6

27 5 2
                                    

Z samego rana usłyszałem zdanie, które chciałem wypowiedzieć pierwszy.

- Musimy porozmawiać.

Nie spodziewałem się tego po Christopherze. Sądziłem, że będzie unikał tematu, związanego z naszą wczorajszą rozmową. Chociaż rozmową trudno to było nazwać, bo cały czas mnie zbywał, a w dodatku na koniec uciekł.

- Czego chcesz? – zapytałem, udając, że w ogóle nie interesowało mnie to, co miał do powiedzenia.

Christopher przysiadł się do stołu, a ja spokojnie kończyłem swoje śniadanie.

- Nie zdążyliśmy porozmawiać o tym w piątek ani wczoraj. Chodzi o twoją wycieczkę.

Że niby przepraszam co?

Ja tu się przygotowuję psychicznie na poważne rozmowy, dotyczące jego dziwnego uprzedzenia do Bena, a ten mi takie numery odstawia.

- Jezu, Chris, przecież jeszcze sporo czasu zostało.

- Niecały tydzień, paniczu. Byłem na zebraniu w twojej szkole i dowiedziałem się, że termin został przeniesiony, o czym nawet nie raczyłeś mnie poinformować.

Kurcze.

Rzeczywiście, jak tak pomyśleć, ktoś coś mówił o zmianie terminu. Tyle, że ja nie miałem do tego głowy. Zamiast o wyjeździe, myślałem tylko o tym, że spędzę tydzień z Benem i Kalem.

- Musisz już zacząć myśleć, co chcesz zabrać. Zawsze jesteś taki roztrzepany, że na pewno zapomniałbyś wszystkiego, co potrzebne.

- To wszystko, co chciałeś mi powiedzieć? – nie wytrzymałem i podniosłem głos.

Chris zdziwił się. Po chwili jednak, przybrał poważną minę.

- Gdyby panicz pamiętał o sprawach ważnych – ten wyraz wyraźnie zaakcentował – nie musiałbym paniczowi o tym przypominać.

Christopher mówiąc to, wstał i wyszedł z kuchni. Byłem przekonany, że wiedział, co miałem na myśli i o czym wolałbym z nim porozmawiać. Zrobił to, co potrafił najlepiej, czyli uciekł od poważnego tematu. Po chwili jednak wrócił, chcąc oznajmić, że mam być gotowy do wyjścia za piętnaście minut.

I tyle byłoby z naszej pogawędki.

Aleksander zaczął głośno szczekać. Pogłaskałem go po głowie.

- Tak, piesku. Zgadzasz się ze mną prawda? Nie pozwolimy, żeby ominęła go ta rozmowa.

Pies szczeknął jakby dla potwierdzenia.

- Vincent! Kto wpuścił psa do środka? – zawołała Clara. Jednak uśmiechnęła się na widok merdającego ogona Aleksandra. – Dobrze, dobrze. Ale nie przyzwyczajaj się! – pogroziła mu palcem przed nosem i zabrała się za wycieranie stołu.

Po południu wpadł do mnie Kale. Jego niezapowiedziana wizyta całkowicie popsuła mi plany porozmawiania z Christopherem. Do wieczora oglądaliśmy różne filmy. Tym razem tylko jeden o wiadomej tematyce.

- Hej, Kale?

- Hm? – mruknął nie odrywając wzroku od laptopa. Oglądaliśmy właśnie horror, który jakiś czas temu pojawił się w kinach. To znaczy Kale oglądał z przejęciem, a ja starałem się udawać, że interesowało mnie wszystko dookoła, tak jakbym w ogóle nie znał swojego pokoju.

Nienawidziłem horrorów. Nie to, żebym się bał, przecież nie byłem tchórzem...

- Spakowałeś się już?

- Nie – odpowiedział, biorąc ostatniego chipsa z miski. – Daj spokój, mamy jeszcze z tydzień.

Kale zbywał mnie, a ja zrozumiałem, że nie odwiodę go od tego filmu żadnym tematem. Schowałem głowę pod kapturem bluzy i starałem się ze wszystkich sił nie patrzeć w ekran. Traf chciał, że kiedy na niego spoglądałem, natrafiałem na najgorsze momenty. Odrąbane głowy latały w powietrzu, a mnie przewracały się wnętrzności od widoku krwi i wychodzących gałek ocznych.

Z życia młodego paniczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz