Matka zawsze miała przykry zwyczaj wchodzenia do mojego pokoju bez pukania. Wszyscy inni w całym dworze wiedzieli, że jeżeli poważą się na coś takiego, to odgryzę im twarze.
Ona jednak nigdy się tym nie przejmowała.
– Wiem, że nic nie robisz, więc wchodzę – oznajmiła, znów naruszając moją przestrzeń osobistą.
– Robię – burknąłem.
– A niby co takiego?
– Myślę. Niektórzy z naszego gatunku to robią i to dosyć regularnie.
Matka roześmiała się.
– Mam dla ciebie wieści – oznajmiła. – Przyjechała twoja narzeczona.
– Mam narzeczoną? Miło, że informujesz.
Aranżowane małżeństwa nie były niczym nadzwyczajnym i niespecjalnie przejąłem się tą informacją. To tylko kolejny przykry obowiązek związany z moim uprzywilejowanym pochodzeniem.
– Już tu jest? – spytałem.
– Tak. Nazywa się Chaton Ferocia Mer Bleu Typhon. Jest córką wysoko postawionego kupca. Każda rodzina królewska robi z nim interesy.
Kiwnąłem głową.
– No to miejmy to już za sobą – zdecydowałam, podnosząc się z łóżka. – Zgaduję, że czekają na dole.
Wyminąłem matkę i zszedłem do foyer, gdzie spodziewałem się spotkać wybrankę matki. Biorąc pod uwagę jej gust – powinna to być młoda, piękna kobieta... A zastałem tam dziecko. Niezaprzeczalnie urocze dziecko z jasnymi włosami upiętymi w warkocz i sukienką dobraną pod kolor jej jaśniutkiej karnacji.
Obok niej stał mężczyzna w średnim wieku – średnim jak na człowieka. Zakładałem, że to ojciec, ale z wyglądu nie przypominał dziewczynki. Miał ciemne włosy i opaloną skórę – jedynie oczy mieli w tym samym odcieniu błękitu.
Dziewczynka pociągnęła ojca za rękaw.
– To on? – spytała.
Moja matka weszła do foyer, a zaraz za nią Dente. Nie mogłem uwierzyć, że odciągnęła go od dzieci, tylko po to, żeby popatrzył sobie na pięciolatkę.
– Chaton, poznaj proszę mojego syna – odezwała się matka.
Dziewczynka podeszła do mnie i uśmiechnęła się. Byłem pewien, że w przyszłości wyrośnie na piękną kobietę.
– A więc ty jesteś Chaton? – zagadnąłem.
– Bonette – poprawiła. – Ale może być Bonnie.
Spojrzałem na matkę.
– Nawet nie wiesz, jak ona się nazywa?
– Jej oficjalne imię to Chaton. Przecież nie będziemy się bawić w przezwiska, które sobie wymyśla pięciolatka.
– Właśnie, że będziemy – odparłem. – Miło mi cię poznać, Bonnie.
– A mi ciebie – odparła z uśmiechem. – Lubisz grać w szachy? – spytała, przekrzywiając lekko głowę.
– Przepadam.
– A lubisz przegrywać w szachy?
Parsknąłem śmiechem. Tupet tej istotki mnie rozczulał, chociaż zawsze dzieci lubiłem bardziej. Były mniej irytujące od dorosłych i po prostu cieszyły się chwilą. Nigdy nie zawracały mi głowy głupotami... A nawet jeżeli już, to te głupoty przynajmniej były miłe.
– Nie ma nic lepszego od przegrywania w szachy – zapewniłem.
– No to chodźmy zagrać! – oznajmiła, wymijając mnie. Ruszyła do przodu, ale zatrzymała się. Potem spojrzała na mnie, znów przykrzywiając głową. Przyłożyła palec do podbródka. – Hm... A gdzie macie szachownice?
Zerknąłem na Dentego, który z trudem zachowywał powagę. Szturchnąłem go lekko, a potem wziąłem Bonnie na ręce.
– Zaprowadzę cię – oznajmiłem. – Łatwo się tutaj zgubić.
Hej! Jak wam mija czas? Mam nadzieję, że wszyscy zdrowi.
Jak Wam się podoba pierwsze spotkanie Bonnie i Lupusa? ~Catt
![](https://img.wattpad.com/cover/143757411-288-k572356.jpg)
YOU ARE READING
Czerwony Kapturek: Lycoris
FantasyNiech bogowie bronią tych, którzy przed ukończeniem siedemnastu lat postanowili wejść do Lasu. To jedyna zasada, której mieli przestrzegać mieszkańcy wioski. Ceną za złamanie jej była śmierć w paszczy bestii - nazywanej przez wielu Wilkiem. Czasem j...