21

1.2K 87 14
                                    

Bernard milczał przez chwilę. Choć nie dawał tego po sobie poznać, gdyż jego twarz przeciął jedynie nieznaczny grymas, wiedziałem, że przeżuwa te słowa niczym osobistą porażkę. Fakt, że jego ochrona wychodziła słabo na moim tle. Miałem nad nimi przewagę. No i – czy tego chciał, czy nie – sympatię jego córki.

– Chciałbym zostać z Ellą sam na sam – odezwał się w końcu. – Muszę z nią porozmawiać na osobności. O ile osobność jest w ogóle możliwa w tym... chlewie. – Popatrzył na odrapane ściany i ubrudzoną kotarę oddzielającą łóżka pacjentów, po czym głośno westchnął.

Miałem ochotę się zaśmiać. On był niemożliwy. Jednak bez słowa wypełniłem polecenie. Wyszedłem z sali i usiadłem na parapecie okna znajdującego się naprzeciw niej. Nie wiedziałem co robić. Spojrzałem na komórkę. Ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń od Krzykowskiego. Pewnie powinienem zdać mu raport, ale co miałbym mu powiedzieć w tej chwili? Że zawiodłem? Postanawiałem poczekać na rozwój wypadków i przedłużyć ostatnie godziny na wolności. Jeśli ponownie miałem wrócić do kicia, musiałem pożegnać się z Ellą. Nie mógłbym odejść bez słowa. Chciałem ją jeszcze raz zobaczyć. Ta potrzeba zmusiła mnie do warowania pod jej pokojem. Po kwadrancie drzwi do sali otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Bernard.

– Jutro. Dwunasta w południe. Tutaj! – rzucił, przechodząc obok mnie.

Popatrzyłem na niego zdumiony.

– Słucham?

– Cenię punktualność u moich pracowników. A teraz zmiataj. Doprowadź się do ładu, bo schludny wygląd też ma dla mnie znaczenie. Ochroniarz mojej córki nie może wyglądać jak degenerat spod ciemnej gwiazdy. Od teraz masz być dżentelmenem, a nie przestępcą. I przywieź swoje rzeczy. Wprowadzasz się do mojej rezydencji – oznajmił władczym tonem i pospiesznie ruszył ku schodom.

Przyznaję: w tej chwili zbierałem szczękę z podłogi.

Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Przecież on mnie nie cierpiał !To musiała więc być zasługa Elli. Przekonała go. Nie mogłem w to uwierzyć! Udało się. Wkręciłem się do rodziny Dembowskyego. Może jednak pobyt za kratami nie był mi pisany, jak sądziłem?

Zaglądnąłem przez okno w drzwiach do Elli. Spała i wyglądała jak anioł z aureolą utworzoną ze złotych pasm włosów wystających spod bandaża, którym obwiązano jej głowę. Nie zamierzałem jej przeszkadzać. Musiała nabrać sił i wypocząć. Zbiegłem po dwa schody na parter. Czułem rozpierającą mnie energię. Wsiadłem do Porche i nim ruszyłem podłączyłem zestaw głośnomówiący.

– To ja... – zacząłem, gdy Adrian odebrał połączenie.

– Gdzieś ty, do chuja, się podziewał?! – wrzasnął na mnie przełożony.

– Ratowałem panienkę z opresji – odpowiedziałem.

– To wiem – Krzykowski nadal się nie hamował i wrzeszczał w słuchawkę: – Czy ty wiesz coś narobił? Kurwa! Jatka w parku. Dwóch zabitych z raną postrzałową głowy. W dodatku przy świadkach... Znowu mi to robisz!

– Pierdolę to – wzruszyłem ramionami.

– Ty pierdolisz? Ty, kurwa, pierdolisz? Kolejny raz zostawiasz mi syf. Nie pozwolę na to. Skażą cię na dożywocie za taki wyskok!

– Chciałeś, bym wywalczył sobie pracę – powiedziałem lodowato zimnym tonem. – I wywalczyłem. Cel uświęca środki, nie?

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Adrian trawił tę rewelację. Dopiero po chwili zapytał już spokojniej:

– Przyjął cię?!

– Zaczynam od jutra. Po trupach do celu. Jak widać w tym wypadku dosłownie, bo trupy faktycznie się do czegoś przydały – zakpiłem.

– Postaraj się zapanować nad swoją potrzebą mordu – komentował Krzykowski. – Im mniej będziesz zwracał na siebie uwagę, tym lepiej. Posprzątanie po tobie zajmie...

– Chcesz bym wykonał zlecenie, to zamknij się i daj mi wolną rękę – warknąłem. – Na tę dziewczynę faktycznie ktoś poluje. Dorwę go, ale musisz się liczyć z tym, że podobne sytuacje do dzisiejszej mogą się powtórzyć. Zresztą sam dałeś mi broń.

– W dupie mam tę dziewczynę – znów podniósł głos Krzykowski. – Interesuje mnie tylko jej ojciec, więc skup się na nim, a nie na robieniu maślanych oczek do gówniary! Posuwanie jej nie jest elementem twojej misji.

Złamas! Oby nadszedł dzień kiedy dane mi będzie zemścić się i na nim.

Odetchnąłem głęboko, aby się uspokoić.

– Ona jest kluczem do niego. Dzięki jej poparciu Bernard uległ i zatrudnił mnie, choć nie cierpi Anglików. Szkoda, że twoi informatorzy przeoczyli tak ważny szczegół. Pewnie uniknęlibyśmy rozlewu krwi i wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym odgrywał inną rolę. Dembowsky wybrałby mnie od razu po walce, a Ella nie uciekłaby z płaczem z Gazowni. Dlatego jeśli spanie z nią ułatwi mi dostęp do jej ojczulka, zamierzam to robić, ku chwale ojczyzny i twoich interesów, dlatego odwal się od niej i zostaw ją w spokoju.

– Obyś tylko się nie zakochał, bo zdarzało się już, że przez uczucie najlepsi agenci tracili rozum, a przez to i życie – skomentował złośliwie Krzykowski.

– A przez nieczyste zagrywki ginęli najwięksi politycy – odgryzłem się. – Poza tym coś mi obiecałeś. Rozumiem, że jak tylko dotrę do hotelu znajdę tam akt amnestii. Dostałem pracę, tak jak się umówiliśmy. Teraz czekam na ułaskawienie.

Adrian nie odpowiedział, tylko przerwał połączenie. Byłem pewny, że coś wykombinował i to coś na bank miało mi się nie spodobać.

Dojazd do Hiltona moim srebrnym cackiem zajął mi chwilę. Szybko dotarłem do mojego pokoju i wpadłem do wnętrza. Na łóżku leżała czarna teczka. Sięgnąłem po nią drżącymi z ekscytacji dłońmi. W jej środku złożona została moja przyszłość. Otworzyłem ją i już wiedziałem na czym polegał myk Krzykowskiego. Wszystkie dokumenty dotyczące oczyszczenia osoby Thomasa Andersona z ciążących na nim zarzutów opatrzone zostały pieczątką kopia.

– Kurwa! Ja pierdolę! Zabiję sukinsyna! – wrzasnąłem rzucając papierami o ścianę.

Wyciągnąłem komórkę i wybrałem ponownie numer Adriana. Jednak ten nie odpowiadał. Szybko napisałem wiadomość:

Gdzie oryginał amnestii?

Chuju! – dodałem w myśli.

Prawie od razu otrzymałem odpowiedź:

Bezpieczny u mojego notariusza.

Miałem go dostać po zatrudnieniu! – odpisałem czując buzującą w ciele wściekłość.

Ten skurwiel znów ruchał mnie bez mydła, a ja nie mogłem mu się przeciwstawić. Stałem się ponownie marionetką w jego brudnych łapskach. Mógł ze mną robić, co zechciał.

Zamiast wiadomości rozległ się dźwięk połączenia. Natychmiast odebrałem. Nim zdążyłem coś powiedzieć, uprzedził mnie Adrian:

– Musiałbym być kretynem, by ci go dawać teraz. Postanowiłem się zabezpieczyć. Oryginalny akt, potwierdzający twoje zwolnienie z więzienia i oczyszczenie z zarzutów dostaniesz po misji. Muszę mieć gwarancję, że zrobisz wszystko, co ci każę. Jeśli coś spierdolisz, jak z Nowakiem, albo będziesz próbował się wymknąć, zniszczę akt. Masz do mnie zadzwonić, jak tylko dowiesz się czegoś ciekawego o Dembowskym. I nie zapominaj, że każdy pies ma jednego pana. Bernard nim nie jest. Daję ci tydzień na przyniesienie mi czegoś interesującego o nim.

– Ty...

Więzień namiętności - PREMIERA 10.02.2021 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz