𝗩𝗜𝗜 - ❝ Przysięga ❞

2.2K 216 311
                                    

Kobieta o krótkich blond włosach usiadła na stołeczku. Jej twarz zdobiły liczne wzory wykonane farbą koloru głębokiej czerni. Starannie nakreślone linie widniały na brodzie. Ciągnące się wzdłuż policzków krechy, odchodziły od umalowanych tym samym pigmentem, szkarłatnych oczu.

Złapała za pędzel. Włosie zanurzyła w czerwonej, złudnie przypominającej posokę, substancji. Ciszę zakłócił dźwięk delikatnego stukania pędzla o drewnianą miseczkę.

Siedząca naprzeciwko kobiety, omega wodziła bojaźliwie wzrokiem za umazanym w czerwonej cieczy pędzlem. W cichej panice, Izuku, jak na zawołanie, wyostrzył zmysły.  Skóra zrobiła się wrażliwsza na każde muśnięcie, słuch sięgał dalej niż dotąd, a węch odbierał więcej zapachów. Zamarł, gdy chłodne włosie zetknęło się z jego dolną wargą. Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa, przez chwilę zostawiając za sobą nieprzyjemne uczucie. Pędzel pokierował się w dół, na sam środek brody. Obawy chłopaka rozwiały się wraz z wzięciem paru płytkich oddechów. Nie była to krew.

Mokre ślady farby kreśliły na piegowatej skórze precyzyjne, zaokrąglone linie. Podwójne łuki zataczały się pod oczami, gdzie finalnie spotykały się ze sobą na grzbiecie nosa. 

Mitsuki dokonała ostatnich poprawek, skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się delikatnie. Z zadowoleniem przyjrzała się niemalże idealnej symetrii wzorów zdobiących twarz omegi.

— Pięknie wyglądasz. Proszę, zobacz.

Wstał niechętnie z miejsca. Kobieta wskazała na lustro stojące przy komodzie. Izuku słabo stąpał po skrzypiących dechach. Życie chciało z niego uleciec, po zobaczeniu swojego odbicia w lustrze. Odziany był w białą suknię, paskudnie podkreślającą kształt talii. Pomimo grubego materiału, z którego była ona wykonana, ziąbiło go z powodu rękawów mających wycięcia odsłaniające ramiona. Powiódł wzrokiem wyżej. Zatrzymał się na swojej przerażonej, smutnej twarzy. Wśród charakterystycznej dla jego wizerunku zieleni, dominowała wzbudzająca lęk czerwień. Malunki na twarzy dodały mu swego rodzaju dzikości. Jego niegdyś zielone jak szmaragd oczy nagle zdawały się przybrać ciemnej barwy. Wyglądał złowrogo, zupełnie jak jeden z nich. Książę zacisnął ręce w pięść. Nie sądził, że kiedyś do tego dojdzie, nie w taki sposób.

Kątem oka, dostrzegł w lustrze idącą ku niemu kobietę. Zarzuciła na jego barki lekkie futro, wyglądało na wilcze. Przymierzała się do włożenia na głowę Izuku wianka, uplecionego z polnych kwiatów, ten jednak płochliwe się odsunął.

— Czy to konieczne? — zapytał, nie ukrywając że targają nim nerwy.

— Mówisz o wianku?

— Tak. Nie chcę, żeby i kwiaty do reszty mi zbrzydły — powiedział frasobliwie, lecz wciąż słyszalna w jego głosie była zadziorność i złość.

Matka wodza nie była skora do kłótni.

— Dobrze. — Odłożyła go niedbale na bok, w końcu nie przyda się do niczego innego niż wysuszenia. Mitsuki wróciła do omegi. Stanęła obok, wpatrzona w ich lustrzane odbicia. Chłopak jawnie się trząsł. Ze strachu, ze stresu, z rozpaczy. Kobieta, nic nie mówiąc, położyła dłoń na jego barku. Ta chwila zrozumienia dodała mu odrobinę otuchy. — Już czas.

─── ❀ུ۪ ───

Wielkie wrota sali biesiadnej otworzyły się przed nim. Wyszedł na zewnątrz, na powoli pochłaniający dzień mrok. Miał przed sobą kilkadziesiąt obcych twarzy, czuł na sobie łapczywy wzrok co poniektórych. Gdzieś w tłumie przemknął chichot, po drugiej stronie obelga. Izuku skręciło w żołądku z powodu dyskomfortu. Skakał przerażonymi oczami od płomienia do płomienia palących się trzonów pochodni wystających nad tłumem. Chciał ujrzeć chociaż jedną znajomą twarz, nieważne którą, byle jakąkolwiek, żeby nie czuć się całkowicie obco.

captive love | bakudeku omegaverse Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz