na niego na obrzeżach miasta. Wiozą go do Centrum.

- ...Teraz?

- Mają być za godzinę.

Watanabe zamilkł. Nie odzywał się przez przeszło minutę, jedynie wpatrując się w poszarzałe, już całkiem jasne niebo tuż nad jego głową.

Nakahara... Znaleźli go...

Zamrugał kilkukrotnie wciąż trawiąc tę informację. Jego serce przyspieszyło.

Od trzech lat... Nikt nie widział go od trzech lat...

Wzdrygnął się po raz kolejny i w sekundę podniósł do pionu. Jęknął cicho niemalże czując jak obite żebra gruchoczą i trą o siebie nawzajem.

Pieniądze!

Przerażony zaczął rozglądać się wokół. Próbował zlokalizować rozrzucone ubiegłego wieczoru banknoty.

Jebana kurwa!

Chciał wstać i tym samym lepiej przeczesać okolicę, jednak nogi ugięły się pod jego ciężarem podobnie jak ramię, na którym starał się podeprzeć. Zdenerwowany omiótł pobliskie blokowiska jeszcze jeden raz. Nic. Zero. Wszystko zabrał. Jebana kurwa wszystko zabrała...

Kątem oka dostrzegł malutką, kolorową plakietkę leżącą tuż obok jego stopy. Skupił się na niej przez chwilę. W końcu, po kilkunastu sekundach nachylił się powoli w jej stronę i podniósł z zabrudzonego betonu. Przyjżał się jej dokładnie. Był to dowód osobisty, do tego należący do Dazaia Osamu.

Ta jebana kurwa...

***

Zatrzymali się przed wjazdem na podziemny parking wieżowca. Przy szlabanie stała oczywiście ochrona ze skrytymi pod kurtkami, przynajmniej dwoma spluwami. Większość całkiem dobrze znał, razem z nimi zaczynał swoją "przygodę", a właściwie pod ich nadzorem. Więc kiedy jeden z nich otworzył tylne drzwi busa i skrzyżował z nim spojrzenia nie było wątpliwości ani potrzeby weryfikacji czy aby na pewno jest tym, kogo imieniem go przedstawiają.

Przepuszczono ich przez szlaban. Wtoczyli się powolnie na parking i stanęli gdzieś po jego środku. Rudzielec słyszał jak dwie pary przednich drzwi samochodu otwierają się, a po kilku króciutkich sekundach zostają brutalnie zatrzaśnięte.

Siedządzy razem z nim na pace, starszy facet - ten, który wywiózł z chaty swojego szefa na, z tego co pamiętał Nakahara, dalszą część popijawy - wstał z lichej ławeczki i spokojnym, leniwym krokiem podszedł do niego na drugi koniec busa. Uwolnił jego nogi z więzów i odpiął go od metalowego pręta, amatorsko przyspawanego przed laty do ścianki. Pomógł mu wstać, a raczej wyciągnął go za "szmaty" na równe nogi i podprowadził do, powoli otwieranych od zewnątrz, drzwi.

I guess I'm a dick [PL] [soukoku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz