3

72 10 21
                                    

— Nie było cię ponad trzy lata — poinformował mnie tata. — A nie zmieniłeś się ani trochę. Jak to możliwe?

Siedzieliśmy całą trójką przy stole w jadalni. Każdy z nas chciał coś odkryć – moi rodzice chcieli się dowiedzieć, co się ze mną działo przez ten czas, a ja chciałem zrozumieć czemu Jatei wrzucił mnie do świata trzy i pół roku po moim zniknięciu. Teraz zamiast siedmiu lat, w trakcie których mógłbym zmienić przyszłość, miałem jedynie nieco ponad trzy lata, czyli straciłem połowę czasu, jaki początkowo myślałem, że mam. Wiedziałem, że Jatei nie był idiotą, więc musiał mieć jakiś konkretny powód, aby przenieść mnie trzy lata w przyszłość. Tylko jaki? Raczej nie chodziło mu tylko o to, żebym był oficjalnie pełnoletni, bo wtedy wystarczyłby niespełna rok, a nie trzy i pół roku. Teraz zamiast niespełna osiemnastu lat, miałem niespełna dwadzieścia jeden, bo tyle lat skończę za dwa tygodnie, ale tylko na papierze. Gdyby ktoś zbadał moje ciało pod kątem wieku, szybko odkryłby, że wciąż mam siedemnaście, może osiemnaście lat. Chociaż lepiej, żeby nikt mnie nie badał, bo jeszcze odkryliby to, co zrobił ze mną Jatei.

— Nie mam pojęcia — skłamałem.

— Gdzie byłeś tyle czasu?

Będę szczery – przez chwilę naprawdę korciło mnie, żeby powiedzieć im całą prawdę, bo jako rodzice zasłużyli na to, aby wiedzieć, co działo się z ich dzieckiem, a Jatei nie miał najmniejszego prawa zabronić mi powiedzieć mamie i tacie o jaskini i o tym, co się w niej stało, ale szybko przypomniałem sobie jak wielka odpowiedzialność na mnie ciąży i zrozumiałem, że nie mam prawa obciążać tą odpowiedzialnością mamy i taty. To mój krzyż do niesienia, a cena jest zbyt wysoka. Nie mogłem ryzykować. Tata właściwie zaplanował mi życie drogą, którą wspólnie dla mnie wybraliśmy, gdybym powiedział mu prawdę to najpierw pomyślałby, że zwariowałem i rozważałby wysłanie mnie do psychiatryka, a potem, jeśli dotarłoby do niego, że jednak nie zwariowałem i mówię prawdę, próbowałby wybić mi to z głowy. Nie byłby w stanie pogodzić się z tym, że mogę zginąć dla dobra większego ogółu. Nie po śmierci Moniki. Postanowiłem więc dalej kłamać.

— Nie pamiętam.

Tata spojrzał na mnie jak na kompletnego idiotę i wcale mu się nie dziwiłem. Zawsze kiepsko kłamałem.

— Jak to nie pamiętasz?

— No po prostu nie pamiętam — powiedziałem, patrząc się na swoje ręce, które położyłem na stole. Nie byłem w stanie kłamać, patrząc mu w oczy. — Pamiętam, że wracałem ze szkoły, ktoś mnie gonił i chyba się o coś potknąłem i straciłem przytomność, a jak się ocknąłem to od razu przybiegłem tutaj.

Tym razem spojrzał na mnie wyraźnie zmartwiony. Może jednak ściema z amnezją była głupim pomysłem? Mogłem wymyślić coś lepszego, ale teraz się nie wykręcę. Ale gdyby tak cofnąć czas o kilkanaście sekund... Piotrek przestań, obiecałeś coś.

— Może lepiej pojedźmy do szpitala – zasugerował.

Wszystko tylko nie szpital! Zbadają mi krew, w morfologii wykryją anomalie, poddadzą to do dalszych badań, a potem przyjdą i mnie zabiorą do jakiegoś ośrodka badawczego. Chyba, że użyłbym mocy i podał się za kolejne wcielenie Jezusa, ale uznałem, że to byłoby nieetyczne wobec ludzi wierzących.

— Nie! — niemal krzyknąłem i jeszcze w trakcie wypowiadania tego słowa dotarło do mnie, że popełniłem błąd, bo w tym momencie dałem mu do zrozumienia, że mam coś do ukrycia.

— Dlaczego nie? Straciłeś trzy i pół roku ze swojego życia, z których nic nie pamiętasz i nie chcesz się dowiedzieć co jest tego powodem? To może być poważna sprawa, synu.

WybraniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz