15

1.3K 101 28
                                    

Idąc w stronę przeciwnika spojrzałem na Ellę. Była blada. Trzymała dłonie kurczowo zaciśnięte na siedzisku krzesła. To, co się działo na arenie było ponad jej nerwy. Nie przywykła do widoku jatki, jaką zafundował jej pupilek Bernarda. Przez całe zawody kibicowała moim poczynaniom, a teraz zwyczajnie się o mnie bała. Puściłem do niej oko, by się nie martwiła i wkroczyłem na arenę.

– W ostatniej, finalnej rozgrywce zmierzą się: wicemistrz świata w boskie w wadze ciężkiej: Jewgienij Iwanowicz Łuczenko oraz były wojskowy: Aleksander Rowe – zapowiedział naszą walkę konferansjer.

Stałem naprzeciwko olbrzyma, a sędzia tłumaczył zasady naszej potyczki. Nie mogłem skupić się na jego słowach. Marzyłem, by spuścić łomot sadystycznemu Ruskowi i zdobyć robotę, która miała dać mi wolność, ale i dostęp do niesamowitej dziewczyny. Z rozkojarzenia wybił mnie głos rywala, który drwił:

– Zaraz sprawię, że mózg wypłynie ci nosem, Brytolu!

– Ja w przeciwieństwie do ciebie wciąż go posiadam – odparłem ze śmiechem. – Twój już dawno został wybity sierpowymi rywali. Teraz twoja głowa stanowi jedynie pustą skorupę...

W tym momencie Rosjanin odepchnął arbitra z taką siłą, że nieszczęśnik wpadł na kratę i uderzył w nią skronią. Zemdlony mężczyzna osunął się na deski ringu. Publiczność zaczęła buczeć, jednak bokser nie zważał już na nic. Zablokował wejście do klatki ryglem, by nikt nie mógł się z niej wydostać, po czym rzucił się w moją stronę. Chciał mnie dopaść, ale dzięki zwinnemu unikowi uniknąłem jego ciosu. Postanowiłem nie tracić czasu na defensywę. Od razu odpowiedziałem atakiem. Waliłem pięściami jak szalony. Na coś w końcu mi się przydały katorżnicze treningi, jakie fundowałem sobie w więzieniu, aby nie zwariować w zamknięciu.

Nie ustępowałem pola zawodowemu bokserowi, co doprowadzało łysego mężczyznę do szewskiej pasji. Cały czas powtarzałem sobie, że Ella nie zasługuje na to bydlę. Była moja. To ja miałem zostać jej ochroniarzem. Nikt inny. Celowo wzbudzałem w sobie uśpiony gniew, przywołując w myślach obraz mordercy bez twarzy, a także poczucie niesprawiedliwości, jakie towarzyszyło mi przez cały pobyt za kratkami. I choć mój przeciwnik stanowił bezrozumną masę mięśni, stworzoną wyłącznie do roznoszenia w pył każdego, kto stanął mu na drodze, ani razu nie dałem mu się zepchnąć się w róg. Skutecznie broniłem się przed jego ciosami, a nawet udało mi się zyskać nad nim przewagę, gdyż w przeciwieństwie do wielkoluda w walce używałem też nóg. Zadawałem mu silne kopnięcia, które uniemożliwiały mu zbliżenie się do mnie. Słyszałem jak zebrany w hali tłum skandował moje fikcyjne imię. Musiałem wyjść z tej walki zwycięsko. Innego rozwiązania nie przewidywałem.

Ta pewność siebie i chełpliwe przekonanie, że już na starcie byłem wygnanym, o mało mnie nie zgubiły. Rosjanin nie zamierzał się ze mną cackać. Gdy tylko zorientował się, że jego pozycja jest zagrożona, zrezygnował z uczciwej walki. Zerwał rękawicę bokserską z prawej dłoni. Okazało się, że skrywał pod nią kastet. Widać organizatorzy wierzyli w dobre intencje walczących, skoro bez najmniejszego problemu przemycił broń na arenę.

Zacząłem przed nim uciekać, jednak w końcu mnie dopadł. Jego sierpowy wzmocniony uderzeniem kastetu zamroczył mnie tak, że aż mnie zniosło. Z trudem zachowałem równowagę, gdy spadł na mnie kolejny cios. Rosjanin walił mnie po głowie i brzuchu, a ja czułem napływającą do ust krew. Wszystko wokół wirowało. Olbrzym wykorzystał moją dekoncentrację. Poderwał z ziemi dochodzącego do siebie sędziego, którego służby obsługujące imprezę nie miały jak wyprowadzić z ringu, po czym rzucił na wpół przytomnym mężczyzną wprost we mnie. Siła uderzenia zepchnęła mnie na kratę i rozerwała ją. Wypadliśmy z ringu między krzesła pierwszych rzędów. Widzowie uciekli w popłochu, gdy żelazne pręty runęły na nas i przygwoździły do ziemi.

Leżałem przywalony ciężkim metalem w kałuży swojej krwi. Starłem się pojąć, co się właściwie stało. Jak to możliwe, że przegrywałem? Przecież nie tak miało to wyglądać. Ten olbrzym nie miał nic do stracenia, podczas gdy ja walczyłem o moją przyszłość. I teraz niby miałbym się poddać? Zaprzepaścić to, co darował mi los? Zrezygnować z wolności i dziewczyny marzeń?

Jakby w odpowiedzi na te pytania, kątem oka zobaczyłem Ellę. Wstała z miejsca i ruszyła w moją stronę. W jej oczach szkliły się łzy. Cała się trzęsła. Była przerażona. Wzbudzała tkliwość, jakiej nie czułem do nikogo przed nią. Uderzała w struny mojej duszy, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Wcześniej nie potrzebowałem uczuć tego typu. A teraz pragnąłem opiekować się tą delikatną blondynką. Nie chciałem, by płakała przez kogokolwiek. Powinna się śmiać, tryskać dowcipem i iść ze mną na tę cholerną kawę!

To dało mi siłę, by się nie poddawać. Mój przeciwnik chodził po ringu z rękoma w górze w geście triumfu. Uważał, że już zwyciężył. Szczerzył przy tym swoje obleśne złote zęby. Lekceważył mnie, myśląc, że to mój koniec. Zamierzał mnie dopaść i skończyć ze mną, jak z poprzednimi zawodnikami.

Niedoczekanie.

Tym razem to ja wykorzystałem nieuwagę rywala. Zebrałem w sobie wszystkie siły i tak, jak podczas mojej nieplanowanej ucieczki z kicia, gdy odsuwałem niewyobrażalnie ciężką pokrywę wieńczącą wylot kanału, zaparłem się i uniosłem metalową kratę, która dopiero co przygważdżała mnie do podłogi. Gdy udało mi się wstać, nie czekając na reakcję Rosjanina, wróciłem na arenę dzierżąc w rękach jeden z wyłamanych żelaznych prętów i momentalnie rzuciłem się na adwersarza. Olbrzym nie spodziewał się, że tak szybko odzyskam wigor. W ogóle nie spodziewał się, że będę w stanie jeszcze się z nim mierzyć. To go zgubiło. Niczym torpeda wpadłem na niego i zepchnąłem na przeciwległą ścianę klatki przyciskając do go do niej prętem tak mocno, że nie był w stanie złapać tchu. Rzucał się jak ryba pozbawiona tlenu, jednak nie puszczałem go z pułapki. Był typem osoby, która po uwolnieniu od razu odpłaciłaby mi pięknym za nadobne. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Czułem ból w klatce piersiowej i wciąż krwawiłem z nosa i skroni. Nie chciałem pogarszać swojego stanu. Zamierzałem żyć. Dla Elli. To zwycięstwo dedykowałem jej.

Pozbawiony dostępu tlenu Rosjanin zaczął słabnąć. Zrobił się siny, białka oczu wyszły mu na wierzch, a z ust wyrywały się coraz krótsze i głośniejsze charczenia. Płynąca mu z ust plwocina zaczęła mieć kolor krwi. Po chwili mężczyzna zawisł bezwładnie między żelazną ścianą, a mną. Wokół wybuchła euforia. Widzowie wstali ze swoich miejsc i wrzeszczeli na całe gardło zachęty, bym go załatwił. Bez problemu mogłem go zabić. Nie byłoby to trudne. Facet był nieprzytomny. Jeden cios wystarczył, by przeniósłby się na tamten świat i odpokutował za krzywdy, jakie wyrządził innym sportowcom. Jednak w chwili gdy byłem gotowy to zrobić, by dać za dość rozsierdzonemu tłumowi i własnemu poczuciu sprawiedliwości, spojrzałem na Ellę. Pokręciła głową, a ja zrozumiałem ten gest. Ona tego nie chciała. Dla niej cała ta sytuacja była chora. Miała rację. Rzeź nijak się miała do sportowej rywalizacji.

Odpuściłem. Rzuciłem pręt w kąt. Olbrzym zsunął się po kracie na deski. Zastępca sędziego odklepał trzykrotnie, po czym uniósł moją dłoń w górę. W tej chwili patrzyłem tylko na Ellę. Widząc zachwyt na twarzy blondynki czułem, że naprawdę zwyciężyłem. Nie tylko nad przeciwnikiem, ale i nad sobą. Pokonałem potwora, który tkwił we mnie i żądał krwi wroga. To było nie lada osiągnięcie. Wcześniej nie zdarzało mi się hamować w tego typu sytuacjach. Nie uznawałem litości, zawsze parłem do celu po trupach. Gdy coś sobie założyłem, nikt nie mógł mnie od tego odwieść, tymczasem dziś stało się coś nieprawdopodobnego. Ella miała nade mną tajemną moc. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale chciałem jej słuchać i działać tak, aby była ze mnie dumna.

Więzień namiętności - PREMIERA 10.02.2021 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz