𝗫𝗩 - ❝ Zapach ❞

1.4K 150 72
                                    

Odbili od portu Nithafjoll w południe. Wody były spokojne, a wiatr im sprzyjał, jednak wśród tej harmonii w ciele Izuku zaczęło rodzić się pewne napięcie i niepokój, jednocześnie podsycony niezidentyfikowanym ciepłem w klatce i mrowieniem.

Czuł się tak od zdarzenia, które miało miejsce dziś rano na polanie. Jego nieposłuszne ciało reagowało jak chciało przy wodzu. Gdy tylko pojawiał się obok, gdy tylko był w zasięgu ręki czy posyłał mu krótkie spojrzenia, czuł się dziwnie. Było to intensywne, ale jednocześnie stłumione, zupełnie jakby z czasem miało go to pochłaniać coraz bardziej.

Całą podróż nie odzywał się do nikogo. Starał się nie zerkać na Katsukiego, choć ochotę miał na to wielką. Dobili do portu Dorgonii w południe. Resztę dnia Izuku spędził w swoim pokoju, odmawiając wyjścia i jedzenia. Kategorycznie zabronił wchodzić alfie do środka, gdy ten tylko tego próbował. Omega zagroziła, że gorzko tego pożałuje i przy okazji go zwyzywała.

Nikt nie wiedział co się dzieje, dopóki nie nastał nowy dzień.

─── ❀ུ۪ ───

Katsuki siedział niespokojnie na tronie w sali biesiadnej w towarzystwie Eijiro. Prawa ręka wodza stała nad nim i prowadziła monolog, którego jego adresat nie słuchał.


Blondyn czuł, że coś w otoczeniu jest inne. Niezidentyfikowany słodki aromat wisiał w powietrzu. Przyjemny, delikatnie kwiecisty zapach, który z każdym wdechem pomnażał motylki w brzuchu. Bakugo nigdy wcześniej nie czuł czegoś tak obłędnego.

Wódz oparł łokieć o siedzisko i przysłonił dłonią nos. Coś było na rzeczy. Katsuki zdał sobie sprawę z tego, że być może Izuku ma te dni i momentalnie poczerwieniał. Złapał się za głowę i zaczął się rozglądać po sali. Zachował czujność i wbił wzrok w Eijiro, który zdawał się nie być zakłopotany tym słodkim zapachem. Zaczął się denerwować czy on też to czuł, czy inni też to czuli. Deku należał do niego i teraz – pragnąć go jeszcze bardziej i nie chcąc go za nic w świecie stracić – z pewnością ukarałby należycie każdego, kto tylko położyłby na nim łapska i zrobi coś wbrew jego woli.

— …Dlatego potrzeba zgody wodza na zabranie ze skarbca około pięćdziesięciu tysięcy srebrników.

Gdy usłyszał cenę, od razu przestał bujać w obłokach.

— Pięćdziesiąt? To cholernie dużo.

— Na dwa ogiery, jak już wspominałem — przypomniał czerwonowłosy, marszcząc podejrzliwie brwi. — Słuchasz mnie w ogóle?

— Jest zajęty myśleniem o swojej omedze — odezwał się siedzący przy stole Hanta. Zaciągał się fajką, a do jego ramienia wtulała się dziewka z odsłoniętymi piersiami.

— Stul pysk i wynoś się razem z tą kurwą. To nie burdel — wrzasnął, machając ręka. Wstał z miejsca i spojrzał na swojego przyjaciela, który zamknął skórzaną księgę. — Chcę zobaczyć konie o tak absurdalnej cenie.

— Dzisiaj jadę do kupca, postaram się utargować jak najniższą cenę.

— Dzisiaj? — Znowu w jego głowie zawitała piegowata omega. To mu nie dawało spokoju, nie był w stanie myśleć racjonalnie, gdy Izuku najpewniej zbliżała się ruja. Musiał do niego zajrzeć, bo inaczej dostanie do głowy. — Daj mi chwilę.

Ruszył energicznie na piętro i wszedł do pokoju Deku, pomimo wczorajszych słów, które pewnie mówił w rozdrażnieniu, chociaż nigdy nie wiadomo.

Chłopak o niesfornych zielonych włosach zwrócił na niego obojętny wzrok, gdy tylko wszedł do środka. Siedział przy stole i studiował jakąś mapę.

captive love | bakudeku omegaverse Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz