-3-

33 1 2
                                    

Otworzyłam jeszcze zaklejone oczy i uśmiechnęłam się, widząc gwiezdny sufit w naszym pokoju. Zrobiliśmy go razem z Antkiem i dziadkiem, gdy chodziliśmy do podstawówki. Fluorescencyjne konstelacje wyglądały przepięknie i zachwycały mnie za każdym razem (nie dało się zrobić szklanego sufitu, więc musieliśmy wymyślić jakąś alternatywę). Przez Antka też zakochałam się w niebie i gwiazdach. Miło patrzeć z jak wielkim uśmiechem zbierał się właśnie na zajęcia z podstaw astronomii.

- O kurka! Ja też już się powinnam zbierać – krzyknęłam, wysuwając się pośpiesznie z ciepłej pościeli.

Założyłam zwiewną, białą sukienkę w krwistoczerwone maki i wsunęłam na stopy moje ukochane zakurzone trampki. Spięłam niesforne, rude włosy w luźnego koka i wypuściłam z niego kilka pasemek.

- Konwalia! Schodź już! Antek czeka na dworze.

- Dobrze babciu, już pędzę.

Nie mam pojęcia, skąd to się u mnie wzięło, ale spóźnianie się to moja specjalność. No ale cóż... Odrzucając te myśli na bok, zbiegłam na dół, łapiąc po drodze paczkę orzeszków i upijając łyka świeżo zaparzonej kawy.

Zanim się obejrzałam, byliśmy już na uczelni.

- Miłego dnia Konwi – Antek wysłał mi ciepły uśmiech i podążył w stronę swojego wydziału.

- Dzięki ślimaku, widzimy się potem – uśmiechnęłam się pod nosem i podążyłam na swoje zajęcia.

Uwielbiam ten budynek... Już wchodząc po jego stonowanych, jasnych schodach odczuwa się jego wyjątkowość. Zawsze, gdy przemierzam próg po walce z ciężkimi, mahoniowymi (5) drzwiami zapiera mi dech w piersiach. I tym razem nie mogło być inaczej...

Przechodzę między pełnymi życia, marmurowymi rzeźbami. Artysta tchnął w nie życie, podkreślając każdy najmniejszy mięsień ludzkiego ciała. Ich piękno otaczają donice wypełnione po brzegi miodowymi (6) kwiatami. Nad moją głową unosi się przepiękny, kryształowy żyrandol, a wokół panuje niewyobrażalna czystość. Stąpam nieśmiało moimi zakurzonymi trampkami po śnieżnobiałych płytkach, mijając obrazy w ciężkich drewnianych ramach (za każdym razem mam wrażenie, że postacie się mi przyglądają), aż w końcu dochodzę do auli.

- Hej Konwi!

Obejrzałam się i zobaczyłam Tosię. Była drobną, smukłą dziewczyną. Miała ciemno orzechowe włosy, ścięte na boba, które otulały jej drobną, wiecznie uśmiechającą się twarz. Otoczona zapachem jaśminowych perfum wpatrywała się we mnie, wielkimi, lazurowymi (7) oczami. Była ubrana w malinowy(8) golf i czarne, eleganckie spodnie. Moja przyjaciółka wiedziała, jak się ubierać. Muszę, kiedyś zakraść się do jej garderoby i pożyczyć od niej jakieś skarby.

- Hej Tosia. Jak twój weekend?

- Nawet nie pytaj... Mój „ukochany" chłopak mnie wystawił i nie pojechaliśmy na targi zielarzy.

- Następnym razem, ja z Tobą pojadę i nie będzie mowy o zmianie planów – szturchnęłam ją w prawe żebro i się do niej uśmiechnęłam.

- Naprawdę? – zapytała z nadzieją Tosia.

- Tak. Naprawdę, a teraz chodź, bo spóźnimy się na historię zielarstwa z panią Kłębek – uśmiechnęłyśmy się do siebie i ruszyłyśmy w stronę auli.

Pani Kłębek była równie zakręcona, jak jej nazwisko. Przychodziła ubrana w jasnozielone, o rozmiar za małe garsonki i nosiła ciemnobrązowe rajstopy, kompletnie niepasujące do jej bladej skóry. Zawsze nazbyt ekscytowała się wypowiadanymi słowami, jakby przeżywała los każdego liścia z tej ziemi. Pomimo tego, że lekko przerażała, to mówiła o ciekawych rzeczach i zawsze coś się wynosiło z jej wykładów.

Jednak nie był to idealny dzień na słuchanie. Krążyłam myślami daleko od pani Kłębek i nie mogłam się na niczym skupić. Zamiast tego przyglądam się renesansowym malowidłom na suficie auli, które mają w sobie więcej życia niż siedzący dookoła mnie studenci. Widzę przesiadujące na obłoczkach beztroskie aniołki, przyglądające się nam z zaciekawieniem. Niemal słyszę cichy szept rozmów między nimi i czuje ich błogi spokój.

- Słyszałaś, co musimy zrobić? – Tosia wyrwała mnie z zamyślenia.

- Co takiego?

- Trzeba zebrać rośliny na laboratorium. Będziemy uczyć się robić napary – oczy zaczęły się jej świecić i uśmiech nie schodził jej z twarzy, chyba już zapomniała o tym dupku Wojtku. - Już nie mogę się doczekać.

- Brzmi cudnie. Co myślisz, żeby pojechać z tej okazji do Trześcianki na weekend? Moja babcia ma tam znajomą, a obok jest wiele pól i lasów.

- Brzmi jak raj dla przyszłych zielarek, Konwi – Tosia uśmiechnęła się z podekscytowaniem. Jednak postanowiłam na razie nie mówić jej całej prawdy. To nie było zwykłe miejsce, ale moja przyjaciółka zdoła się jeszcze o tym przekonać...




5 - brązowy z wiśniowymi (czerwonawymi) odcieniami

6 - żółty

7 - turkusowy, zielono - niebieski

8 - ciemnoróżówy 


Finding myselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz