10

65 9 16
                                    

Jak to bywa z tchórzami... Zazwyczaj przegrywamy. Ale tym razem miało być inaczej. Musiało być inaczej. A przynajmniej ja tak uważałem, ale świat postanowił uznać moje miało i musiało za nic.

Funfact: będąc miliarderem wcale nie jesteś tak popularny jak przypuszczałem.

Straciłem pieprzony miesiąc nim uświadomiłem sobie, że to nie jest sposób, a innego nie miałem. Przez kolejne pół roku próbowałem znaleźć lepsze rozwiązanie, ale nie widziałem niczego, co faktycznie mogłoby pomóc. W międzyczasie wybuchła kolejna epidemia, a nikt nie chciał uwierzyć, że wiem jak stworzyć szczepionkę. Nigdy nie byłem tak bardzo wściekły na bezsilność.

Czas biegł nieubłaganie, więc poszedłem do Jatei, aby błagać go o pomoc. Powiedział, że nie może. Wykrzyczałem mu, że jest beznadziejnym synem, skoro nie może, a on jeszcze głośniej krzyknął, że nie może, bo nie wie jak. Potem obaj płakaliśmy. Dobra pierwsza kłótnia w relacji ojciec-syn, prawda?

Czas leciał i leciał. Zegar tykał dosłownie i w przenośni do czasu, aż wyjąłem baterię z zegara tykającego w moim pokoju, bo zaczęło mnie to irytować - wtedy tykał już tylko w przenośni.

Ludzie różnie reagują na stres i problemy. Ale tchórze zawsze reagują tak samo - uciekają.

Kojarzycie te wszystkie żarty o ludziach, którzy postanowili rzucić wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady? Właśnie to postanowiłem zrobić, chociaż nie słowo w słowo.

Zostawiłem na koncie dwa miliony, resztę przelałem pół na pół ojcu i mamie, zostawiając im potrzebne do urzędu dokumenty o darowiźnie, spakowałem się, zabrałem Jatei i ruszyliśmy w podróż donikąd, licząc, że skoro nie dam rady ocalić świata to chociaż dobrze spędzę czas z synem. Gdy wyruszaliśmy w naszą podróż, do końca świata został nieco ponad rok i uznaliśmy tą wyprawę za naszą jedyną szansę.

Podróże uczą i kształcą - wybitne hasło! Tak naprawdę to hasło było moim kołem ratunkowym, usprawiedliwiającym moją ucieczkę przed samym sobą. Problem w tym, że przez kolejny rok zwiedziliśmy z Jatei prawie cały świat, poznając większość kultur i cywilizacji na Ziemi, w tym tych bardziej „prymitywnych" i liczyliśmy, że któraś z kultur da nam jakieś wskazówki. Żadna nie dała. ŻADNA.

Zaczęło do mnie docierać, że starsza wersja mnie to idiota. Może przeszłości po prostu nie da się zmienić. Może świat musiał się skończyć. A może po prostu to też było szukaniem wymówki, bym mógł usprawiedliwić swoją porażkę?

Prawda o tym, że ta podróż nic nie da dotarła do mnie po jedenastu miesiącach, ale Jatei niczego nie mówił, więc trzymałem się resztek nadziei, że wciąż mamy jakieś szanse. Aż miesiąc później, równo po roku, on też uznał, że ta wyprawa niczego nam nie da i prawdopodobnie jedynie straciliśmy czas. Do godziny zero zostały dwa tygodnie. Postanowiliśmy wrócić.

Fajnie jest wrócić do domu na ostatnie dwa tygodnie przed apokalipsą, prawda?

Tyle, że nie byłem w stanie otworzyć zamka w drzwiach i siłowałem się z zamkiem tal długo aż wyszedł jakiś facet krzycząc na mnie, że mam zjeżdżać, bo wezwie policję. Okazało się, że kupił dom od moich rodziców jakiś miesiąc po moim wybyciu do... chyba akurat wtedy byłem w Australii i rozmawiałem z Aborygenami? Tak, jestem prawie pewien, że po miesiącu byliśmy u Aborygenów.

Zadzwoniłem do taty, który o dziwo odebrał i wydawał się zaskoczony faktem, że żyję, bo najwidoczniej uznał, że skoro zostawiłem mu takie pieniądze i zniknąłem to postanowiłem się zabić. Ale w końcu dotarło do niego, że żyję i podał mi nowy adres. Śródmieście w Warszawie. Kupił apartament w jednym z najdroższych bloków w kraju. Brawo, Piotrek, tak się kończy zostawianie ojcu grubych milionów.

WybraniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz